Zaangażowaliśmy się w stworzenie Ogólnopolskiej Sieci Edukacyjnej. W miniony czwartek podpisaliśmy w tej sprawie porozumienie z Ministerstwem Cyfryzacji. Zadeklarowaliśmy w nim, że w 3 lata podłączymy do szybkiego internetu światłowodowego ponad 4,5 tys. szkół w całym kraju. To bardzo dużo. Dla porównania w OSE ma znaleźć się trochę ponad 30 tys. szkół. Ich podłączenie do światłowodów jest naturalnym przedłużeniem naszych inwestycji. Przypomnę, że w jego zasięgu do końca 2018 r ma znaleźć się co czwarte gospodarstwo domowe w Polsce. Zapraszam Was do obejrzenia reportażu z konferencji, która towarzyszyła podpisaniu porozumienia. Zobaczycie też, jak wiele korzystają dzieciaki uczestnicząc w projekcie #SuperKoderzy, który realizuje Fundacja Orange.

Wojtek Jabczyński

Stwierdzenie, że każda firma, nawet najmniejsza wpływa na swoje otoczenie, to truizm. Przypuszczam, że im większa, tym owe oddziaływanie silniejsze. Jednak trudno to określić, gdyż większość firm swojego wpływu społecznego nie mierzy. Domyślam się dlaczego – to bardzo trudne zadanie. Przekonaliśmy się o tym, gdy po raz pierwszy przygotowaliśmy raport wpływu Orange Polska. Oszacowano w nim między innymi wpływ naszej działalności na PKB Polski (5,3% wzrost w latach 2004 – 2015 dzięki internetowi od Orange Polska), rozwój lokalnych społeczności, czy rozwój firm i nowe miejsca pracy u dostawców dzięki zamówieniom Orange Polska.

To jak myślimy o naszym wpływie pokaże na przykładzie porozumienia, które wczoraj podpisaliśmy z Ministerstwem Cyfryzacji. Zadeklarowaliśmy, że w 3 lata podłączymy ponad 4500 szkół, czyli prawie 15% wszystkich szkół w Polsce do światłowodu. Zapłacimy za to z własnych środków. Jest to jednak dla nas naturalne przedłużenie inwestycji w światłowody – tak by służyły również najmłodszym. A przepustowość liczona w setkach Mb/s daje dostęp do ciekawszych lekcji (wyobraźcie sobie lekcję prowadzoną dla tysięcy szkół prosto z Centrum Nauki Kopernik), a także wsparcie dla nauczycieli.

Dlaczego zaczęliśmy mówić o mierzeniu naszego wpływu, skąd wzięła się ta koncepcja? Posłuchajcie mojego szefa, Konrada Ciesiołkiewicza, dyrektora Komunikacji Korporacyjnej i CSR w Orange Polska. Moim zdaniem warto, bo pokazuje to szerszy kontekst myślenia o biznesie.

Gdybyście chcieli dowiedzieć się więcej o naszym wpływie zajrzyjcie do naszego Raportu Wpływu Społecznego.

A więcej dyskusji o wpływie na tegorocznym Kongresie Profesjonalistów PR w Rzeszowie www.kongresprofesjonalistow.pl

Michał Rosiak

Dziś będzie krótko, ale treściwie. Ostrzeżeń w sumie nigdy za mało, no nie? Odwiedzili nas dzisiaj w bezpieczeństwie IT goście. W sumie to nic dziwnego, że przedstawiciele różnych dostawców przyjeżdżają pogadać o różnych rzeczach, np. o tym jak zapobiegać phishingowi. Nagle jeden z gości sięga po telefon i mówi:

– O, zobaczcie, ja mam świetny przykład bardzo przemyślnego phishingu!

Co z tą wiadomością jest nie tak? Dla ułatwienia zaznaczyłem czerwonym kwadracikiem dwa kluczowe miejsca – jedno, które trzeba zobaczyć i drugie, w które absolutnie nie wolno klikać. No i dwie litery w pierwszym akapicie też nie wyboldowały się przypadkiem 🙂

Czego jak czego, ale sprytu przestępcom odmówić nie można. Wręcz dziwne, że dopiero teraz zaczynają się orientować, że polskie znaki diakrytyczne mogą im pomóc w poprawie efektywności ich niecnego procederu. Pomyślcie sami – na co zwrócicie uwagę, dostając takiego maila? Oczywiście przy założeniu, że macie konto na Paypalu (Paypału?), bo w przeciwnym przypadku od razu zorientujecie się w podstępie. Proste – najistotniejsze będzie, że przecież ktoś zalogował się na Wasze konto? A co wtedy robimy? O rany, szybko, muszę zmienić hasło, zalogować się!

No właśnie. W efekcie ze sporym prawdopodobieństwem o tym, że nie macie konta w serwisie Paypał, zorientujecie się wtedy, gdy zobaczycie na karcie płatniczej transakcję z tego serwisu bez „ł”, bo przecież właśnie podaliście złym ludziom swój login i hasło.

Co robić? Uważać. Niczego nie klikać odruchowo, nie dawać się złapać na tak naprawdę prostackie metody manipulacji, mające wywołać w Was poczucie niepokoju i konieczność natychmiastowej reakcji, „bo przecież moje pieniądze!”. Wszystko. Czytajcie. Powoli. A jeśli macie konto w danym serwisie i chcecie się upewnić, czy na pewno nic się nie stało, nie klikajcie linka! Po prostu wpiszcie adres w przeglądarce.

W sumie w ogóle bezmyślne klikanie jakichkolwiek linków nie jest dobrym pomysłem. Oczywiście jeśli macie stuprocentową pewność, wiadomość jest od znajomego, nie brzmi dziwnie, nic nie wzbudziło w Was poczucia zaniepokojenia – oczywiście tak. W innym przypadku – wpiszcie adres z ręki, albo zajrzycie „pod link”, najeżdżając nań myszą, czy adres, który się wtedy pojawi, jest dokładnie taki, jakiego oczekujecie. I pamiętajcie, że małe „el” wygląda dokładnie tak samo, jak duże „i”, zbitka małych liter „er” i „en” bliźniaczo przypomina małe „em” i pewnie jeszcze sporo takich pułapek dałoby się znaleźć. Jeśli cokolwiek wzbudza choć trochę Wasze podejrzenia – upewniając się, czy wszystko jest w porządku może stracicie kilka sekund, ale oszczędzicie nerwy.