Odpowiedzialny biznes

W zaciszu stacji narciarskiej

Bartosz Nowakowski Bartosz Nowakowski
12 lipca 2010
W zaciszu stacji narciarskiej

Upalny weekend we francuskich Alpach dał się we znaki kolarzom. Narzekali wszyscy, ale rację chyba miał Damiano Cunego, który stwierdził, że warunki były równe dla wszystkich. Właśnie, czy pierwsze starcie w górach pomogło w rozwiązaniu zagadki, kto będzie zwycięzcą? Z pewnością to wyścig pełen kraks. Dużo o tym może powiedzieć Lance Armstrong, choć może lepiej nie pytać i nie drażnić amerykańskiego kolarza. Teksańczyk już wie, że walka o triumf zakończyła się wczoraj na stacji narciarskiej Morzine-Avoriaz.

Okazało się, choć można było się tego domyślić, że o zwycięstwo będą walczyć Alberto Contador i Andy Schleck. Ten drugi pokazał próbkę swoich umiejętności i na ostatnim kilometrze do stacji Morzine odjechał Hiszpanowi. Można stwierdzić, 1:0 dla Schlecka. Może to nie jeszcze zyskanie przewagi czasowej, na pewno psychicznej, na zasadzie pogrożenia palcem: "Albercik, nie zapominaj o mnie".

Jak przysłowie powiada, "gdzie dwóch się biję, tam trzeci korzysta". Nie sposób nie wspomnieć, że liderem został Cadel Evans. Australijczyk trykot mistrza świata zamienił na żółtą koszulkę i pewnie teraz na Antypodach kibice mocno wspierają, by dowiózł ją do Paryża. Droga daleka, ale nie niemożliwa...

Zanim Evans i reszta peletonu wyruszy w dalszą podróż w stronę Paryża (a metropolia jeszcze zza alpejskich i pirenejskich gór niewidoczna), dziś wszyscy mają chwilę wytchnienia - dzień wolny w stacji narciarskiej Morzine, by jutro wyruszyć w wysokie partie Alp (może swoje umiejętności pokaże Sylwester Szmyd). Tak będzie to wyglądało:

Największą trudnością do pokonania będzie przełęcz Madeleine (2000m npm). Podjazd ma najwyższą kategorię. Pierwszy, który dotrze na szczyt z przewagą ma wielkie szanse na wygranie etapu. Pozostaje dobrze pokonany zjazd do Saint-Jean-de-Maurienne. To etap dla prawdziwych górali i walka o białą koszulkę w czerwone grochy. Czy po zdobyciu Mistrzostwa Świata w piłce nożnej przez Hiszpanię, Alberto Contador pokażę swoje możliwości?


Rozrywka

„Poznań, I love you”

Ryszard Kaminski Ryszard Kaminski
12 lipca 2010
„Poznań, I love you”

Jak możesz zrobić coś fajnego dla miejsca które cenisz czy kochasz? Czasami duże środki wcale nie są konieczne. Grupce poznaniaków wystarczyło pięć tysięcy zdjęć i dwa tygodnie pracy. Z tej mieszanki powstał film, który robi furorę w internecie. Od 2 lipca obejrzało go już 58 tys. internautów.

Piątka zapaleńców (dwie dziewczyny i trzech chłopaków) na pomysł zrobienia filmu o swoim mieście wpadła siedząc przy piwie. Idea filmu jest prosta, to migające stopklatki z różnych zakątków Poznania. Wykonanie robi za to wrażenie, to trzy minuty czarodziejskiej i nastrojowej wycieczki w najbardziej urokliwe miejsca, istotne dla historii i ducha miasta.

Dajcie znać czy Wy również realizujecie równie niecodzienne projekty, chętnie o nich napiszemy. Na mnie film i jego autorzy zrobili wrażenie, ziomale szacun od poznańskiej pyry.


Odpowiedzialny biznes

Viva Espana!

Wojtek Jabczyński Wojtek Jabczyński
12 lipca 2010
Viva Espana!

Musicie wybaczyć kibicowi futbolu lekki off topic blogowy, ale dziś nie mogę sie powstrzymać przed kultowym "A nie mówiłem!" Mój faworyt został mistrzem świata. Viva Espana! Szkoda tylko, że nie obstawiałem wyników u bukmacherów, zwłaszcza po pierwszym meczu ze Szwajcarią. Final piękny nie był, ale zwyciężców się nie sądzi. Od razu inaczej wygląda porażka naszej reprezentacji 6:0 z najlepszą drużyna globu :-) Wtedy na stadionie w Murcii przecierałem oczy, jak można grać w futbol. W RPA zdecydowanie potwierdziło się, że faceci są z innej piłkarskiej bajki. Z tego co pamiętam jeszcze nikt nie wygrał pod rząd ME, MŚ i jeszcze raz ME. Według mnie Hiszpanie mają szansę. Zobaczymy jak sobie poradzą w Polsce i na Ukrainie.

Scroll to Top