
Szaleństwo Pokemonów w ostatnich dniach (wyczytałem, że ponoć ruch w sieci związany z grą Niantica przekroczył nawet ten, związany z pornografią!) spowodowało, że zacząłem się zastanawiać – nie pierwszy raz zresztą – nad tym, co by było, gdyby rzucić to wszystko w diabły i pojechać w Bieszczady 😀 Autentycznie mam coraz częściej chęć zamknąć się w jakiejś samotni i choć ostatnio na Twitterze żartowałem, że zrobiłbym to pod warunkiem, że będzie do niej dochodziło porządne FTTH (Fiber To The Hermitage 🙂 ), zrobiłem sobie listę, z czego musiałbym zrezygnować, rzucając świat online.
– informacje on-line: akurat polityka niemiłosiernie irytuje mnie od ok. 10 lat, a cała reszta newsów to click-baity o tym, która gwiazda czego akurat nie założyła; trochę byłoby mi szkoda newsów technologicznych i czytanych od bodaj 7-8 lat codziennie RSSów ze Spiders Web i Antyweba; no i ominęłyby mnie szaleństwa Pokemonów i pomysłów polityków (nie wiem, co gorsze)
– seriale: rezygnacja z dobrodziejstwa sieci bolałaby jak diabli, ale przynajmniej część seriali da się obejrzeć w stacjach telewizyjnych, a że z opóźnieniem? Cóż, bez sieci i tak nie wiedziałbym, który sezon akurat nadają w USA
– aparat fotograficzny: jakoś przed erą komórek radziłem sobie z cyfrową „idiotenkamerą”
– media społecznościowe: Twittera brakowałoby mi bardzo, ale wtedy przynajmniej wiedziałbym, który z przyjaciół jest naprawdę wartościowy i poświęci swój czas, by odwiedzić mnie w samotni
– nawigacja w mieście i poza nim: na przystankach są rozkłady jazdy, a atlasy drogowe zdaje się jeszcze produkują
– e-booki: na Kindle’u mam tyle nieprzeczytanych książek, że wystarczyłyby mi na roczny detoks
A co znalazłoby się po stronie zysków?
– spokój, koniec przygniatającego FOMO
– odpoczynek dla mózgu, nie nadążającego z przetwarzaniem nieprzerwanego ciągu danych
– przeżywanie swojego życia, zamiast przeżuwania podawanej nam papki
– odbudowa faktycznych, offline’owych więzi międzyludzkich
I – last, but not least:
– brak jakichkolwiek ryzyk, związanych z cyber-przestępczością
Przyznajcie się, kusi Was taki detoks? Mnie bardzo i spróbuję go wprowadzić w życie podczas urlopu: pomoże mi sytuacja, będę go bowiem spędzał za granicą, wystarczy po prostu nie kupić lokalnej karty prepaidowej z transferem internetu. Na co dzień też bym chciał podjąć to wyzwanie, ale charakter mojej pracy na to nie pozwala… A Wy? Gotowi byście byli podjąć wyzwanie, niech będzie: „Miesiąc bez internetu”? Amerykanie robią już nawet obozy „detoksykacyjne” – myślicie, że przyjęłoby się to w Polsce?
Frontpage photo: DavityDave/Flickr