Orest Lenczyk, trener Śląska Wrocław mówił po wczorajszym meczu, że jego drużyna była jak samochód, który stracił jedną, a później drugą oponę, a mimo to dojechał szczęśliwie. Później przyszły zdania o piekle i niebie, w których w ciągu meczu kilka razy znajdowali się to zawodnicy Śląska to też gracze Dundee United. W piłkarskim piekle skończyli jednak pomarańczowi a zieloni szczęśliwie wracają do kraju.
Ci, którzy mecz oglądali raczej nie mieli szansy się nudzić. Dramaturgia tego meczu, liczba sytuacji podbramkowych plus sytuacji stuprocentowych zwłaszcza Szkotów kilkakrotnie przewyższała średnią. Można jednak się zgodzić z Lenczykiem, że w obu meczach to Wrocławianie byli lepsi piłkarsko, technicznie, organizacyjnie i grali z większym pomysłem. Trzeba też przyznać, że grali z większym sercem do gry. To ostatnie zwłaszcza było ważne, bo Szkotom może brakowało umiejętności, ale na pewno nie serca.
Teraz czeka nas polsko-bułgarska wojna. Śląsk gra z Lokomotivem Sofia, a Wisła z Litexem Łowecz i to ona raczej ma trudniejsze zadanie niż wicemistrz Polski. Zespół zagadka czeka natomiast na Legię Warszawa, która zagra z tureckim Gaziantepsporem, klubem spod syryjskiej granicy, któremu dopingują głównie Kurdowie.
I na koniec jeszcze łyżka dziegciu. Pogromca Jagielloni Białystok - słynny zespół Irtysz Pawłodar (Kazachstan) - został wyeliminowany przez nie mniej utytułowaną potęgę piłkarską Olimpi Rustawi (Gruzja). Piszę o tym nie dlatego by dokopać leżącemu, ale by wstyd przerodził się w piłkarską złość, która da takie serce do walki jak wczoraj Śląskowi Wrocław. Blisko 2000 naszych kibców na stadionie w Dundee, z czego znaczna część przyjechała z Wrocławia, nie żałowała na pewno dalekiej wyprawy.