Nie jestem tak dużym fanem żuzla, jak piłki nożnej, ale kilka razy na Grand Prix byłem. I powiem szczerze, że to taki "nudny" sport, gdzie jeździ kupa facetów z różnych krajów i kontynetów, a i tak zawsze zwycięża Tomasz Gollob - POLSKA. Albo coś w tym jest, albo podczas tych chyba czterech zawodów, na których byłem mam wyjątkowego farta. Ale w minioną sobotę w Toruniu to nie był już fart.
Najwyższe miejsce na podium - Tomasz Gollob, POLSKA; stopień niżej na podium - Rune Holta, POLSKA; trzecie miejsce - Jarosław Hampel, POLSKA. Wynik Grand Prix na żużlu w Toruniu, którego chyba nikt z ponad 15 000 polskich kibiców się nie spodziewał. Zwłaszcza, że to pierwszy taki sukces w historii żużla, gdzie jeszcze nigdy trzech zawodników z jednego kraju nie stanęlo na podium obok siebie. To tak jakby Turniej Czterech Skoczni wygrał Adam Małysz, przed Kamilem Stochem i Krzysztofem Miętusem lub braci Kliczko pokonaliby Adamek z Gołotą, a Wałujełowi dołożyłby Sosnowski.
Te ostatnie porównania są tak prawdopodobne, jak wygrana Polski w ME 2012. Tym bardziej cieszy, że mamy polski sport, w którym to inni nie mogą zrozumieć skąd taka dominacja Polaków w speedwayu. Bo ci, którzy oglądali to na żywo na stadionie, albo w telewizji nie mieli watpliwości, że Polacy w sobotę raczej latali, jak Anakin w pierwszej części Gwiezdnych Wojen, a pozostali jeździli na bardziej przyziemnych, tradycyjnych sprzętach.
I to sobie myślę, 15 tysięcy szczęśliwych polskich kibiców od rana do rana bawiących się w Toruniu, nowoczesny stadion, nawet piwo na nim sprzedają i nikt się nie bije, do tego pokazy sztucznych ogni na koniec, muzyka, parady motockli i do tego trzech Polaków na pudle. Szkoda, że pewien inny sport organizacją i sukcesami Polaków na razie jest o kilka lat świetlnych.