Pół godziny dzieliło nas od półfinału. Druga połowa pokazała, że w rankingu „oddanie serca na parkiecie” jesteśmy poza zasięgiem wszystkich, tak w wyrachowanej grze plasujemy się poza „wielką czwórką”.
W niedzielę obejrzałem poczynania Chorwatów z Francuzami. Stwierdziłem, że będzie piekielnie trudno, ale cień szansy jest większy niż mój cień jaki rzucam po tych wszystkich emocjach. Porównanie oczywiście odbywało się na tle gry Francuzów (dla mnie są faworytami do wygrania tego turnieju). I zawsze zapominam słynnej maksymy: „Mecz meczowi nierówny”.
Przed spotkaniem, trener Chorwatów nie krył pewności. Po meczu Polski ze Szwecją trochę ironicznie odpowiadał, „Polska? Bramkarz miał dzień konia”. Sam przed wczorajszym meczem długo zastanawiałem się, kogo postawiłbym między słupki od pierwszych minut. Szmal czy Wyszomirski? Nim zdążyłem sobie odpowiedzieć rozpoczął się mecz.
Zakończymy tę imprezę na 5-6 miejscu. Możemy śmiało stwierdzić, że jesteśmy czołówką światową, bo europejski czempionat jest trudniejszy niż mistrzostwa świata. Wielu chłopaków debiutowało w tak wielkim turnieju, poznając smak emocji. Reprezentacja jest w budowie, do której wchodzi nowe pokolenie. Dlatego przy takim rezultacie hasło „budowania drużyny” w innych dyscyplinach drużynowych daje do myślenia.
Za dwa lata mistrzostwa Europy w Polsce. To mogą być dopiero emocje. Wcześniej mistrzostwa Świata w Katarze. Półfinał dałby nam automatyczną kwalifikację. Wierzę, że i tak pojedziemy.