;

Odpowiedzialny biznes

Zasady są po to, aby… (0)

Bartosz Nowakowski

21 grudnia 2010

Zasady są po to, aby…
0

Można odnieść wrażenie, że im bardziej zawiłe zasady danej dyscypliny sportowej, tym większe zniechęcenie kibiców. Dziś sport musi być szybki, efektowny, trzymający w napięciu i jak najprostszy w zrozumieniu. Brak którejkolwiek cechy, skreśla możliwości na masową popularność.

Skoki w nieznane

Od początku tego sezonu, w skokach narciarskich na stałe zagościły nowe zasady oceniania. Średnia noty wyliczana jest za pomocą specjalnie rozmieszczonych fotokomórek na skoczni. Mierzona jest siła wiatru i na tej bazie wyliczany zostaje współczynnik. Polska Agencja Prasowa podała przykład wyliczeń noty według nowych zasad:

„Skoczek wylądował na 119,5 metrze, na skoczni HS-130 przy wietrze 1,55 m/s skierowanym w plecy. Według przygotowanego wzoru do jego wyniku zostanie dodane 7,28 m, po zaokrągleniu – 7,5 m. Ostatecznie zawodnikowi zostaje zaliczona odległość 127 m. Przy korzystnym wietrze, pod narty, od rzeczywistej odległości skoku odejmuje się metry”.

Co to oznacza dla przeciętnego kibica, który zasiada przed telewizorem, aby obejrzeć konkurs? Po oddaniu skoku przez zawodnika, sympatyk skoków musi poczekać moment na wszelkie obliczenia komputera, bo sam nie jest w stanie obliczyć tych skomplikowanych wzorów tak szybko w pamięci. Poza tym, nie posiada też wszystkich danych, ponieważ średnia siła wiatru musi być wyliczona przez owe fotokomórki. I tu zaczynają się schody. Pomimo, że skoczek, załóżmy, osiągnął najdalszą odległość wcale nie musi objąć prowadzenia. To musi zweryfikować wiatr, a raczej te rozmieszczone fotokomórki. Według Waltera Hofera taki system doprowadzi do sprawiedliwego oceniania.

Tombakowa zasada

Na ubiegłorocznych klubowych mistrzostwach świata w siatkówce, pozwolono sobie na pewne eksperymenty w zasadach gry. „Złota formuła”, bo tak nazwano innowację, zakładała, że po odbiorze zagrywki, nie wolno atakować z pierwszej linii. Turniej miał być głównym sprawdzianem dla nowej zasady. Jednak „złota formuła” nie została mile przyjęta i ostatecznie z niej zrezygnowano. Najwidoczniej nie poprawiło to efektowności gry. A przecież wcześniejsze zmiany wydłużenia seta do 25 punktów, znacznie zmieniły obraz siatkówki.

Konserwatywne podejście

Z dużą niechęcią do zmian w zasadach podchodzi Międzynarodowa Federacja Piłkarska. Pomimo, że napór z różnych stron bywa znaczący, organizacja jest nieugięta. Chodzi oczywiście o powtórki wideo, które mógłby weryfikować niejasne sytuacje na boisku. Konserwatyzm FIFA jest podobny do konserwatyzmu watykańskiego. Dla prób wprowadza się więcej arbitrów lecz to nie  zmienia faktu, że człowiek nie jest nieomylny. I na ten argument powołują się prominenci FIFA, twierdząc, że od początków dyscypliny sędzią był człowiek i nie można tego zmieniać. Mało przekonujące są pozytywne efekty z innych dyscyplin. W hokeju, przy niejasnej sytuacji główny sędzia konsultuje się z sędzią, który weryfikuje powtórki wideo. W tenisie ziemnym system fotokomórek „hawk eye”, zmienił sytuacje w niejednym meczu. Zastanawiające jest, że dla FIFA tylko zasady, dotyczące gry pozostają nietykalne. Przecież piłka nożna przez lata zmienia się diametralnie. Firmy wymyślają nowe technologię do tworzenia piłek i sprzętu (choćby butów), a wszystko to w dobie szybszej i efektownej dla oka gry. W takim razie czemu konserwatywne podejście nie obejmuje całości? Skoro od początku sędziuje człowiek, to czas może powrócić do skórzanej piłki „biedronka”? Choć historia futbolu wspomina jeszcze o piłkach z jelita.

W każdym razie, chyba rację miał Alfred Adler wypowiadając słowa: „Łatwiej jest walczyć o zasady, niż żyć zgodnie z nimi”.

Udostępnij: Zasady są po to, aby…
podaj nick
komentarz jest wymagany
Please prove you are human by selecting the Key. wybierz ikonę
proszę zaznaczyć zgodę

;

Reklama

Szał marketingowych maskotek (0)

Wojtek Jabczyński

21 grudnia 2010

Szał marketingowych maskotek
0

Przedświątecznie szukałem na Allegro pierwszego sezonu Ally McBeal i przy okazji wstukałem w wyszukiwarkę Serce i Rozum, czyli nasze sztandarowe maskotki. Mocno się zdziwiłem, bo aby je zdobyć musiałbym zapłacić więcej niż za box DVD z wyczynami zabawnej prawniczki i jej znajomych. Koszt zestawu pluszaków to 100-250 zł (osobno taniej, ale aby rozdzierać taką parę musiałbym nie mieć serca). Poszedłem dalej tropem marketingowych postaci. Pan Pikuś od 33 do 169 zł. Mały Głód 10-100 zł. Marketingowcy to naprawdę mają siłę przebicia. Z drugiej strony postacie są naprawdę słodkie, a wspomagane reklamą stają się obiektem pożądania nie tylko przez dzieci. Sam dostaję po kilka e-maili w tygodniu z prośbą o Serce i Rozum. Dlatego z zaczarowanej szafy rzecznika szybko zniknęły zapasy. Teraz nie mam nawet żelaznej rezerwy. Dla fanów dobra wiadomość jest taka, że Serce i Rozum w ilościach hurtowych produkuje się w Chinach, a do Polski powinny dotrzeć na przełomie stycznia i lutego. Mamy już parę sprytnych pomysłów, jak potem trafią do naszych klientów neo. Myślę również, że uda mi się podebrać kilka sztuk dla czytelników bloga.

serce-rozum-glod-pikus.jpg

Udostępnij: Szał marketingowych maskotek
podaj nick
komentarz jest wymagany
Please prove you are human by selecting the Plane. wybierz ikonę
proszę zaznaczyć zgodę

;

Odpowiedzialny biznes

Kto wygrał mecz? – dzieciaki (0)

21 grudnia 2010

Kto wygrał mecz? – dzieciaki
0

Co jest najważniejsze w sporcie? Zwykle wynik, ale nie zawsze. Są takie okazje, gdy gra się o wyższe cele. Od 6 lat, w grudniu taką właśnie okazją są mecze charytatywne, które drużyna Orange i Przyjaciele rozgrywa z Reprezentacją Dziennikarzy Polskich.

O co w takim razie gramy, a raczej dla kogo? Pomagamy dzieciakom z warszawskiego Ośrodka Wsparcia Dziecka i Rodziny „Koło”. W tym roku razem z Fundacją Orange piłkarze przekazali im czek na 20 tys. złotych, a łączna pomoc dla nich to już blisko 100 tys. złotych. Z tych pieniędzy finansowane są przede wszystkim wyjazdy podopiecznych ośrodka na zimowiska.

Oczywiście te mecze to również doskonała zabawa i zacięta rywalizacja. Po 2 początkowych remisach od 4 lat wygrywamy, ostatnio 6:2. Warto mieć przyjaciół, bo dla Orange bramki strzelali m.in. Marcin Żewłakow i Adrian Mierzejewski. Specjalnie chcę jednak wyróżnić Marka Wojdynę (nr 22), naszego kolegę z departametu, który zagrał świetne zawody i również strzelił bramkę.

Więcej o meczu opowie Wojtek Jabczyński, kapitan naszej drużyny, którego poprosiłem by był naszym grającym reporterem. Zobaczcie relację.

Udostępnij: Kto wygrał mecz? – dzieciaki
podaj nick
komentarz jest wymagany
Please prove you are human by selecting the Tree. wybierz ikonę
proszę zaznaczyć zgodę

Dodano do koszyka.

zamknij
informacje o cookies - Na naszej stronie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z orange.pl bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza,
że pliki cookies będą zamieszczane w Twoim urządzeniu. dowiedz się więcej