Raczej niezauważenie przeszedł ostateczny wyrok w chyba najważniejszej sprawie sportowej w ostatnich latach. Maciej Żurawski, były reprezentant Polski przegrał toczący się od lat proces z Telekomunikacją Polską, Głównym Sponsorem Piłkarskiej Reprezentacji Polski. Proces dotyczył wykorzystania jego wizerunku przez TP.
Dlaczego to takie ważne. A dlatego, że wizerunek reprezentantów w danej dyscyplinie, jest często najważniejszym, a w niektórych przypadkach niemal jedynym wartościowym dobrem sprzedawanym sponsorom przez związki sportowe. Gdyby związki sportowe byłyby pozbawione tego prawa czyli wykorzystania wizerunku sportowca (ale tylko jako reprezentanta kraju z przysłowiowym orzełkiem na piersi, a nie jako osoby prywatnej), znaczna część sponsorów by odeszła, a pozostali drastycznie obcieliby swoje fundusze. Wyrok więc z zadowoleniem przyjęły chyba wszystkie organizacje sportowe w Polsce.
A teraz powstaje pytanie kto jest najbardziej zawiedziony. Żurawski, Kosowski (który również wytoczył podobny proces) - raczej nie. Dlaczego? Żurawski, nawet krótko po złożeniu pozwu twierdził, że jego ta sprawa nie interesuje, on się na prawie nie zna i znać nie chce i we wszystkim odsyłał do swojego managera Damiana Raciniewskiego. I to właśnie jest najbardziej przegrany człowiek tych blisko czteroletnich zmagań.
O sprawie można by pisać długo, ale ja na koniec mam tylko takie pytanie, które pewnie pozostanie bez odpowiedzi. Czy za wszystkie koszta tej sprawy zapłaci Raciniewski, czy też niedoszły reformator polskiej piłki i ten kamyczek wrzuci do ogródka Żurawskiego.