W świecie cyberzagrożeń jakoś spokojniej ostatnio, więc znów mnie naszło na refleksyjny temat. Zdopingował też trochę Daniel Maikowski tekstem na next.gazeta.pl. Czy nadchodzi zmierzch mediów społecznościowych?
Z jednej strony można powiedzieć, że sam sobie strzelam w stopę, bo w dzisiejszych czasach biznesowi dowolnego rozmiaru ciężko istnieć bez mediów społecznościowych. Nawet się tam czasem pokazuję i nie zanosi się na to, bym przestał. Ale to nie zmienia faktu, że moje podejście do nich jest już na takim etapie, gdzie nie czułbym ani trochę żalu, gdyby zniknęły. Nawet z dnia na dzień.
Zbyt dużo zagrożeń
Dlaczego? Odpowiem pytaniem na pytanie:
Ile razy czytaliście o kampaniach phishingowych/scamowych, które miały źródło na Facebooku?
Czy to w formie coraz rzadziej spotykanych przesyłanych Messengerem linków w stylu: "OMG, to Twoje zdjęcia? Zobacz na tę stronę! hxxps://ukradnetwojehaslodofb[.]xyz". Czy to wciąż się zdarzających próśb o przelew BLIK dla przyjaciół w kłopotach. No i przede wszystkim zalewu reklam, prowadzących na strony fałszywych inwestycji, sklepów, czy też wideo, na którym Twojemu ulubionemu celebrycie odpada głowa w efekcie potwornego samochodowego wypadku.
Korzystacie z Facebooka? Ile procentowo wartościowych treści widzieliście przez ostatni miesiąc? Takich, dla których warto trzymać konto we wciąż najpopularniejszym z mediów społecznościowych?
Twitter, którego nie zamierzam nazywać go X, choćby mnie przypiekali? To miejsce, któremu w mojej opinii najbliżej do użytego przez autora cytowanego tekstu miana "szamba internetu". I nie chodzi mi - czy może inaczej, nie tylko chodzi mi - o słynne w ostatnich dniach AI-owe wideo Donalda Trumpa. Twitter to dla mnie z bezpieczniackiego punktu widzenia przede wszystkim dezinformacja i Himalaje polaryzowania społeczeństwa. Jedno i drugie sprawia, że "nakręcamy się", siedzimy w sieci jeszcze dłużej, dzięki czemu właściciele mediów społecznościowych mogą nas "monetyzować". Nie ma nic za darmo.
Koszmar dla dzieci
Może i faktycznie śródtytuł trochę clickbaitowy, ale naprawdę jestem sobie w stanie wyobrazić dziesiątki miejsc, w których każdy poniżej 18. roku życia, a i starsi najlepiej też, mogliby spędzać czas w sposób znacznie bardziej wartościowy.

Nie będę się powtarzał, temat mediów społecznościowych w odniesieniu od niepełnoletnich poruszałem niedawno, opisując konferencję Safer Internet.
Wychowywałem się we wczesnych latach 80. na warszawskim Targówku. To - oględnie mówiąc - nie była przesadnie renomowana dzielnica. Ale gdybym porównał życie dziecka i wczesnego nastolatka tam, do tego, co potrafi dziać się dziś w mediach społecznościowych - bez chwili namysłu wysłałbym moich synów 40 lat wstecz na moje ówczesne podwórko. Tam przynajmniej rodzice mieli jakąś kontrolę, rówieśnicy się znali, wiedzieli, kto dysponuje potencjałem do "odpału", a obcy... Cóż, obcych nie było. Co więcej - przeżyłem, a na całym moim osiedlu z przypadkiem odebrania sobie życia przez osobę w wieku do lat 20. spotkałem się raz. Wtedy biegało się po dworze do upadłego i wracało do domu po ciemku ledwo żywym. Dzisiaj widzę coraz młodsze "zombie" wpatrzone niewidzącym wzrokiem w przewijane kompulsywnie obrazki.
Nie opłakiwałbym, gdyby zniknęły
Przez lata ich istnienia sam przeżywałem różne okresy, od fascynacji Naszą Klasą i wczesnym Facebookiem faktem, że bardzo często na Twitterze o wydarzeniach kluczowych dla losów świata można było przeczytać wcześniej niż trafiły do klasycznych mediów. Czy to ja się zestarzałem? Czy społecznościówki zeszły na psy, stając się dopaminowym wehikułem do zarabiania pieniędzy?
Być może prawda leży pośrodku. Ale gdzie by nie była - to co dzieje się teraz, nie podoba mi się. Powiem więcej - uważam, że jest złe. I choć marzy mi się opisywany w tytule artykułu Gazety Wyborczej koniec mediów społecznościowych, nie jestem aż tak optymistyczny. Mam jednak wielką nadzieję, że czeka je duża zmiana. A najlepiej, by każde z nas zaczęło ją od siebie.
- Nie odpalaj kompulsywnie feedów, rolek, shortów i storiesów.
- Nie dawaj telefonu bez nadzoru małym dzieciom.
- Pomóż szukać alternatyw nastolatkom.
- Może sesja rodzinnych planszówek zamiast każdego z nosem w swoim telefonie?
Wszystko jest dla ludzi. Media społecznościowe mimo wszystko też. Ale to my mamy decydować, kiedy z nich korzystamy. A nie one o tym, co będziemy robić.


