Brazylia, Włochy, Hiszpania – na razie faworyci nie zawodzą i pewnie wygrywają swoje mecze ( przy okazji przypominam o konkursie – tylko do jutra typujemy – szczegóły w wpisie http://blog.orange.pl/sportowy/entry/konkurs-w-barwach-konfederacji/).
W Pucharze, który dla większości kibiców jest pucharem o pietruszkę, na „musiku” są jedynie gospodarze, którzy pod wodzą Luisa Felipe Scolariego muszą pokazać się z jak najlepszej strony i wlać otuchę w serca kibiców przed przyszłorocznym mundialem. Pierwsze łatwe zadania Brazylijczycy wykonali bez zarzutu, ale Japonia pokazała, że piłkarsko nie rozwinęła się w porównaniu do mundialu w Korei i Japonii. Włosi w swoim spotkaniu nie przypadkowo pokazali, że ulec to mogą oni najwyżej Hiszpanii, a Balotelli mimo, że pali ogniska w swoim domu i kasuje na zakrętach samochody za pół miliona geniuszem piłkarskim jest też na pewno. Dla tych którzy uwielbiają śpiewać „Viva la Espania” dobra wiadomość – jeśli tak grać będą dalej – może nie być na nich siły nie tylko w Pucharze Konfederacji, ale i rok później. Na razie nic nie wskazuje na to by hiszpańskie byki mogły spotkać na swojej drodze prawdziwego torreadora.