Oferta

Huawei Mate 10 tym razem Pro zawitał w przedsprzedaży do Orange

Piotr Domański Piotr Domański
27 października 2017
Huawei Mate 10 tym razem Pro zawitał w przedsprzedaży do Orange

Był Lite, teraz czas na Pro. Huawei mówi, że to nie smartfon, to coś zupełnie nowego – inteligentna maszyna. Może nie tak inteligenta jak HAL 9000 (na szczęście), ale dzięki zastosowaniu procesora Kirin 970, który obok dwóch czterordzeniowych segmentów, ma także wbudowany NPU, ma on posiadać kilka ciekawych możliwości. NPU to skrót od Neural Processing Unit, czyli układu scalonego, który ma zdolność uczenia się i samodzielnego porządkowania, analogicznego do tego występującego w mózgach żywych stworzeń. Na razie to tylko proste funkcje, ale producent zapewnia, że Huawei Mate 10 Pro ułatwi nam życie.

Potężna bateria i dużo pamięci

Sieć neuronalna - siecią neuronalną, a smartfon pozostaje nadal smartfonem ;-) A więc z ekranem, aparatem, obudową  i kilkoma innymi elementami, na przykład baterią. I od niej zacznę. W końcu 4000 mAh piechotą nie chodzi. Powiem więcej – to potężna bateria, która w połączeniu z oprogramowaniem pozwalającym na ograniczaniem zużycia energii (za które Huawei bardzo cenię) oddali od siebie kolejne ładowania.  Nawet biorąc pod uwagę wspomniany wcześniej procesor i 6 GB RAM. Skoro przy tym jesteśmy – z kronikarskiego obowiązku – telefon ma 128 GB pamięci wewnętrznej.

Dwa obiektywy aparatu Leica

Uwagę zwraca także aparat. To efekt rozwinięcia podwójnego obiektywu wprowadzonego po raz pierwszy przez Huawei w modelu P9. Tutaj mamy do czynienia z kolejną generacją, ponownie stworzoną razem z Leica. Pierwszy z jego obiektywów ma matrycę 20 MP, drugi 12 MP. W rezultacie efekt jest jeszcze lepszy niż w tegorocznym P10.

Oto zdjęcie wykonane aparatem Huawei Mate 10 Pro (gdy klikniecie w nie, zobaczycie je w pełnej krasie)

Zdjęcie wykonane Huawei Mate 10 Pro

I jeszcze to samo zdjęcie w nocy

Zdjęcie wykonane Huawei Mate 10 Pro

I tutaj chwila na dygresję. Pamiętacie pewnie z tekstu o Huawei Mate 10 Lite, że tamten smartfon posiada obok dwóch obiektywów aparatu głównego, także dwa obiektywy aparatu przedniego? Otóż wersja Pro posiada tylko jeden obiektyw w aparacie do robienia „selfie”. Niektórzy twierdzą, że to jego wada – w końcu wersja „na pełnym wypasie” powinna mieć wszystkie bajery. Moim zdaniem tak to nie działa. Huawei Mate 10 Pro został zaplanowany jako urządzenie dla ludzi, dla których świetna jakoś selfie nie jest czynnikiem decydującym o zakupie telefonu. Ten smartfon będzie dla nich po prostu urządzeniem do pracy. A w pracy robienie perfekcyjnych selfie jest ostatnim o czym się myśli.

A oto drugi przykład zdjęcia. Tu także warto kliknąć ;-)

Zdjęcie wykonane Huawei Mate 10 Pro

I tutaj także zdjęcie nocne

Zdjęcie wykonane nocą przy pomocy Huawei Mate 10 Pro

Ładnie to wszystko wygląda, szczególnie na tak dużym ekranie

Bardziej przydaje się za to duży ekran. Sam wykorzystuję smartfon o przekątnej 5,5 cala i przyznaję, że często to za mało. Dlatego nie dziwię się, że w Huawei Mate 10 Pro zamontowano ekran o przekątnej 6 cali i rozdzielczości ekranu 2160x1080 px. Wszystko w modnej ostatnio proporcji 18:9. Zastosowana technologia zapewnia dobrą jasność nawet przy mocnym słońcu i żywe odwzorowanie kolorów. Obudowa telefonu to dwie tafle szkła i aluminiowa ramka, a na dole wejście USB-C. W pakiecie dostajemy od producenta także estetyczne etui oraz fabrycznie naklejoną na ekran folię ochronną. Miły dodatek. Producent dodaje także przejściówkę do wyjścia jack, którego nie znajdziemy go w urządzeniu.

Huawei Mate 10 Pro w ofercie orange polska

Huawei Mate 10 Pro w Orange

Przedsprzedaż jak już wiecie rusza dzisiaj. Jeżeli chcecie zamówić ten telefon swoją drogą skierujcie najpierw na podstronę o Orange Love. Po pierwsze dlatego, że warto – z tej oferty korzysta już ponad 400 tys. klientów Orange. Po drugie dlatego, że za smartfon zapłacicie w niej 0 zł na start i 129 zł miesięcznie. Gdy to podliczycie wyjdzie Wam o ponad 400 zł niż cena deklarowana przez producenta. Jeżeli chcecie kupić sam plan  mobilny warto zacząć od rozsądnej kombinacji ceny i możliwości czyli Planu Optymalnego. Za telefon zapłacicie w nim 769 na start, a później 95 miesięcznie. Jeżeli potrzebujecie więcej GB zarówno w Polsce jak i w Unii Europejskiej, oraz chcecie zapłacić mniej na start za telefon weźcie Plan Wzbogacony. Na start trzeba będzie wyłożyć zaledwie 99 zł, a miesięczna opłata za telefon zamknie się w kwocie 110 zł. Łącznie da Wam to kwotę o 700 zł niższą, niż u producenta. Z kolei, jeżeli  wolicie zapłacić na start więcej, a później miesięcznie płacić mniej, sugeruję Plan Standardowy. To także rozwiązanie dla biorących kilka numerów i kilka telefonów, czyli rozwiązanie dla całej rodziny.

Do każdego telefonu w przedsprzedaży dorzucamy mały, ale bardzo ciekawy gadżet – kamerę Huawei EnVizion 360, czyli… kamerkę 360 stopni. Zdjęcia robi w jakości 5376x2688 pikseli, a video 1920x960 przy 30 rejestrowanych klatkach na sekundę. To wszystko dzięki dwóm 13 megapikselowym matrycom. By zadziałał wystarczy że włożycie ją w wyjście USB-C telefonu, zainstalujecie apkę i do boju!

Przekonani? To zapraszam na stronę o Huawei Mate 10 Pro na orange.pl.

Komentarze

Astis
Astis 00:05 07-12-2017

Parametry ma cudne xD Chcę taki, ale drogi na ten czas muszę obejść się smakiem:(

Odpowiedz

Bezpieczeństwo

Secure 2017 – Quo Vadis, internecie?

Michał Rosiak Michał Rosiak
26 października 2017
Secure 2017 – Quo Vadis, internecie?

Konferencje poświęcone bezpieczeństwu IT zawsze wzbudzają we mnie mieszane uczucia. Z jednej – tej najważniejszej – strony, nie ma lepszego sposobu na bycie „up to date” z tym co dzieje się w branży i na świecie, niż posłuchanie o tym z ust doświadczonych (i często niesłychanie charyzmatycznych) praktyków. Z drugiej jednak – nie dość, że za każdą taką wizytą słyszę, że jest źle i nie zanosi się, że będzie lepiej, to jeszcze wiem, że to prawda. Nie inaczej było na zakończonej wczoraj 21. już edycji konferencji Secure.

Co tak naprawdę robił Stuxnet?

Znacie to powiedzonko o Hitchcockowskim pomyśle na dobry film? Że trzeba zacząć od wybuchu atomowego, a potem emocje mają rosnąć? Organizatorzy wzięli to do siebie, keynoterką była bowiem amerykańska dziennikarka Kim Zetter, publikująca m.in. na temat cyberbezpieczeństwa głównie na łamach Wired, ale także m.in. w Los Angeles Times, San Francisco Chronicle, Sydney Morning Herald i PC World, nie obca także ekranom telewizji CNN. Wykład Kim to w zasadzie historia stojąca za jej nową książką, „Odliczając do dnia zero. Stuxnet, czyli prawdziwa historia cyfrowej broni”.

Nawet jednak z tą świadomością Kim oglądało się i słuchało niczym narratora sensacyjnego filmu. O tym, że Stuxnet niszczył wirówki do wzbogacania uranu w irańskim ośrodku w Natanz, wiedziałem. Ale o tym jak to zrobił, w jaki sposób znalazł się w docelowej sieci i jak został wykryty? O tym dowiedziałem się od Kim. Wciągająca prezentacja, otwierająca konferencję, „sprzedana” w idealny sposób – techniczna, ale nie do tego stopnia, by nie dało się jej zrozumieć. Świetny wybór.

Analogowy phishing

Tyle czytam i mówię o socjotechnice, ale w takiej formie jeszcze jej nie widziałem. Pomysł organizatorów, by na konferencji o bezpieczeństwie wystąpił... iluzjonista wydał się szalony, ale Adrian „Just Edi” Pruski, półfinalista ostatniej edycji programu Mam Talent przygotował się pod kątem bardzo konkretnej grupy docelowej. To było 20 minut absolutnej esencji tego, jak ważne – nie tylko w phishingu – jest odwrócenie uwagi.

Potem jednak zrobiło się nieco poważniej. Eireann Leverett rozmawiał o kursie kolizyjnym Internetu Rzeczy i odpowiedzialności na produkt. „Skoro IoT będzie we wszystkim, znacznie łatwiej będzie wszystko popsuć” – to niby oczywiste, ale kto z nas o tym tak naprawdę myśli? Internet of Things to nie tylko samochody („Czy Tesla z 2017 roku będzie dostawała nowe oprogramowanie w 2037 roku?”; „Kto opanuje patch management przy takiej ilości produktów?”). To też... podstacje energetyczne (z cyklem życia 40 lat i protokołem komunikacyjnym, który był tworzony przed erą przestępczości i... nie wymaga autentykacji). To nawet automatyczne strzykawki i pompy infuzyjne, które w tym samym modelu potrafią mieć różnie rozmieszczone przyciski! I teraz wyobraźcie sobie pielęgniarkę, która rutynowo zaaplikuje 900 (klawiatura z 987 na górze) zamiast 100 (123) mililitrów! Błędy User Experience potrafią zabić!

Social media kłamstwem stoją?

W dzisiejszych czasach nie mogło oczywiście zabraknąć wystąpień o fake news, które Władimir Kropotow określił bliżej – nomen omen – prawdzie mianem „Manipulacji opinią publiczną”. Anna Mierzyńska pokusiła się natomiast o badania... ilu fanów politycznych na polskim Facebooku nie istnieje. Kilkumiesięczna szczegółowa analiza fanów prezydenta Andrzeja Dudy, premier Beaty Szydło, Grzegorza Schetyny i Ryszarda Petru wykazała, że wśród reagujących na posty polityczne co trzecia reakcja pochodziła z konta nietypowego, zaś u liderów wśród komentujących – co druga! Trochę to smutne. Po obu prezentacjach doszedłem do wniosku, że całe social media są jednym wielkim kłamstwem na sprzedaż.

Człowiek, który przyciąga podatności

Jestem wielkim fanem Inbara Raza (to ten gość na zdjęciu, ilustrującym tekst). Były żołnierz izraelskiej armii z charakterystyczną protezą lewej ręki to człowiek z olbrzymią charyzmą, mój niedościgniony wzór, jeśli chodzi o sztukę prezentacji. A do tego człowiek, któremu podatności same wpadają w ręce :) Niestety dla Was, tym razem prezentacja Inbara oznaczona była informacją „No media”, a to dlatego, że spora część opisywanych przez niego przygód z dziurawymi systemami nie została jeszcze zakończona. A więc – zgodnie z zasadami etycznego hackowania – nie powinno się o nich mówić publicznie.

Napomknę więc tylko o najbardziej spektakularnym, gdy na jednym z lotnisk nasz bohater zajrzał do internetowej kafejki i „ z ciekawości” sprawdził, czy zaloguje się na router. Niestety hasło „admin” nie zadziałało, ale gdy przypadkiem zamiast wyjścia z okna logowania zalogował się jeszcze raz, okazało się, że... tym razem się udało. Tak – hasło było po prostu puste! Ale to nie koniec przygód – „router” okazał się głównym przełącznikiem, dającym (bez hasła!) dostęp do wszystkich podsieci. Każdemu. Na lotnisku (!). Jesteście ciekawi gdzie? I tu jest najlepszy numer. W Polsce... Na szczęście ta luka została akurat załatana w ciągu kilkunastu minut, gdy zszokowany Inbar jeszcze na lotnisku skontaktował się z CERT Polska.

Ransomware na wesoło i na smutno

Drugi dzień na konferencji tradycyjnie już był nieco spokojniejszy, ale znalazło się w jego trakcie kilka kwestii godnych zanotowania. Adam Haertle i Adam Lange pod szyldem Zaufanej Trzeciej Strony opowiadali o kolejnych kampaniach phishingowych niejakiego Tomasa. Jeśli dostajecie polskojęzyczny phishing, udający maila od znanej firmy, niemal w stu procentach autorem jest właśnie ten gagatek, konsekwentnie od lat usiłujący wyciągać pieniądze z rodaków. Może trwa to tyle dlatego, że nie za bardzo umie to robić? Swoje ostatnie kampanie ransomware oparł o rozwiązanie opensource’owe, nie bardzo je zmieniając. Do tego stopnia, że gdy pojawi się okienko, z pytaniem, czy chcemy zaszyfrować pliki, a my odpowiemy „nie” – nic się nie stanie :)

Nie było jednak już tak śmiesznie, gdy na scenę wszedł Raj Samani.

- Kiedyś byłem świadkiem rozmowy ofiary z napastnikiem, przeprowadzającym DDoS. Na pytanie, czemu nie weźmie się na normalną pracę, odpowiedział: „Ależ to jest moja praca. Twoja konkurencja płaci mi za to, bym wyłączył cię z biznesu”.

Nie dajmy się tosterowi!

„Musimy się postawić! Inaczej niedługo zaczną nas szantażować sprzęty domowe” – mówił prelegent, nawiązując do popularnego satyrycznego rysunku (i poniekąd do prezentacji Leveretta z pierwszego dnia). Śmieszne? Może i tak, ale sami sobie powiedzmy, czy naprawdę nierealne? Ransomware to nieprzebrana kopalnia złota! Cryptowall zarobił dla swoich twórców 325 mln dolarów (WannaCry zaledwie 200 tys., co stawia pod znakiem zapytania jego faktyczny cel)!

Dlatego powstał serwis NoMoreRansom, wspomagany przez ponad setkę partnerów z całego świata, gdzie możemy wrzuć zaszyfrowany plik, dostać odpowiedź jaki ransomware zrobił nam krzywdę i – jeśli nam się poszczęści – link do narzędzia odszyfrowującego. Wszystko za darmo. I muszę Wam powiedzieć, że mam przeczucie, iż ten serwis będzie się cieszył coraz większym zainteresowaniem. My chcemy korzystać z sieci, mieć wszystko szybko i nie musieć poświęcać czasu „na głupoty”. Przestępcy o tym wiedzą i skoro sukcesy odnosi nawet Tomas, to co dopiero w przypadku przestępczego „produktu” na najwyższym światowym poziomie?

Quo vadis, internecie?

Komentarze

mike278
mike278 10:01 14-11-2024

Bonus ok i faktycznie gratis. Natomiast start promocji fatalny że względu na problemy w aplikacji.

Odpowiedz
Maniu
Maniu 12:25 14-11-2024

A kiedy będzie rozstrzygnięty konkurs wakacje z Orange?

Odpowiedz
fajera
fajera 14:38 15-11-2024

co to są mobilne usługi głosowe?

Odpowiedz
Wake Up
Wake Up 12:19 16-11-2024

już był

Odpowiedz
mst
mst 14:34 22-11-2024

Katastrofa. Nie da się tego uruchomić w aplikacji. Klikam dołącz i brak reakcji….

Odpowiedz
Robi
Robi 15:52 22-11-2024

Brak gb po 2 pompowaniu , po reklamacji na czacie wpadły na 1 nr z 3 , zachwytów nie było końca jak to odpowiedni dział pozytywnie naprawił , podczas 2 reklamacji konsultant podał mi „mój” nr z kosmosu , dzięki jeszcze zadzwonię.

Odpowiedz

Oferta

Samsung Note 8: wielki, śliczny i praktyczny

Michał Rosiak Michał Rosiak
25 października 2017
Samsung Note 8: wielki, śliczny i praktyczny

Nie lubię rzeczy, które są modne. Jakiś taki przekorny jestem, ale to bez wątpienia był jeden z powodów, dla których nie było mi po drodze z Samsungami z serii Galaxy S. Drugim była ciężka, niczym mamut, nakładka graficzna. Od S6 zaczęło mi przechodzić. Note 8 natomiast to jeden z najlepszych telefonów, z jakich miałem przyjemność kiedykolwiek korzystać.

Precz z ramkami!

Nigdy nie potrafiłem zrozumieć marnotrawstwa miejsca i wielkich ramek w smartfonach, zza których wychylał się nieśmiało ekran. Ale to trochę tak, jak w cytacie przypisywanym Albertowi Einsteinowi:

Wszyscy wiedzą, że czegoś nie da się zrobić.

I wtedy pojawia się ten jeden, który nie wie,

że się nie da, i on właśnie to coś robi.

Najpierw LG ze swoim G6, a potem Samsung z S8, S8+ i właśnie Note 8 pokazały, że się da. Że można zrobić urządzenie, w którym ekran jest „przede wszystkim”, a nie „przy okazji”. Jak dla mnie, to posunięcie okazało się genialne. Starszymi Note’ami można było grać w pingponga (tylko z podkręcaniem byłoby kiepsko). Wielkie ramki sprawiały, że telefon wydawał się ogromny. W Note 8 nie mam takiego uczucia.

Samsung Galaxy Note 8 i rysik

Samsung Note 8 lepszy od tabletu

Paradoksalnie, tak jak S8 Plus wydawał mi się za wielki, tak liczący aż 6,3 cala(!) ekran najnowszego Note’a wydaje się być... normalny? Może to kwestia podejścia – Note 8 to urządzenie biznesowe, więc może powodować odczucia takie, jakbym wsiadał do Bentleya. Co z tego, że jest dużo – przede wszystkim ma być, i jest, wygodnie. Być może też dlatego, że z Plusa usiłowałem (bezskutecznie) korzystać jedną dłonią, do Note 8 podchodząc już z założenia jako do urządzenia „dwuręcznego”. Nie da się inaczej, po prostu.

Sam ekran jest bezkonkurencyjny. Nie ma się do czego przyczepić, choć bardzo chciałem: nasycenie, jasność, czernie – nic! Dodatkowo, fakt, iż mamy do czynienia z ekranem nie tylko wielkim, ale też w znanym z S8/+ formacie 18,5:9 powodował, że często nie chciało mi się sięgać po 8-calowy tablet i skróty meczów NFL, czy odcinki seriali, oglądałem na telefonie.

Samsung Galaxy Note 8

Smartfon przed duże Smart

Tego wszystkiego w mniejszej lub większej skali się spodziewałem, ale przynajmniej jednej rzeczy nie. Co prawda z takim wykorzystaniem możliwości ekosystemu Google kiedyś już się spotkałem, ale raz i nie wspomnę w jakim telefonie. Przyszedł do mnie SMS, w skrzynce widzę, że numer jest nieznany, nie mam go w kontaktach. Tymczasem okazało się, że to nie jest żaden problem – wchodząc w treść na dole zobaczyłem… imię i nazwisko nadawcy. Podobnie dzieje się, gdy dzwonimy lub odbieramy rozmowę z nieznanego numeru. Pojawia się wtedy ikonka „smart” i nazwa instytucji/rozmówcy wraz z informacją, czy numer jest znany z telefonów „spamowych”. Żadna magia – stawiam na dostęp do API Google i wyszukiwanie skojarzenia numeru z nazwiskiem, czy bazą zgłoszeń spamowych. Wciąż nie mogę się zdecydować, czy to bardziej creepy, czy pomocne.

Robi ładne zdjęcia, ale ja fotografem jestem przez małe f, więc nie spodziewajcie się zbyt dużo. Rozmywa tło, bardzo dobrze radzi sobie po ciemku i ma fajnego prawdziwego, nie cyfrowego, zooma. Co prawda skokowego, między x1 i x2, ale zawsze to coś, gdy nie musimy biegać z wyciągniętym przed siebie telefonem.

Rysika używałem przede wszystkim do robienia szybkich screenshotów (wycinając od razu to, co chcę), a czasami z przekory pisałem nim SMSy. I byłem w szoku, bo choć bazgrzę jak kura pazurem, Note’owy OCR jest świetny, musiałem się poprawiać 1-2 razy na 100 prób. No i ekran krawędziowy, wielbię od początku, gdy tylko się pojawił! Ten element tak jak rysik, ma fanów i hejt… tzn. ludzi, którzy uznają go za zbędny. Mnie w każdym „nie -Galaxy” go brakuje

Galaxy Note 8, czyli PC od Samsunga

Biznesmen, który wybierze Note 8, nie będzie żałował tej decyzji. Telefon działa idealnie, bez przycięć, niezależnie od tego, ile i czego otworzymy (najszybszy Exynos i 6 GB RAMu robią swoje). Biurowa magia zaczyna się natomiast, gdy włożymy go w stację dokującą DeX. Otwieramy mały, okrągły „statek kosmiczny”, podłączamy HDMI, dopinamy LANa, mysz i klawiaturę i ze smartfona robi się komputer. Z ekranem tak wielkim, jak nasz domowy (albo hotelowy) telewizor i mnóstwem możliwości w środowisku „niby-PC”. Ten zestaw to najlepszy przykład na to, że era post-PC to nie jest marketingowy bełkot. 30 sekund podłączania i mamy urządzenie klasy (i wydajności!) dobrego peceta. Z prezentacjami, XLSami, dokumentami tekstowymi, przeglądarką, itd. Nie mam problemu w wyobrażeniu sobie ludzi, dla których Note 8 z DeXem oznacza brak konieczności wożenia do domu ciężkiego laptopa.

Kiedyś nie lubiłem zbyt wielkich telefonów i nie przepadałem za Samsungami. Pora zmienić zdanie, bo Samsung Note 8 to smartfon bliski urządzeniu kompletnemu. Drogi? To pojęcie względne, mając odpowiednie pieniądze i alternatywę w postaci iPhone X nawet nie spojrzałbym się w stronę urządzenia z jabłkiem, które w mojej opinii potrafi zdecydowanie mniej. A czemu bliski? Bo o ile czytnik tęczówek działa bardzo dobrze, nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego po wpadce z S8 nowy Note wciąż ma czytnik odcisków palców w najgorszym możliwym miejscu.

P.S. widzieliście już ten film? Nie wiem czy wiecie, ale na blogu trwa konkurs, w którym można wygrać właśnie Note 8.

Komentarze

Scroll to Top