"Zapłacili za 3:0 to bedzie 3:0. Ja jestem uczciwym sędzią" - ten tekst z "Piłkarskiego pokera" chyba pamiętają wszyscy kibice. Jak się okazuje uczciwi sędziowie to nie tylko polska specjalność. Tym razem całą "grupę wrocławską" zawstydził sędzia z Tanzanii. Nawet Tajowie na trybunach śmiali się, że zapłacili za dwa karne i dlatego trzeba było karnego powtórzyć. A że w pierwszym meczu przeciwko Singapurowi był tylko jeden karny, a ostatni mecz dla gospodarzy będzie najważniejszy, stawiam że przeciwko Duńczykom tym razem będą trzy karne, nawet jak faul będzie na środku boiska.
Inną formą pomocy gospodarzom może być czerwona karta dla Duńczyka za to że np. szybko biega. Przypomnijmy Peszko dostał czerwoną kartkę, bo .... wolno wstawał. "Nic nie powiedziałem sędziemu - powiedział po meczu Peszko - miałem już przecież żółtą kartę i po faulu po prostu wstawałem, ale sędzia uznał, że za wolno. A jak miałem się zrywać po bolesnym faulu". Inni zawodnicy pytani o sędziego zbywali sprawę śmiechem i nawet się nie denerwowali. W zgodnej ocenie uznali, jednak, że w Polsce spotykali sie z podobnymi arbitrami, więc afrykańskie metody ich nie zaskoczyły. "To, że sędzia będzie stronniczy widziałem już po pierwszym spotkaniu gospodarzy - mówi Franciszek Smuda - dlatego uczulałem zawodników, by uważali w swoim polu karnym i nie dali się sprowokować ani też dyskutować z sędzią. Bo każda taka sytuacja może być wykorzystana przeciwko nam i tak się stało".
Sędzia nie zaskoczył, ale zaskoczyli Tajowie. "Takich słabych gospodarzy się nie spodziewaliśmy. W telewizji wyglądali znacznie lepiej - mówi Smuda - Z drugiej strony według mnie jak na dzisiejszy skład i poziom zgrania zagraliśmy bardzo dobre spotkanie. Widziałem już myśl w tych akcjach. To co przerabialiśmy na treningach dało pierwsze rezultaty i jestem bardzo zawodolony z tych kilku dni, które zmieniły reprezentacje. To pokazuje jak wiele można zrobić na kilku treningach. I gdybyśmy dziś wyszli przeciwko Danii mecz wygladałby zupełnie inaczej. Przyznawał to zresztą sam trener Duńczyków, który mowił mi, że cieszy się, iż Polska wyszła na mecz zmęczona, a nie grała z Danią po kilku trenigach." Wiarę w swoje umiejetności prezentowali też kibice, których na mieszczacym 22 tysiące ludzi obiekcie pojawiło się około 25 tysięcy. Wszyscy chcieli zobaczyć zwycięstwo, bo Polska w ich mediach to ta słabsza europejska drużyna. Trzeba przyznać, że ogłuszający doping i meksykańska fala trzymała się na trybunach dosyć długo i dopiero po trzeciej bramce kibice gospodarzy zaczęli masowo opuszczać trybuny. Ci, którzy zostali, nie żałowali, czerwona kartka dla Peszki i dwa rzuty karne pozwoliły im pójść w miasto z humorem.
Teraz białoczerwonych czeka mecz z Singapurem, który nie ukrywajmy, stoi piłkarsko najwyżej na poziomie San Marino. Choć i z San Marino potrafiliśmy się męczyć, to jednak jako kibic oczekiwałbym raczej efektownego zwycięstwa. I takiego się spodziewam jutro.