"Nie jestem najlepszym trenerem na świecie, ale lepszego ode mnie nie ma" - powiedział Jose Murinho jakichś czas temu na pomeczowej konferencji prasowej. Po ostatnich wydarzeniach nietrudno się z tym niezgodzić. Mimo, że Portugalczyk i jego drużyna przegrała na Camp Nou to w dwumeczu przeciwko Barcelonie okazali się lepsi. Śmiało można powiedzieć, że górę wzięła myśl taktyczna i pewne wyrachowanie, nad romantyczną, katalońską ofensywą. Koniecznie trzeba też podkreślić umiejętności prowokacyjne, w których Murinho bryluję.
Jose Murinho swoimi osiągnięciami już wpisał się w annały piłkarskich stadionów. Jako pierwszy trener zdobył sezon po sezonie Puchar Uefa i Ligę Mistrzów z jedną drużyną (dokonał tego z FC Porto). Pamiętny rewanżowy mecz z Manchesterem United na Old Trafford (sezon 2003-04), gdzie w ostatnich minutach prowokacyjnie, chodził wzdłuż linii bocznej z podniesionymi rękoma w geście triumfu. Portugalczyk lubi "grać" pod publiczkę, ale są to przemyślanie (czy zawsze?) i pewne ruchy. Po wygranym dwumeczu z Dumą Katalonii nie omieszkał wykonać ponownie pewnego gestu zwycięskiego (znowu prowokacyjnego?) w stronę kibiców. Tym razem Barcelony.
„The Special One”, jak zwykł o sobie mówić, stanie przed drugą szansą zdobycia trofeum Ligi Mistrzów. Choć po finale w Gelsenkirchen, Murinho także zachował się dość "oryginalnie". Po odebraniu medalu szybko opuścił boisko i udał się do szatni. Na Santiago Bernabeu można spodziewać się kolejnego przedstawienia, gdzie w roli głównej zagra Portugalczyk ze swoimi taktycznymi umiejętnościami. Zapewne on sam, jak i włoscy kibice chcieliby to przedstawienie nazwać "Bella notte". W innym przypadku na Bawarii Oktoberfest zacznie się już pod koniec maja...
bn.