Kilka dni temu był mecz w Baku. Ja go nie oglądałem, ale mój kolega po obejrzeniu tego spotkania nie mógł uwierzyć, że to są też profesjonaliści, właściwie tacy samy jak ci, którzy uczestniczyli w MŚ.
"Piłka podwórkowa, sprawni inaczej" takie określenie padały z jego ust. Jak patrzyłem na wynik na wyjeździe w goracym Azerbejdżanie myślałem, ze trochę przesadza. Tak myślałem do wczoraj, kiedy patrzyłem z niedowierzaniem na to co dzieje się przy Bułgarskiej. Mistrz Polski, klub z największym budżetem, chwalący się sprzedażą 11 000 karnetów w kilka dni i trybunami na ponad 40 000 gra u siebie jak równy z równym, ale nie z mistrzem choćby Szwajcarii, Austrii czy Szwecji, ale Azerbejdżanu. Jak mamy myśleć o Lidze Mistrzów, skoro jestesmy na poziomie Azerów, Łotyszy, Litwinów, a męczymy się nawet z drużynami z kucharzy, kelnerów, piekarzy i kierowców maltańskich (Ruch Chorzów).
Kilka stadionów już za chwilę będzie na europejskim poziomie, mamy kilku bogatych ambitnych właścicieli klubów, w kilku miastach nie brakuje kibiców, przed Euro2012 jest ciśnienie na sukces i większe zainteresowanie piłką nożną. Brakuje maleńkiego elementu tej układanki. Nie mamy drużyn i zawodników, którzy liczyć się mogą poza euroazjatycką trzecią ligą.