Zanim wybrałem się do Łodzi na mecz z Ukrainą miałem okazję kilka dni wcześniej zamienić kilka słów z trenerem Smudą. I trochę się zaniepokoiłem jak na w sumie grzecznościowe pytanie w stylu "co słychać ?" usłyszałem długi monolog na temat tego, że "oglądam mecze, bywam na stadionach, ale nikogo nie mogę znaleźć, więc muszę wybierać z tego co mam". Trochę mnie zdziwiło natychmiastowe tłumaczenie trenera. Oczywiście rozumiem dylematy Smudy, jak wielu kibiców widzimy z jakich zawodników skleja drużynę i co z takich zasobów można stworzyć. Boję się jednak, żeby Smuda nie wpadł w pułapkę "oblężonej twierdzy", kiedy musi tłumaczyć się wszystkim ze wszystkiego, co nie wpływa na kreatywne podejście do kadry. Ale może boję się na wyrost.
Taka postawa to też wynik końca pewnego okresu ochronnego dla trenera. Teraz każdy wynik już jest bezlitośnie oceniany i media już zaczynają spekulować na temat ewentualnego nastepcy Franza. Choć Grzegorz Lato zapewnia, że ma plan A, B i C i w każdym z nich trenerem białoczerwonych jest Smuda. Ale może jest plan D i tego pewnie Smuda może się obawiać jeśli wyniki się szybko mnie poprawią.
Czasu jest natomiast coraz mniej. Bo skoro 2010 rok miałby być przeglądem talentów to czekają nas jeszcze mecz z Australią, później dwa spotkania w USA i Kanadzie i w listopadzie mecz w Poznaniu. Więc za chwilę się pojawi pytanie czy to już jest "dream team" Smudy na Euro 2012. I ta ekipa zostanie przez media rozebrana na kawałki i raczej nie spodziewajmy się, że będą to same zachwyty.
Póki co dobrze, że strzeliliśmy bramkę, ale nie potrafiliśmy wykorzystać kilku sytuacji, które klasycznie zemściły się w doliczonym czasie. Dobrze, że zobaczyliśmy jak gra Sebastian Boenisch, bo być może zagości on dłużej na lewej obronie. Dobrze, że Ireneusz Jeleń strzelił bramkę, choć źle, że nie strzelił kilku innych - bo sytuacje miał. Szkoda jednak, że póki co jeszcze nie widać jakiegoś większego sensu w poszczególnych akcjach, a przypadek odgrywa sporą rolę.
Po meczu uczucia mam mieszane, ale mimo wszystko po tym co widzieliśmy w ostatnich miesiącach w Łodzi zrobiliśmy krok w przód. Tylko żeby liczyć się na ME trzeba w przód zrobić jeszcze kilkadziesiat kroków i raczej ani jednego do tyłu.