Dziś rozpoczyna się wielokrotnie już skrytykowane nie tylko w mediach zgrupowanie piłkarskiej reprezentacji Polski (więc już nawet nie chce mi się dokładać kolejnego kamyczka). Zgodnie z przewidywaniami części fachowców i części internautów przed daleką podróżą posypała się plaga kontuzji. Nie jedzie Szczęsny, Obraniak, Piszczek, Głowacki. Paradoksalnie pojawiają się głosy, że to lepiej, że pewniacy w kadrze (może z wyjatkiem Głowackiego) nie jadą, a pojadą zmiennicy. W sumie mecz o nic, mecz na antypodach będzie szansą dla sprawdzenia tych, którzy funkcjonują poza pierwszą dwudziestką Smudy.
Szkoda tylko, że zawodnicy (z uwagi na ligę) wylatują dopiero dzisiaj. Mecz z Koreą będzie w piątek, a różnica czasu między Warszawą a Seulem wynosi 7 godzin. Teoretycznie wymaga to 7 dni aklimatyzacji. Zawodnicy wylądują na miejscu w środę koreańskiego czasu, więc będą mieli 2 dni. To oznacza, że w najlepszej dyspozycji ich raczej nie zobaczymy. Dla wielu zawodników będzie to ciekawa wycieczka historyczna. Większość kadrowiczów była w szkole w 2002 roku, kiedy za Jerzego Engela dostaliśmy sławne lanie od niedocenianych giospodarzy MŚ 2002. Szkoda, że nie ma w tej kadrze np. Michała Żewłakowa, który mógłby opowiedzieć, jak to dawniej bywało i jak jechało się po zwycięstwo, które w 90 minut stało się klęską. Tamto była historia. Ten mecz raczej do historii nie przejdzie, bo jego ranga żadna, zainteresowanie w Polsce co najwyżej umiarkowane. W końcu Korea Południowa to nie Niemcy, a Seul nie Gdańsk.
Ja widze jednak jeden wielki pozytyw. Na miejscu w Seulu będzie znany Wam Marek Wajda, który na pewno zobaczy coś ciekawego i o tym napisze, a może też sfotografuje.
당신을보고 (Do zobaczenia)