Lipiec, upalny wieczór w pewnym francuskim hotelu.
Kolarz A: "B" chcesz coś zjeść? - zapytał, stojąc przy otwartej lodówce.
Kolarz B: Nie, dzięki, ale już jak stoisz to przy maśle stoi moja porcja EPO, możesz mi ją przynieść?
Kolarz A: Ok, no problem, już przynoszę. Proszę to Twój podwieczorek, a w zasadzie energia na jutrzejszy etap. Jutro przed nami trudne górskie podjazdy.
Kolarz B: Dla nas nie ma nic trudnego - wycedził przez zęby i w tym samym czasie zacisnął sobie pasek na ręku - żeby tylko żyły na wierzch chciały wychodzić.
Kolarz A: Wiesz "B" niedługo od tych dziur na rękach będę musiał kłuć się po łydkach, bo już miejsca brakuje.
Kolarz B: Kłuj się tam, gdzie efekt będzie najszybszy – po czym wstrzyknął sobie dawkę. - Rany przypudruje nam pewna laska, która dba o nasz wizerunek przed kamerami TV - dodał odciskając, a raz to zaciskając pięść.
Kolarz A: Fakt, naprawdę po tej „mocy” w żyłach można góry przenosić!
Kolarz B: Ba! My będziemy jutro w nich rządzić - zaśmiał się, niemal wrzeszcząc. Ale teraz idziemy spać, kładź się "A", przecież musimy być wypoczęci. Jutro z rana jeszcze jakaś "kolorowa witaminka". I pamiętaj trzymać ten tłusty specyfik pod podusią. To w razie czego, jakby zrobili nalot rano. Ale tak bardzo się nie bój, dzwonek w telefonie mam ustawiony na najgłośniejszy. Będą nas ostrzegać przed zajściem, zadzwonią. To tyle, kolarskich snów, i zdobywania gór.
Kolarz A: Śpij zE sPOkojem.
Zbieżność osób, zdarzeń i miejsc zawarta w historyjce jest zupełnie przypadkowa.