Update: Jakby co, to recenzja Q5 już jest, link zmieniony :)
Siedzę sobie w biurze, jak zawsze skoncentrowany na pracy :), gdy skupienie przerywa mi dyskretny pisk Blackberry Q5 (recenzja na łamach Orange Eksperta). "Ktoś próbował odblokować Twój telefon!" - czytam na Gmailu, gdy tymczasem moja prywatna komórka leży spokojnie obok mnie...
A faktycznie - usiłując skorzystać z terminala rysowałem wzór odblokowania dość niechlujnie, w efekcie czego udało mi się to zrobić dopiero za czwartym razem. Odpowiednio skonfigurowana aplikacja zainstalowana na telefonie zrobiła mi więc dyskretnie widoczne na stronie głównej zdjęcie i szybciutko wysłała do mnie informację, opatrzoną fotografią i dość szczegółową (z dokładnością do kilkudziesięciu metrów) lokalizacją telefonu.
Z jednej strony - fajny gadżet, zastanawiam się jednak, czy tak naprawdę przydałby mi się do czegokolwiek? No może z jednym wyjątkiem - jeśli dostałbym takiego maila i zobaczyłbym na zdjęciu kogoś innego, niż któryś z moich synów, albo kolega z pracy, wyczyściłbym zdalnie zawartość terminala. Jeśli telefon nie zginąłby mi przypadkiem, to co mi da zdjęcie potencjalnego złodzieja albo jego lokalizacja? Nawet gdybym zaczaił się we wskazanej w mailu okolicy to zanim na niego trafię, dawno sprzeda telefon...
Gdyby natomiast terminal zginął, a mamy na nim zainstalowaną aplikację, pozwalającą wyświetlić na ekranie blokady prośbę o kontakt (np. pod drugim numerem telefonu), to warto - na wszelki wypadek po zdalnym wyczyszczeniu - spróbować. Mnie ostatnio, po tym jak zostawiłem w autobusie swój czytnik książek elektronicznych, uratowało to, że w "okienko" w okładce włożyłem wizytówkę. Fakt, iż wieczorem odebrałem telefon z pytaniem, kiedy chcę przyjechać po czytnik, przywrócił mi wiarę w ludzkość :) Czy jednak czułbym się lepiej widząc zdjęcie znalazcy? Co najwyżej - gdyby nie zadzwonił - mógłbym je sobie wydrukować, powiesić na ścianie i rzucać w nie lotkami...