Nie chcę pisać o ostatnim wyniku na Łazienkowskiej, ani o 370 minutach bez strzelenia bramki, co przybliża naszą reprezentację do rekordu wszechczasów. Ani słowa też o tym, że jeden rekord w sobotę już padł – blisko 40 milionowy kraj rozegrał swój oficjalny mecz międzypaństwowy na zapiaszczonym boisku na placu budowy co już jest swoistym rekordem: tylko czego? – Guinessa, a może nie rekordem tylko szczytem … ? Nie mówmy też o cudach Franciszka Smudy bo rezerwacja na cuda w naszej kulturze już jest zarezerwowana od tysięcy lat i popularny Franz raczej licencji na cuda nie dostał ….A co dostał, to wszyscy widzieli na boisku w sobotę (ci którzy nie widzieli nie mają czego żałować). Kiedy już wyrzuciłem z siebie troszeczkę trapiących mnie myśli (zaznaczam, że tylko troszeczkę) poszukam optymistycznych wieści przed dzisiejszym meczem i spróbuję powiedzieć, dlaczego z naszą reprezentacją nie jest tak źle jak być mogło. Ale o tym za chwilę.
- rozmiar tekstu
- RSS
-