Bezpieczeństwo

Bezpieczne WiFi, czyli czasami bierzcie przykład z Włochów

Michał Rosiak Michał Rosiak
08 września 2016
Bezpieczne WiFi, czyli czasami bierzcie przykład z Włochów

Bardzo dziękuję wszystkim, którzy dbali o moje samopoczucie i martwili się, że pracuję na urlopie :) Nie jest ze mną aż tak źle, pracoholizm nie grozi - po prostu założyłem, że przyzwyczailiście się do cotygodniowych tekstów o bezpieczeństwie, więc napisałem parę na zapas.

A przez ten cały czas byczyłem się głównie we Włoszech, które zainspirowały mnie do dzisiejszego, krótkiego acz treściwego wpisu. Raz na jakiś czas, w miarę regularnie, przypominam Wam i ostrzegam w kwestii korzystania z publicznych sieci WiFi. O ile w kraju możemy nie być bardzo zdesperowani, bo wielu z nas dysponuje sporym pakietem danych, za granicą sytuacja nie wygląda już tak różowo. Wtedy chętnie podpinamy się pod dowolne WiFi, a to, jeśli przestępca też dysponuje hasłem do sieci, bądź w ogóle podstawił własną, może się skończyć podsłuchiwaniem naszego ruchu sieciowego.

Jak radzą sobie z tym Włosi? Dwojako. Usiłując podłączyć się do WiFi z tamtejszych McDonaldów musimy założyć konto, z loginem i hasłem, podając... numer karty płatniczej. Szczęśliwcy mogą wpisać hasło, które dostaną SMSem, ale w tej grupie są mieszkańcy bodaj sześciu krajów (dokładnie sześć numerów kierunkowych +xx). Do tego zmusza nas tamtejsza ustawa antyterrorystyczna. Naszego kraju tam zabrakło, więc akurat w tej sytuacji z ciężkim sercem wybrałem brak internetu.

W restauracjach jest już inaczej i znacznie lepiej. Zastanawiam się, czy hasła do sieci dostępnych np. w restauracjach (reklamujących się również hasłem "Free WiFi!") to też efekt ustawy, bo tam akurat zęby bezpieczniaka się szczerzą a serce roście. Wyobraźcie sobie - otwieracie menu, na ostatniej stronie są dane restauracyjnej sieci: nazwa (zazwyczaj nie związana z restauracją, np. TIM-357864) i hasło. Nie byle jakie hasło - w żadnej sieci, z których korzystałem, hasło nie liczyło mniej, niż 12 znaków, nigdzie nie było wyrażeń słownikowych, zazwyczaj były to zbitki kompletnie losowych znaków. Oczywiście dla chcącego nie ma nic trudnego, cyber-przestępca może po prostu też przyjść na obiad, zalogować się najpierw do sieci, a potem... domyślnym hasłem do lokalnego routera (testowałem, ale ciiii...), ale wymaga to już od niego nieco więcej zachodu. Idealnie więc nie jest i przy publicznej sieci nigdy nie będzie, ale jakoś czułem się lepiej, niż przy sieci o SSID: "Nasz Hotel" i haśle: "123KochamHotel".


Oferta

Błyskawiczny i niedrogi, czyli światłowód Orange

Piotr Domański Piotr Domański
08 września 2016
Błyskawiczny i niedrogi, czyli światłowód Orange

Światłowód daje olbrzymie możliwości, a przy jego pomocy można korzystać z wielu zaawansowanych usług, które jeszcze kilka lat temu wymagałyby osobnych łączy. Jednak czasem potrzebujemy po prostu dostępu do internetu. Przecież niektórym z nas do rozmów wystarczy Skype, a zamiast telewizji możemy włączyć  jeden z serwisów VOD lub po prostu YouTube. Właśnie dla takich fanów „błyskawicznego internetu bez dodatków” mamy bardzo fajną promocję – Orange światłowód w umowie na dwa lata z niemal 50% rabatem przez pierwszy rok. Oznacza to, że gdy zdecydujecie się na najwolniejszą (dziwnie to brzmi przy światłowodzie) wersję 100 Mb/s zapłacicie przez pierwszy rok tylko 39 zł miesięcznie. Przez kolejne 12 miesięcy będziecie płacić 69 zł. W opcji 300 Mb/s (z której sam korzystam) przez pierwszy rok płacicie 49 zł miesięcznie, przez drugi 79 zł. W najszybszej, tej o której Serce i Rozum mówiły „W oka mgnieniu” ofercie 600 Mb/s przez pierwsze 12 miesięcy wydacie 69 zł, a przez drugą część umowy 109 zł.

8f44976bffbe22e8b50fc5143fc0f4ed5d8

Od razu pomyślałem, że dla kogoś, komu zależy na rozwiązaniach porządnych, lecz nieobciążających domowego budżetu dobrym pomysłem będzie połączenie jednej z tych ofert stacjonarnych z planem mobilnym w ramach Orange Open Extra. Dzięki temu przez pierwszy rok płacicie wyłącznie połowę ceny za światłowód, a abonament mobilny dostajecie… za 0 złotych.

Więcej o ofercie znajdziecie na naszej stronie internetowej. Jest tam również lista miast, w których dostępna jest oferta, gdyż nie jest ona jeszcze dostępna wszędzie. Zgodnie z regulaminem, promocja trwa do 30 września.

Jeżeli interesuje Was czym jest światłowód i dlaczego warto zastanowić się nad tym rozwiązaniem polecam tekst, który kiedyś napisałem na ten temat.


Rozrywka

Na co do kina we wrześniu?

Kasia Barys Kasia Barys
07 września 2016
Na co do kina we wrześniu?

Wakacje się skończyły i sezon ogórkowy w kinach też. W materiale wideo polecam kilka filmów do obejrzenia we wrześniu. Pamiętajcie, że we Środy z Orange (dzisiaj środa - przypominam, jeszcze zdążycie) drugi bilet macie w prezencie. Gdybyście chcieli obejrzeć coś na VOD w Orange TV, też mogę wam polecić kilka zagranicznych megahitów, m.in.: „Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów”, „Dzień Matki” z Julią Roberts czy „Nice Guys: Równi goście” z Ryanem Gosslingiem. Na pewno nie zmarnujecie także czasu oglądając polskie produkcje, np „7 rzeczy, których nie wiecie o facetach” czy „Na granicy”. Filmy obejrzycie w VOD Orange TV, dostępnej w dekoderze telewizyjnym.

Do aktualnego "Na co do kina" zaprosiłam blogera kinowego z quentin.pl. Przeczytajcie jego recencję filmu "Don't breath". "Trójka przyjaciół postanawia włamać się do domu niewidomego bogacza. Co może pójść nie tak? Okazuje się, że wszystko... To lubię! Zarys fabuły filmu w reżyserii Fedego Alvareza może nie wygląda zbyt porywająco, ale przecież nic więcej tam nie potrzeba. Jest zawiązanie akcji i zasygnalizowanie tego, co sprawi, że ta prosta opowieść wyróżni się na tle innych „invasion horrorów”. Filmów, które – jak sama nazwa wskazuje – poświęcone są włamaniom bezwzględnych oprychów do domów przeważnie niewinnych i bezbronnych bohaterów. Z tą subtelną różnicą, że w „Don't Breathe” role się odwracają. Włamywacze szybko odkryją, że to oni są zwierzyną, a myśliwym niewidomy Stephen Lang znany głównie z "Avatara". Jakie inne tajemnice kryje jego dom? Odpowiedź na to pytanie znajdziemy w kinie. Ja na pewno, bo na „Nie oddychaj” ostrzę sobie zęby od momentu, gdy tylko po raz pierwszy o nim usłyszałem. Trafiają w mój gust takie filmy z prostym pomysłem, który wszystko zmienia. I choć nie jest to pomysł wielce oryginalny, to myślę, że skuteczny. Przekonał o tym niedawny bardzo udany „Hush”, w którym obiektem napaści była głuchoniema bohaterka. A i niewidomych wojowniczych bohaterów było już w kinie kilku, żeby wspomnieć choćby Rutgera Hauera w „Ślepej furii”. Mocno liczę na to, że „Nie oddychaj” udanie połączy ze sobą wszystkie zalety ww. filmów i zapewni pełną emocji i napięcia rozgrywkę dla widzów o mocnych nerwach. Ta wiara umotywowana jest również nazwiskiem reżysera „Nie oddychaj”. Alvarez ma na swoim koncie co prawda tylko jeden pełnometrażowy film, ale zdołał w nim udowodnić talent do straszenia i zapełniania ekranu krwawym deszczem. Dosłownie. To właśnie Alvarez wyreżyserował remake nieśmiertelnego dzieła Sama Raimiego „Martwe zło”. I choć wszyscy myśleli, że to się nie może udać – no dobra, ja myślałem :) – to okazało się, że wyszło więcej niż dobrze. Z tego powodu poprzeczka przed „Nie oddychaj” zawieszona jest już dużo wyżej, ale wydaje mi się, że uda się ją pokonać. Zobaczymy 30 września, kiedy to film wchodzi na ekrany polskich kin."

f3ed994073e74b6e33f388ac50406790ff6

I jeszcze konkurs. W komentarzach napiszcie na jaki film z wrześniowego repertuaru się wybieracie i dlaczego? najlepsza recenzja otrzyma głośnik. Konkurs trwa do 11.09

b14b7b4d3bfa5bf7cf196e22ae5b6d7dec3

 

Scroll to Top