Niektóre filmy wymagają specjalnego wprowadzenia, kilku słów wstępu i odpowiedniej oprawy. Zacznijmy więc historię z nożami w tle – najpierw ode mnie, a potem od Craiga. Daniela Craiga.
Moja kryminalna przeszłość
Przygoda z kryminałami zaczęła się u mnie jak byłam jeszcze w podstawówce. Z biblioteki wypożyczałam cykl książek o młodych detektywach, sygnowany nazwiskiem Alfreda Hitchcocka (większą część z tych powieści pisali ghost writerzy, ale wiadomo, że podpis mistrza grozy brzmi lepiej). Pochłaniałam je z wypiekami na twarzy, tak jak i opowieści o Sherlocku Holmesie, czy potem twórczość Agathy Christie, by zakochać się w utworach Henninga Mankella. Uściślę: nie byłam dzieckiem zafascynowanym śmiercią i mordercami (takim dzieckiem, jak pokazują w horrorach, co rysujące czarne rysunki, ewentualnie z domieszką czerwonej, krwistej kredki – to nie byłam ja). Ja po prostu analizowałam zagadki jak łamigłówki. Rozkładałam je na czynniki pierwsze, zbierałam w głowie ślady i poszlaki. A jeśli chodzi o złoczyńców – próbowałam odkryć kim oni są, dlaczego to zrobili, co nim kierowało. Taka wiecie, trochę młoda panna Marple, psycholog-amator z rozbudzoną wyobraźnią i ze sporym książkowo-filmowym zapleczem.
Z czasem myślę, że to skłoniło też mnie, by pójść na polonistykę. Może to śmiała teoria, ale analizowanie wierszy, utworów i tego, co autor miał na myśli, przypominało mi trochę szukanie modus operandi. Bo żeby właściwie zinterpretować tekst, trzeba było poznać pochodzenie pisarza, co działo się w jego życiu i co mogło wpłyną na twórczość oraz cechy charakterystyczne dla niej. Po części tak, jak z bohaterami kryminałów – co skłoniło ich do zbrodni, jak przedstawiały się ich historie, relacje międzyludzkie, jaka była charakterystyka danej postaci, czy jej działania się powtarzały oraz czy jest pewna seryjność. I zarówno pisarze, jak i mordercy – każdy z nich uważał, że dokonywał wielkiego dzieła. A ja, na przestrzeni lat starałam się wyłapywać kryminalne dzieła, te książkowe oraz kinowe. Choć w tej dziedzinie sporo już zostało pokazane, niektóre pozycje wciąż potrafią zaskoczyć. Przykładem tego jest film „Na noże”. W ten weekend ma on swoją premierę na HBO i w HBO GO (użytkownicy Orange Love i pakietów z telewizją mogą skorzystać z tej okazji).
Materiały prasowe
Krótka historia amerykańskiej zbrodni
„Na noże” to połączenie kryminału, thrillera i komedii z czarnym humorem oraz trupem w tle. Jednak w ostatnim czasie filmy o zabójstwach uchodziły za taki trochę gorszy gatunek, bo przecież ktoś zabił, szukają mordercy, więc co może tu być ambitnego? Dlatego kryminały często były z góry klasyfikowane przez krytyków, jako obrazy z niższej półki i rzadko kiedy wyróżniane. W zeszłym roku, w raz z powyższą produkcją, nastąpił przełom. Wszyscy za oceanem oszaleli na punkcie tego tytułu i posypały się liczne nominacje do najwyższych nagród, a widzowie tłumnie odwiedzali kina. Dlaczego tak się stało?
W USA nie powstawało wcześniej dużo dobrych kryminałów. Oglądając amerykańskie filmy, spostrzegawczy widz dostrzeże pewną zależność. Zbrodniarz bardzo często pokazywany jest w ten sam, stereotypowy sposób – np. grube szkła od okularów, niedbały zarost, rozczochranie, brudne paznokcie, często wystające przez dziurawe rękawiczki. Taki osobnik zazwyczaj jest „tym dziwakiem żyjącym po sąsiedzku”. Jeśli bohaterowie go ignorują – na bank jest mordercą, jeśli podejrzewają go – ha, to jest zmyłka i wtedy jest on niewinny lub winna jest jego patologiczna rodzina. Podobne przypadki można było oglądać m.in. w niezłym, choć schematycznym „W labiryncie” czy „Nostalgii anioła”.
Poza tym w hollywoodzkich produkcjach często stawiano też na efektowne strzelaniny i samochodowe rajdy, w których zwiewał podejrzany. A jak liczne pościgi, to i zwykle ucieka nie tylko przestępca, ale cała fabuła – podążając w złą stronę. No a kiedy pojawiały się dobre, amerykańskie historie trzymające w napięciu („Bezsenność” z Alem Pacino czy „Dziewczyna z tatuażem”), okazywało się niejednokrotnie, że to remake’i np. skandynawskich produkcji. Szwedzi czy Duńczycy słyną z najlepszych oraz najbardziej klimatycznych kryminałów. Dlatego wielkie zainteresowanie mediów, filmem z Danielem Craigiem w niebondowskiej roli, było zaskakujące.
Materiały prasowe
Noże i piloty w dłoń
„Na noże” to jednak naprawdę dobry kryminał, którego wyróżnia błyskotliwy i ostry jak brzytwa humor, zaskakująca intryga, przewrotność, ciekawy sposób nakręcenia i… lekkość. Choć badamy sprawę morderstwa – zaryzykuję stwierdzenie, że ogląda się to z przyjemnością. Nie jest to film, który przytłacza mrokiem czy obrzydza okrucieństwem. To jest rozrywka dla naszych szarych komórek. Rodzinna wręcz rozrywka. Bo historia rozpoczyna się po 85-urodzinich seniora rodu (Christophera Plummera), który notabene był pisarzem kryminałów, i dzień po swoim przyjęciu został znaleziony martwy... A w rodzinnej posiadłości imprezowała i wciąż przebywa cała familia, gdzie każdy miał w pewnym stopniu na pieńku z dziadkiem i po cichu marzył o jego fortunie.
Materiały prasowe
Do willi przyjeżdża więc ekipa policyjna, na czele z trochę fajtłapowatym, ale mającym swój urok, detektywem Benoitem Blancem (Daniel Craig). On też ma nóż na gardle i musi szybko rozwiązać sprawę, która z godziny na godzinę, wraz z poznaniem kolejnych członków rodzinny, coraz bardziej się komplikuje. Mordercą może być każdy. Mogą nim być też wszyscy razem w zmowie lub nikt z nich. Nie będzie łatwo!
Fabuła z pozoru może wydawać się prosta (doszukać się można początkowych nawiązań do opowiadania Camilli Lackberg „Morderstwo i woń migdałów” czy stylistycznych – scenografia, klimat - podobieństw z filmem „Zabawa w pochowanego”). Z początku mamy wrażenie, że oglądamy dokument, przesłuchanie - uczestnicy wspominają co działo się podczas feralnej nocy, a potem akcja nabiera tempa. Najważniejsze jest to, że widz wciąga się w zagadkę - nasz mózg przez cały czas pracuje na najwyższych obrotach, a oczy nie mogą oderwać się od ekranu, by nie umknął nam żaden szczegół. Akurat może to być ten istotny, wnoszący coś nowego do sprawy i śledztwa.
Materiały prasowe
Detektywi są wśród nas
Wkraczając w świat tego filmu wchodzimy jak do labiryntu, gdzie z każdej strony coś nas może zaskoczyć, gdzie gubimy się, zawracamy i nie wiemy, jaką drogę obrać. I w końcu mamy na ekranie prawdziwy kryminał, w klasycznym, starym, dobrym stylu. Zamiast efektów specjalnych, czy rozlewu krwi, reżyser Rian Johnson serwuje nam fascynującą zagadkę, wiele różnorodnych postaci (gwiazd – Toni Collette, Chris Evans itd.) i wątków, tak jak to bywało u dawnych mistrzów pióra. Przyznam też, że nawet jako kryminalna wyjadaczka, która niejeden scenariusz rozpracowała i rozgryzła na początku lub w połowie – tu do ostatniej chwili nie wiedziałam i z niecierpliwością czekałam na rozwiązanie. Jakby Agatha Christie żyła - była by dumna z takich właśnie produkcji. Rozrywka przednia!
Jeśli macie możliwość obejrzenia „Na noże” razem z innymi domownikami to naszykujcie się na wieczór pełen wrażeń i dyskusji. Nie zabraknie również śmiechu, bo momentami to naprawdę zabawna komedia kryminalna. Zobaczycie też, że w trakcie seansu każdy będzie miał swój typ mordercy. Nikt nie będzie mógł usiedzieć cicho ani spokojnie. Możecie się nawet założyć, bo ciekawa jestem czy i komu uda się odgadnąć rozwiązanie.
Napiszcie w komentarzach koniecznie i pochwalcie się własnymi wynikami śledztwa.
Materiały prasowe
A jeśli wiedząc, że taka premiera szykuje się w HBO (i film ten będzie tam dostępny przed jakiś czas, nie tylko przez jeden dzień), zamarzy się Wam telewizyjny pakiet na święta – tutaj znajdziecie więcej szczegółów.
Komentarze
Gdyby te weekendy tak szybko nie mijały to może by człowiek coś obejrzał, a tu czas „leci jak szalony”. Ostatnie 3 lata – obejrzałem jeden film od dechy do dechy. Taki mam wynik.
OdpowiedzDługie zimowe wieczory sprzyjają nadrabianiu filmowych zaległości, tym bardziej, że można to robić z domu. A jak nazywał się ten jeden film, który obejrzałeś od dechy do dechy? 😉
Odpowiedz