Na południu Francji rozkładają czerwone dywany. Wczoraj skończył się filmowy festiwal w Cannes. Kto tylko mógł z wielkich gwiazd wielkiego ekranu, obrał azymut swego sportowego samochodu, limuzyny a najlepiej jachtu na księstwo Monako. Echo gór odbijało warkot silników Formuły 1 i pokaz wciąż wielkich umiejętności Schumachera.
"Ma jeszcze ten refleks" - pomyślałem sobie, obserwując poczynania siedmiokrotnego mistrza świata, Michaela Schumachera. Przecież ten stary lis zna te zakręty, co do milimetra. On jeździ z zamkniętymi oczyma. I jeszcze pewnie może przy tym śpiewać albo macha, witając się z przejezdnymi. Na liczniku ponad 200 kilometrów na godzinę, a on krzyczy w ciasnych uliczkach Monaco "Witaj Eryku Claptonie", "Jak się masz Smith? Jeszcze nie widziałem Twojego nowego filmu".
Zdjęcie: Paul Gilham
Jakiś czas temu, gdy przeprowadzano testy powtarzalności Niemca na danej liczbie okrążeń, linia prowadzenia auta była niemal (kwestia kilku milimetrów) taka sama. Robot? Po prostu, perfekcjonista w każdym calu. Nawet w taksówce, kiedy śpieszy się na lotnisko. Nie wiem, co musiał czuć kierowca po takiej przejażdżce, ale Michael na samolot się nie spóźnił. I jeszcze napiwek dostał.
Jednak to Mark Webber kroczył po czerwonym dywanie, aby otrzymać uścisk księcia Monako. Sześć Grand Prix za nami i sześciu różnych zwycięzców. Może się wyrównuje ta stawka w tej Formule 1?
Za to czerwone dywany coś się zwinęły dla naszych żużlowców. W Grand Prix Szwecji, żaden z Polaków nie awansował do "ósemki". Wszystko to wina tych wydarzeń z południa. Tam zabrali wszystkie dywany.
Za oceanem Kanadyjczycy najczęściej czerwone dywany rozkładają dla swoich hokeistów, bobsleistów. O innych sportach słyszeli, ale żeby o kolarstwie. Od wczoraj mają nową gwiazdę, która wygrała Giro d'Italia. Taki mały dywanik, za pokazanie się rozłożyłbym naszym kolarzom. Co prawda "dwudziestki" nie udało się żadnemu osiągnąć, ale trzy dni w koszulce lidera klasyfikacji górskiej to na dzisiejsze możliwości bardzo dużo.