Z reguły rozmawiając z szukającymi sieciowych porad rodzicami, ostrzegam, by nie przesadzali z demonizowaniem internetu. Że przecież jest w nim tyle dobrych rzeczy, dajmy dzieciom je odkrywać, itd. Cóż, tym razem okazałem się zbyt wielkim optymistą. Tzn. jest dużo dobrego i dawajmy to odkrywać. Czasami jednak też stójmy dzieciom nad głową. Dyskretnie patrzmy co oglądają, a przede wszystkim rozmawiajmy.
I na początek disclaimer: poniższy tekst w żaden sposób nie krytykuje bajki o Śwince Peppie, którą prywatnie uważam, za świetną treść dla małych dzieci. Podaję ją jedynie za przykład specyficznego nadużycia.
Od korektora do Youtube'a
Przyznam Wam szczerze, że to dla mnie wyjątkowo ciężki tekst. Dlatego, że jestem ojcem trzech synów, 14-latka, 11-latka i półrocznego szkraba. Ale też dlatego, że ciężko mi wyobrazić sobie... po co ktoś chce nie tylko przerabiać popularne bajki na wersje ekstremalnie wulgarne, jak i publikować je tam, gdzie mogą je obejrzeć najmłodsi! Nie to, żebym był święty. Kiedyś, za moich czasów licealnych, koledzy z klasy przerabiali tak Kajko i Kokosza :) przy użyciu korektora i długopisu. Ale to był jeden, fizyczny egzemplarz, pożyczany potem po całej klasie. Nie oglądał go cały świat...
Pamiętacie jeszcze tak zwane „pato-streamy”? Swego czasu – choć wciąż ciężko mi w to uwierzyć – niesłychanie popularne wśród młodych ludzi. Jak wskazywały szeregi prowadzonych przez ostatnie lata badań, m.in. przez Fundację Dajemy Dzieciom Siłę (wybaczcie, nie wspomnę szczegółowych danych, nie będę ich więc dokładnie cytował), bodaj kilkadziesiąt procent dzieci i młodzieży regularnie oglądało streamy. Filmy na żywo, polegające głównie na gloryfikowaniu przemocy, piciu alkoholu „na umór” i słowach uznawanych za wyjątkowo wulgarne. Co więcej, nierzadko wpłacali na ich konta pieniądze (tzw. donate’y). A gdy Google do spółki z organami ścigania porządnie wzięli się za patusów, cała ta wulgarność gdzieś musiała ujść.
Bajka? Cóż - niekoniecznie
Świnka Peppa. Nawet jeśli jakimś cudem istnieje rodzic malucha, który jej nie zna, dam sobie uciąć rękę, że praktycznie każdy o niej słyszał. Niestety, słyszeli też pato... hmmm, w zasadzie pato-kto? Nie streamerzy, bo ci na szczęście z Youtube’a zniknęli. Nazwijmy więc „bohaterów” tego tekstu twórcami pato-treści.
Wszystko zaczęło się od Kasi Barys, która podesłała mi wczoraj linka z Youtube’a, z pytaniem, czy czegoś bym o tym nie napisał. Temat, który sam przychodzi? W to mi graj! Kliknąłem bez chwili namysłu i... teraz żałuję. Tego nie da się odzobaczyć i odusłyszeć.
O co chodzi? W skrócie: wideo, kojarzone z popularną bajką, przemontowane tak, by część wypowiedzi postaci zastąpiły słowa wulgarne, zwykle pochodzące z syntezatora mowy. Do tego jeszcze doklejone treści z głośnymi, bardzo dynamicznymi dźwiękami, „wzbogacone” o fragmenty bardzo jaskrawe i błyszczące. Efekt? Idę o zakład, że psycholog dziecięcy powiedziałby, że mamy do czynienia z przykładem materiału, od którego młodzi ludzie powinni się trzymać jak najdalej.
Sieć to nie cyfrowy smoczek!
– Tego typu filmy nie są zabronione polskim prawem, a wulgaryzmy jako takie nie naruszają naszych wytycznych społeczności. Jeżeli film nie zawiera nagości, czy scen przemocy, szczególnie wobec nieletnich, nie ma podstaw do tego, aby go usunąć – wyjaśnia Marcin Olender z zespołu Google odpowiedzialnego za polityki i relacje z agencjami rządowymi w Europie Środkowo-Wschodniej.
Mój rozmówca zaznaczył również – jak najbardziej słusznie – że Youtube co do zasady przeznaczony jest dla osób powyżej 13. roku życia (w Polsce od 16.). Dla młodszych użytkowników mamy aplikację Youtube Kids, gdzie faktycznie opisywanych przeze mnie treści nie znajdziemy.
Co zrobić? Przede wszystkim nie puszczać młodego człowieka „samopas” w czeluści YouTube’a. Pisałem już chyba jakiś czas temu na łamach bloga, gdy z rozmowy z moim bodaj 8-letnim wtedy synem dowiedziałem się, że obejrzał kilka filmów internetowego „tfu-rcy” określającego się mianem Lord Kruszwil. Usiedliśmy wtedy razem i na spokojnie, bez niepotrzebnych emocji – a co najważniejsze, efektywnie – wyjaśniłem Młodemu, co jest nie tak.
Dodatkowo, jak zaznacza Marcin Olender, w aplikacji Youtube Kids warto w ustawieniach rodzicielskich wyłączyć wyszukiwanie, by wspólnie z potomstwem wybierać, co oglądamy. Ja dodam od siebie, że warto też pamiętać, by tego oglądania nie było za dużo, w czym aplikacja również pomaga. Ma bowiem wbudowany licznik czasu, która umożliwia rodzicom ograniczanie czasu korzystania z urządzenia przez dzieci, informując je, kiedy mają zakończyć oglądanie filmów. Gdy sesja dobiega końca, licznik czasu wyświetla ostrzeżenie i zatrzymuje działanie aplikacji, dzięki czemu nie trzeba tego robić ręcznie. To fajny pomysł, bo mam wrażenie, że choć cyfrowo dojrzewamy, wciąż zbyt wielu rodziców traktuje komórkę, czy tablet, jako „cyfrowy smoczek” dla trochę starszego potomstwa.
Wulgarne treści? Zgłaszajmy!
Pamiętajmy też, by każdy film, który w naszej opinii nie spełnia standardów społeczności, możemy to zgłosić (trzy kropki z prawej strony pod filmem i ikona flagi, podpisana „Zgłoś”). A przede wszystkim bądźmy świadomymi użytkownikami. Marcin Olender zwrócił mi uwagę (sam tego nie wiedziałem), że tego typu filmy powinny być opisane np. jako „Przeróbka wulgarna”/"wulgarne" (wtedy nie łamią zasady, by nie wprowadzać w błąd tytułem filmu”) oraz jako materiał 18+. Jeśli tak nie jest - zgłaszamy!
Kto w tej sytuacji jest winny?
Ja pierwszy rzucę kamieniem, ale... w siebie. Faktycznie, moim synom nie ustawiłem blokady treści dla pełnoletnich (ikona z logo użytkownika i na samym dole „tryb ograniczonego dostępu” dla przeglądarki na komputerze; logo-ustawienia-ogólne-tryb ograniczonego dostępu dla aplikacji na Androida). Pamiętajcie jednak, że to ustawienie działa wyłącznie na konkretnej przeglądarce/aplikacji. Chyba, że swoich latorośli doglądacie przy użyciu rozwiązania Family Link – wtedy można ustawić to na stałe dla ich kont, niezależnie od urządzenia.
Komentarze
Jak fajnie się czyta że coś pro ekologicznego będzie budowane pod moją wioska, Kielce to moje serce ♥️
Odpowiedz