Właśnie dokonałam szybkiej analizy kalendarza. To mój 82 dzień „z domu”. Ja wiem i cieszę się, że życie powoli wraca do normy, ale z perspektywy czasu uważam, że to był niesamowicie surrealistyczny czas. Te wszystkie „stracone” okazje – urodziny, święta, majówka, spotkania rodzinne i z przyjaciółmi. Nie wiem jak u Was, ale moje życie stało się cyfrowe – pracę spotykam w komputerze, przyjaciół na komunikatorach, a rodzinę w telefonie. Nawet moje ulubione restauracje od trzech miesięcy widuję tylko online. Oczywiście, jak pewnie każdy, za wieloma osobami/ rzeczami tęsknię. Mam też w głowie milion znaków zapytania – kiedy wreszcie zobaczę morze, za którym tak tęsknię? Jakie będą wakacje bez festiwali muzycznych? Jak zaplanować swój urlop, skoro właściwie wciąż nic nie wiemy? Była to dla mnie lekcja pokory – nagle okazało się, że są rzeczy, na które nie mam wpływu i właściwie mogę tylko z własnej kanapy kibicować takim osobom jak pablo_ck (Paweł, jeszcze raz dzięki! :-)), które były tam na zewnątrz, na pierwszej linii walki. Ale czy to był stracony czas? Nie sądzę. Każdego z nas wiele nauczył i myślę, że wielu z nas zrozumiało co tak naprawdę jest w życiu ważne. Ja z ręką na sercu przyznaje się – przestałam kompulsywnie kupować sukienki. ;-) Ba! Od trzech miesięcy właściwie żyję w dresach. Codziennie też poświęcam godzinę na telefony do osób, które potrzebują rozmowy z drugim człowiekiem. Przecież nie każdy został w domu z rodziną. Mam takie bliskie osoby, które te 82 dni spędziły same w domu. A jak jest u Was? Czego Was nauczył ten czas?
To oczywiście nie są tylko zmiany w moim życiu prywatnym. Pole zawodowe też obfituje w odkrycia. Pierwszym z nich jest to, że da się żyć bez notorycznych spotkań. Nagle okazało się, że projekty świetnie funkcjonują, jeśli prowadzi się je za pomocą maila/ telefonu. Nie potrzeba do tego dziesiątek narad i odpraw. Mam nadzieję, że akurat z tej lekcji wyciągniemy wnioski na przyszłość. :-) Nie uwierzycie, ale dzięki pandemii bywam też regularnie w domach moich kolegów i koleżanek z pracy. Co prawda wirtualnie, ale jednak wideo konferencje pozwalają mi poznać ludzi z zupełnie innej strony. Wiem jak wyglądają ich dzieci, poznałam psy, koty i współdomowników. To fajne. :-)
Ale są takie rzeczy, co do których byłam wręcz pewna, że „zdalnie” nie są możliwe. I tu dochodzimy do sedna – plan zdjęciowy reklamy w czasach zarazy. I wiecie co? Da się! Szczególne sytuacje wymagają wyjątkowych rozwiązań. Z wielką radością donoszę Wam, że Orange z powodzeniem przeprowadził pierwszą filmową produkcję reklamową, w całości realizowaną zdalnie: od momentu briefu agencji, przez zdjęcia w dwóch różnych lokacjach, aż do etapu postprodukcji i wreszcie emisji. Mowa o najnowszej kampanii Orange na kartę. Jej bohaterowie spędzają czas epidemii w swoich domach, oddzieleni mnóstwem kilometrów, ale kolejny raz udowadniają, że Orange zbliża, cokolwiek by się działo! W kolejnym filmie nie tylko bawią słowną szermierką, ale nawet jedzą wspólnie obiad, a właściwie dwa obiady ‒ dzięki podwójnej porcji internetu w Orange na kartę.
Osoby odpowiedzialne kontrolowały cały przebieg produkcji online. Udało się zadbać nie tylko o bezpieczeństwo wszystkich zaangażowanych, ale również rozśmieszyć ich do łez, a przy okazji stworzyć wspaniały film. Kampania ruszyła w piątek. 30-sekundowy film, który można obejrzeć w telewizji i internecie, jest wspierany przez działania w mediach społecznościowych i radiu. Orange przygotował ją we współpracy z agencją Leo Burnett Warszawa (kreacja), Busy Bee Film (produkcja), Studio Badi Badi (postprodukcja). Za udźwiękowienie odpowiada studio Lunapark. Reżyserował Daniel Jaroszek, a media kupił dom mediowy Initiative. Dajcie znać jak Wam się podoba i bądźcie zdrowi! :-)
Komentarze
Czyżby skończyło się rozdawiennictwo GB w gratisie bez doładowań???
OdpowiedzStalla nie na co narzekać. Ja na najtrudniejszy okres wywiozłem na miesiąc żonę do rodziny, 6 razy pakowałem walizkę w celu opuszczenia mieszkania bo mijał czas „okienka serologicznego” – czas oczekiwania na wynik pacjenta sięgał czasem dwa dni. Szpitale wracają w tryb „normalnej” pracy, czy nie za szybko, oby nie. Ale co rusz jest ktoś z podejrzeniem i kilkugodzinna praca w pełnym kombinezonie staje się wyzwaniem. Proste czynności fizjologiczne stają się problemem. Zawsze można założyć sobie pampersa ale…….to jeszcze nie ten czas i trzeba walczyć często nie tylko z potem na czole i plecach, ale i z takimi przyziemnymi potrzebami. Ale #damyrade ?
Odpowiedz