Rafał Majka i Przemysław Niemiec liczą się w peletonie jednego z największych wyścigów kolarskich i to nie jest żaden żart. Wczoraj swoją obecnością na ośnieżonym Col du Galibier (podjazd bardziej znany z etapów Tour de France) pokazali się jakby byli „wyjadaczami” ze ścisłej czołówki.
Choć do końca wyścigu jeszcze cały tydzień i wszystko może się zdarzyć, bezsprzecznie wyczyny Polaków zostaną na długo zapamiętane w kolarskim światku. Cel: ukończyć wyścig w pierwszej dziesiątce.
Cóż to oznacza zakończyć Giro d’Italia w ścisłej czołówce? Przekładając to na język innych dyscyplin to jak jakby polska piłkarska drużyna zakończyła Ligę Mistrzów przynajmniej na poziomie ćwierćfinałów, bądź Agnieszka Radwańska lub Jerzy Janowicz miałby zakończyć na tymże samym poziomie jeden z tenisowych turniejów wielkiego szlema.
Lecz trzeba wziąć jeszcze jedną kwestię pod uwagę. Stan Polskiego Związku Kolarskiego. Polskie kolarstwo jest ruiną w ciągłej fazie rozpadu. Piękna walka naszych kolarzy jest w tym momencie pięknie lśniącym promyczkiem nadziej w odmętach chaosu.
Rafał Majka to lider swojej drużyny, walczy o białą koszulkę czyli najlepszego kolarza do lat 23. Przemysław Niemiec pracuje dla Włocha Scarponiego, który w klasyfikacji generalnej jest piąty, tuż przed Polakiem.
Poczekajmy do czwartku. Po indywidualnej „czasówce”, która składa się z 20 kilometrowego podjazdu będziemy mądrzejsi o kolejne rozstrzygnięcia.