Ktoś zaiwanił jedno „Mi”?! Od razu coś mi się nie podobało, gdy spojrzałem na pudełko Xiaomi 11T Pro. Dopiero po chwili sobie przypomniałem, że począwszy od nowej serii lider polskiego mobilnego rynku porzuca nazwę „Mi”, pozostawiając tylko cyfry i dodatki. A czy trafiający od dziś do regularnej sprzedaży w naszym sklepie 11T Pro stracił coś innego, niż tylko dwie literki? Na szybkie testy miałem dosłownie kilka dni, ale wystarczyło na #rzutokiem.
Bateria, która nigdy się nie skończy
Wiem, że to niestandardowe, zaczynać akurat od baterii. Akurat w Xiaomi 11T Pro to ona (do spółki z ładowarką) jest absolutnym hitem. Pisałem Wam już niedawno, że moi synowie mówią: „Nasz stary jest fanatykiem ładowarek”? Całe mieszkanie zawalone ładowarkami z różnym prądem, odpowiednimi kablami do każdej z nich... Ale żeby 120 watów? Nic dziwnego, że pierwszy co zrobiłem, było wyczerpanie ogniwa prawie do zera (dokładnie do 8 procent) i podpięcie go pod olbrzymią w porównaniu do innych ładowarkę.
[KGVID]https://biuroprasowe.orange.pl/wp-content/uploads/2021/10/blog/video_20211012_220944.mp4[/KGVID]
Mógłbym pomarudzić, że wcale nie było tak, jak opisuje producent. Ale naprawdę, przy baterii 5000 mAh nie sprawia żadnej różnicy, czy telefon naładuje się w 17 minut od 0 do 100%, czy w 20,5 minuty od 8 do 100. Już od kilku lat mam nieodparte wrażenie, że wszystkie smartfony są do siebie coraz bardziej podobne. Dlatego w każdym staram się szukać czegoś, co ze „staropolska” można nazwać gamechangerem. Zastanawiam się oczywiście, jak to wpłynie na żywotność baterii (o to pytaliście pod moimi tweetami o tempie ładowania), ale do tego potrzeba czasu. Póki co, testując, byłem pod niesamowitym wrażeniem, że gdy muszę awaryjnie wyjść z domu, a na wyświetlaczu widzę 23% baterii – podpinam go pod dedykowaną ładowarkę, szykuję się szybko do wyjścia, by po bodaj 5 minutach schować do kieszeni z ponad połową pojemności ogniwa. Wielkie wow.
11T Pro wraca na wyspę
Sam telefon wydaje się być dość masywny. Mimo rozmiarów podobnych do Vivo X60 Pro mam wrażenie, że jest o numer większy. Może to przez 204g masy? Czy to przeszkadza? Mnie nie. Może dlatego, że przez długi czas testowałem Mi 11 Ultra? Tam przez „kontynent” z aparatami i dodatkowymi ekranem czułem się, jakbym miał w kieszeni telewizor. W 11T Pro, przy również trzech, acz nieco innych aparatach:
108 MP, f/1.8, 26mm (szeroki), 0.7µm, PDAF
8 MP, f/2.2, 120˚ (ultraszeroki), 1.12µm
5 MP, f/2.4, 50mm (telefoto makro), 1.12µm, AF
dwutonowy podwójny flash
Xiaomi zdecydowało się wrócić do koncepcji foto-wyspy. Telefon przestał być potencjalnym narzędziem zbrodni, ale za tym płakać nie będę. Tył, choć plastikowy, wygląda jak szczotkowane aluminium i nie robi wrażenia tandetnego. Jest ładnie. Same aparaty to niezmiennie wysoki standard, przede wszystkim główne, 108-megapikselowe „oczko” z dobrym światłem. Ale – tu zaskoczenie – bez optycznej stabilizacji obrazu. W dzień jest idealnie, ale do tego Xiaomi już nas przyzwyczaiło. Kolory, HDR, jasność, szczegółowość... Gdyby powiedzieć kilkanaście (a może nawet mniej) lat temu ludziom, biegającym z lustrzankami, że takie zdjęcia będą robiły smartfony, to stukaliby się znacząco w czoła. A już w nocy, w niemal totalnej, rozświetlanej bladymi lampami ciemności?
[caption id="attachment_28631" align="alignnone" width="750"] Wyspa z aparatami Xiaomi 11T Ultra[/caption]
Ultraszeroki – jak to ultraszeroki, jego używa się w sytuacjach, w których zwykły nie daje rady. Miło zaskoczył za to 5-megapikselowy obiektyw makro. Nie jest to mikroskop jak w Oppo Find X3, ale mimo tego bez problemu łapie ostrość z bardzo blisko i idealnie wyłapuje szczegóły. Filmów nie kręci... A nie, jeden kręciłem, żeby sprawdzić audio zoom – faktycznie działało, gdy filmowałem olbrzymie stado ptaków siedzących na instalacji wysokiego napięcia, zoom powodował, że faktycznie ich ćwierkanie było słychać wyraźniej.
Kino w kieszeni
Ładnie jest też, gdy spojrzymy na ekran. Mimo, iż w mojej testerskiej szufladzie leży teraz też Samsung Z Fold 3, seriale chętnie oglądałem na 11T Pro. Duży, wyraźny, soczysty i naturalny Amoled + naturalna łatwość trzymania w dłoni powodowały, że bardzo chętnie sięgałem po Xiaomi. Nie zabrakło oczywiście będącego już coraz częściej standardem 120-hercowego odświeżania. Przy takim telefonie ciężko mówić o tym, że źle wpłynie na baterię ;) Oczywiście zgodność z HDR 10+/Dolby Vision, miliard kolorów (to w ogóle tyle jest?), jasność do 1000 nitów... No i 5G. W efekcie obejrzymy wszystko, zawsze i najładniej jak się da :) Skoro już mówimy o marzeniach sprzed lat - kto by pomyślał o ekranie kinowym w kieszeni? Nawet, gdy testowałem moją pierwszą HTC Cha Cha - nie wpadłbym na to :)
11T Pro już z pudełka działa pod kontrolą MIUI 12.5. Lubię tę nakładkę – jest oczywista i intuicyjna w korzystaniu i nawet nieco bloatware’u nie przeszkadza, zawsze można go przy konfigurowaniu telefonu usunąć. Przy ostrzejszej grze, czy używaniu aplikacji zdarza mu się odrobinę podgrzać na pleckach, ale to w żaden sposób nie przeszkadza. Gierki śmigają pięknie, a muzyka, na głośnikach stereo Harman Kardon, pięknie gra. Oczywiście nie ma problemu z żadnymi, nawet wymagającymi grami. Co ciekawe, mimo Amoleda, czytnik odcisków palców znajdziemy na bocznym przycisku odblokowania. Dziwne? Trochę tak. Ale jak dla mnie wygodne i bardziej intuicyjne.
Czego brakuje? Porządnej wodoodporności (jest IP53) i ładowania indukcyjnego. Da się bez tego żyć? Nie muszę myć telefonu mydłem i bieżącą wodą, ale moja płytka indukcyjna koło komputera faktycznie czuje się samotna. Ale to ładowanie...
Komentarze
Numer zapisany w książce, dzięki Kasiu. Chociaż karty płatniczej pilnuję jak oka w głowie.
Odpowiedz