
Nie będę popadał w hurraoptymizm. Zachowam chłodną głowę, niemniej 7. miejsce, na wczorajszym etapie kończącym się we włoskiej miejscowości Pinerolo wywalczone przez Macieja Paterskiego uważam za sukces. Polski kolarz debiutuje w tegorocznej „Wielkiej Pętli”, a na pierwszym etapie pokazał swoje możliwości finiszując z grupą liderów. Wczorajszy etap zaliczany był do górskich. To oznacza, że powód do zadowolenia jest jeszcze większy.
Rzadko, bardzo rzadko. Dobrze, sporadycznie mam okazję emocjonować się akcjami inicjowanymi przez polskich kolarzy w największych wyścigach. Troszkę narzekano, że „polsko-włoski” (trzech Polaków w grupie Liquigas), a tak mało aktywni. Wczoraj, Maciej tchnął malutką nadzieję. Wpatrzony w telewizor wierzyłem, że stać Polaka na niespodziankę. Ale jeszcze chwilka, jeszcze uniesie ręce w górę, podobnie jak wczoraj Hagen w Pinerolo. Jest jeszcze młody i cała kolarska kariera w zasadzie przed nim. W klasyfikacji młodzieżowej wyścigu sklasyfikowany jest na 13. lokacie i wcale nie jest to pechowe miejsce. Do pierwszej „10” będzie ciężko.
Ostatni akapit o ostatnich dwu etapach, które kończyły się karkołomnymi zjazdami i odziwo były one emocjonujące. Są oczywiście zwolennicy takich końcówek jak i przeciwnicy. Zjazdy pokazały kto jaką dysponuje techniką i troszkę dziwne, że wśród przeciwników pojawiają się „faworyci”. Choćby Andy Schleck, który głośno podkreśla jak niebezpieczne są takie końcówki. Panie Andy zawsze można jechać wolniej! W końcu to przecież wyścig. A jak radził sobie na zjazdach lider:
Przed kolarzami piekielne dwa dni w Alpach.