Kopali tak pięknie, że mecz trwał dla mnie za krótko. Usiadłem przed telewizorem i oddałem się temu pasjonującemu spotkaniu. Polscy kopacze grali cudownie, z polotem, z gracją i mógłbym tak wymieniać w nieskończoność. Z każdą upływającą minutą widziałem myśl taktyczną, odpowiednie ustawienie i zrozumienie poszczególnych kopaczy. Trener był zachwycony realizacją wytyczonych zadań. Minęła pierwsza połowa, a ja zastanawiałem się jak to możliwe, że tak szybko. Pomyślałem, że to wszystko przez te emocje, zachwyt grą polskich kopaczy. "Dobrze, że przede mną druga połowa" - tłumaczyłem sobie. A w drugiej odsłonie ponownie to zgranie, pomysłowość, lekkość i polot polskich kopaczy. Optymistyczna gestykulacja i uśmiech na twarzy trenera. Wszystko wychodziło jak należy. Też byłem zachwycony. Z ostatnimi minutami trafione zmiany, choć to tylko mecz towarzyski. Ostatni gwizdek i... koniec. Kolejny mecz kopanej, który zapamiętam na długo.
I choć do mistrzostw Europy zbliżamy się coraz większymi krokami, to uważam, że wszystko podąża w naturalnym kierunku. To znaczy w żadnym. I oby tak dalej, trzymam kciuki i czekam na następny tak ekscytujący mecz towarzyski. Na pewno będę oglądał i podobnie się zachwycał.
PS. Autor z góry zaznacza, że nie jest wielkim znawcą dyscypliny o nazwie piłka nożna (w tekście wolałem jednak użyć słowa - "kopana").