To był czwartek rano. Usłyszałam o wojnie i nie wierzyłam, że to się dzieje. Kompletna abstrakcja w XXI wielu. Pierwsza myśl - trzeba pomóc. Od razu ruszyliśmy z organizacją zbiórek. Dwa dni później w Serocku witaliśmy naszych gości z Ukrainy. Nigdy nie zapomnę dzieci wchodzących z pluszakami w rękach.
Dwa razy przekładaliśmy rozmowę, bo były ważniejsze sprawy. Dodatkowy warunek - napiszesz, że pracujemy i pomagamy zespołowo.
„Szefowa” zbiórek
W dużej salce konferencyjnej w Miasteczku Orange przy ścianach stoją sterty kartonów. Na środku kilka złączonych stołów, komputery, rozrzucone notatki, jedzenie i kawa. To centrum dowodzenia zbiórkami. Tutaj najłatwiej znaleźć Anię Grodecką.
Filigranowa blondynka zawsze w ruchu, uśmiechnięta. W żywiole pomagania. Akcja trwa już 6 tydzień. Bez przerwy. - Napisz, że wciąż działamy i potrzeby są ogromne - zagaduje. - Po fali pozytywnych emocji, zawsze przychodzi moment, że entuzjazm w ludziach słabnie. A my chcemy dalej pomagać.
Z Miasteczka Orange wyjechało już 13 busów wypełnionych po dach darami naszych pracowników, zaprzyjaźnionych firm i instytucji m.in. warszawskiej Straży Miejskiej. Wysłaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy: leki, ubrania, jedzenie, środki higieniczne. Trafiły do szpitali, ukraińskich terytorialsów i ludzi, którzy najbardziej potrzebują pomocy. Ostatni transport był szczególny - 4600 sztuk słodyczy, 1000 bloków, kredek, kolorowanek i 150 maskotek dla dzieci z południowej Ukrainy. Kolejne busy wyjadą pod koniec tego tygodnia.
Zbiórki organizowane są też w innych miastach. Zaangażowanych jest ponad 70 osób z Rad Miasteczek, realizujących na co dzień swoje obowiązki służbowe.
W ośrodku dla uchodźców
- Żeby pomagać nie mogę się rozklejać - przekonuje Ania. - Kiedy przyjechała pierwsza grupa uchodźców do naszego ośrodka szkoleniowego w Serocku, czekaliśmy na nich w recepcji. Najpierw weszły maluchy. Z małymi plecaczkami i pluszakami w rękach. Trudno powstrzymać emocje. Kupiliśmy wcześniej słodycze w „Biedronce” i zaczęliśmy je rozdawać. Prosty sposób na przełamanie lodów.
Takich historii było więcej. - Pamiętam starszą kobietę w chustce na głowie, z walizką w jednej ręce i siatką ziemniaków w drugiej. Poruszyło mnie, gdy zobaczyłam rodziny, które uciekając przed wojną zabrały swoich czworonożnych podopiecznych, Może dlatego, że od 10 lat działam w ”Fundacji Mikropsy”.
Zawsze chętna do pomagania
W szkole podstawowej Ania przyłączała się do akcji wolontariackich. Jak coś się działo, zawsze meldowała się do pomocy. - Byłam w grupie szkolnych aktywistek - śmieje się. Później zaczęła działać według własnego pomysłu.
- Pierwszego psa adoptowałam 13 lat temu. Zobaczyłam, jak wygląda ich życie w schroniskach i byłam przerażona - wspomina. Zaczęły się zbiórki karmy i szukanie dobrych domów dla porzuconych zwierzaków.
W Fundację „Mikropsy” zaangażowała się w 2012 roku. Organizacja pomaga małym psiakom, które kompletnie sobie nie radzą w schronisku. Zawsze ostatnie do miski i adopcji.
- Wyciągaliśmy je i szukaliśmy opiekunów na stałe. Takich psów na „tymczas” miałam w mieszkaniu kilkanaście, a jako fundacja, dzięki siatce wolontariuszy pomogliśmy już prawie tysiącu z nich. Niektóre wychodziły z traumy miesiącami. Mamy modelowe schroniska dla zwierząt jak warszawski „Paluch”, ale niektóre to zwykłe obozy koncentracyjne.
„Mikropsy” wspierają też Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy, a teraz aktywnie pomagają w zbiórce karmy i pomocy zwierzętom dotkniętym wojną.
Wentyl bezpieczeństwa
Żeby pomagać i nie wypalić się trzeba umieć odreagować. - Nikt nie jest idealny, mam wady jak każdy i czasami emocje biorą górę. Dlatego chodzę na siłownię, biegam i zajmuję się domowymi rzeczami. Jak zmęczę się fizycznie, odpoczywa moja głowa. Bez tego długo bym nie pociągnęła - przekonuje. - Z zespołem, z którym pracujemy przy zbiórce w Miasteczku Orange mamy podobne poczucie humoru. Umiemy odreagować i podejść z dystansem nawet do bardzo trudnych tematów. To pozwala skupić się na tym, co jest naprawdę ważne - na działaniu. Nie bez powodu nasza grupa na WhatsApp-ie nazywa się „MO Dream Team”.
***
Spotkanie z Anią Grodecką rozpoczęło blogowy cykl, w którym przybliżymy Wam wolontariuszy Orange Polska zaangażowanych w pomoc dla naszych przyjaciół z Ukrainy. Prawie 1 000 pracowników wspiera 130 różnych inicjatyw pod okiem i przy wsparciu Fundacji Orange.
Komentarze
Brawo dla tej Pani. Mega osobowość. Powinniście stworzyć w swojej firmie plebiscyt „Osobowość roku w Orange”. I nagradzać takich ludzi np. fajnym mobilnym gadżetem, statułetką i dyplomem. Myslę że to byłoby fajne „docenienie” pracy takich ludzi.
Odpowiedz