Mamy precedens. Jeśli chcemy obejrzeć mecz Polska-Czarnogóra musimy zapłacić 20 zł w systemie pay per view. Ale jak stare nasze przysłowie mówi „Musi to na Rusi, a w Polsce, jak kto chce” i patrząc po różnych sondach internetowych po 90-97 proc. kibiców nie zamierza zapłacić ani złotówki. To oznacza, że zamiast kilkumilionowej widowni meczu możemy mieć nawet kilkudziesięciotysięczną, a to oznaczałoby powrót do frekwencji z lat pięćdziesiątych, kiedy telewizor był w co setnym domu. Tak czy inaczej to będzie porażka polskiej piłki nożnej, która po raz pierwszy będzie niszowym wydarzeniem telewizyjnym. Dziś jeszcze tego nie wiem, ale może też okazać się, że mecz z Mołdawią również nie zobaczymy w TVP, – co połączone z raczej oczekiwaną skromną frekwencją na stadionie we Wrocławiu - znów będzie antypromocją polskiej reprezentacji.
Powiem szczerze, że wcale nie jestem rozczarowany tym, że TVP nie kupiła transmisji. Skoro uważała, że na niej nie zarobi, rzeczywiście nie powinna kupować. Nie czarujmy się - większość osób nie płaci abonamentu i telewizja musi zarabiać na siebie. To, że produkt w postaci meczu Polska-Czarnogóra nie jest takim łakomym kąskiem pokazała też postawa Polsatu czy TVN, które nie rzuciły się kupować dania odpuszczonego przez TVP. Dla mnie oznacza to, że prawa telewizyjne są po prostu za drogie a koniunktura na piłkę nożną skończyła się wraz z porażką na Euro 2012.
Jedyne, co może uratować atmosferę to dwa zwycięstwa, które pokażą, że warto jest pokazywać białoczerwonych, warto wykładać większe pieniądze. W innym wypadku kibice złośliwie będą się cieszyć, że meczów nie było w otwartej telewizji. Jak nie będzie kibiców sponsorzy nie będą wykładać większych pieniędzy. Jak przypływ kasy się zmniejszy będą potrzebne radykalne kroki, które sytuację zmienią. Stawka pojedynków kadry Fornalika więc coraz bardziej rośnie.