Ostatni etap w Alpach pokazał, kto będzie walczył o żółtą koszulkę. Głównymi aktorami będą: Alberto Contador i Andy Schleck. Luksemburczyk wydaje się być mocniejszy w porównaniu do zeszłego roku. A to tylko lepiej dla całego spektaklu. Straty innych liderów ekip są już znaczące. Musiałby stać się cud (choć takie już ten wyścig widział, niestety te cuda działy się dzięki strzykawce i zakazanym substancjom), aby ktoś jeszcze podłączył się do walki o triumf na Polach Elizejskich.
Z niecierpliwością czekam na kolejne starcia tych dwóch kolarzy. Jak to się zwykło w "Wielkiej Pętli", zawsze o zwycięstwo walczyły dwa (często różne) charaktery. W latach 40-tych Fausto Coppi rywalizował z Gino Bartalim, w 60-tych Jacques Anquetil z Raymondem Poulidorem, a w późniejszych czasach pamiętny pojedynek Grega Lemonda z Laurenem Fignonem, w którym Amerykanin na ostatniej czasówce, prowadzącej ulicami Paryża wygrał z Francuzem, wyprzedzając go w klasyfikacji generalnej o osiem sekund! Do dziś to najmniejsza strata pomiędzy pierwszym, a drugim zawodnikiem. Nie można zapominać o, całkiem niedawno, pojedynkach Lance Armstronga z Janem Ullrichem. Dwie odmienne techniki jazdy i wiecznie drugie miejsce Niemca, który jeździł ciężko i twardo, w odróżnieniu od Armstornga, wspinającego się lekko na najtrudniejsze podjazdy.
Powstaje kolejna dwójka, która, miejmy nadzieję stworzy niezapomnianą historię. Obydwaj mają lekki styl jazdy, widoczny na górskich odcinkach. Nie chcę być w żaden sposób prorokiem, ale Andy Schleck pewnie nie chce podzielić losu Jana Ullricha. W zeszłym roku był drugi, za Contadorem. Jak będzie w tym roku? Najbliższe etapy będą lekkim odpoczynkiem. Do walki wracają sprinterzy.