Lucjan Błaszczyk kończy karierę, i to na dwa miesiące przed Mistrzostwami Europy w tenisie stołowym w Gdańsku. Oczywiście kiedyś musiało to nastąpić, jednak 37-letni zawodnik sam przyznaje, że już zdrowie nie te by codziennie trenować siedem-osiem godzin. A do tego wszystkiego nałożył się konflikt w Polskim Związku Tenisa Stołowego, oczywiście na linii związek-zawodnicy. Nie ma tu co pisać o wszystkich osiągnięciach Lucjana bo lista długa a całą z pewnością można znaleźć w internecie. Dla mnie to jednak kończący karierę Błaszczyk to kolejny kawał historii tej dyscypliny, którą zawsze lubiłem nie tylko oglądać, ale przede wszystkim uprawiać. Przypomniały mi się lata dziewięćdziesiąte kiedy karierę kończyli legendarni dla fanów, a dziś może trochę zapomniani Andrzej Grubba i Leszek Kucharski czy Stefan Dryszel - młodszym bardziej znany jako wieloletni trener reprezentacji.
Gdy odchodziły legendy, Błaszczyk był dopiero jednym z następców, o których mówiono, że jeszcze wiele przed nim - jednocześnie powątpiewając, że dorówna mistrzom. Dziś odchodzi kolejne pokolenie, do którego obok Błaszczyka należy Tomasz Krzeszewski. Ciekawy jestem jak kadra juz bez Lucjana zaprezentuje się na mistrzostwach w Gdańsku. Zobaczymy już za niespełna dwa miesiące.
A już dziś nie ukrywajmy wszyscy czekamy na 20.45. Może Małecki uskrzydlony powolaniem do kadry (choć mam wrażenie trochę wymuszonym przez media i kiciów) znów zostanie bohaterem nie tylko Krakowa.