Rozrywka

Różyczka bierze Złote Lwy

Ryszard Kaminski Ryszard Kaminski
31 maja 2010
Różyczka bierze Złote Lwy

Gdy 10 marca zapraszaliśmy Was na premierę "Różyczki" wiedziałem, że rekomendujemy świetny film, jeden z najlepszych, które do tej pory koprodukowała Telekomunikacja Polska. Obraz, który nie tylko jest bardzo dobrze zrobiony i zagrany, ale również w atrakcyjny sposób opowiada kawałek naszej najnowszej historii. "Różyczka" pokazuje atmosferę, o której już nie pamiętamy, gdy nawet najbliższy człowiek mógł być donosicielem służby bezpieczeństwa.

Tym bardziej cieszę się, że film znalazł również uznanie jury 35. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni. "Różyczka" Jana Kidawy - Błońskiego otrzymała Złote Lwy dla najlepszego filmu, a grająca tytułową rolę Magdalena Boczarska nagrodę za najlepszą pierwszoplanową rolę żeńską. Do kompletu doszła jeszcze nagroda za dźwięk dla Joanny Napieralskiej. Ponadto, w Gdyni nagrodę za za najlepszą muzykę otrzymała kolejna koprodukcja TP - film "Trick".

Zapraszam na relację z festiwalu. Więcej informacji o 35. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, nagrodach w poszczególnych kategoriach i najciekawszych filmach znajdziecie na www.orangefilm.pl.


Odpowiedzialny biznes

Zapomniany mecz

Jarosław Konczak Jarosław Konczak
31 maja 2010
Zapomniany mecz

Wracałem z Kielc w niedzielę rano. Słuchałem radia, a w nim czasem też wiadomości. Wśród nich były również te sportowe. I z nich dowiedziałem się, że Witalij Kliczko zgodnie z przewidywaniami pobił Alberta Sosnowskiego, dowiedziałem się kto zajął pole position przed GP Turcji. Mówili też o rajdzie samochodowym dokoła Portugalii, pojedynku o mistrzostwo Niemiec szczypiornistów, ostatnim skoku Leszka Blanika (najwybitniejszego polskiego gimnastyka) i finale NBA i jeszcze czymś tam na świecie.

Pewnie w tym opisie nie ma nic nadzwyczajnego, poza jednym .... W sobotę w Kielcach był mecz i to piłkarskiej reprezentacji Polski, która bezbramkowo zremisowała z Finlandią. A w radiu cicho o tym i gdybym na stadionie nie był, to bym nawet nie wiedział, że ktoś tam grał, choć trzeba przynać, że w sumie o nic. Stadion był jednak pełen, zabawa dla kibiców przednia, oprawa znakomita, no może wynik słaby, ale  ....

Ale dlaczego wobec tego, w porannych serwisach sportowych następnego dnia i to w cieszących się największą popularnością stacjach nic nie ma o meczu. Jestem pewien, że przynajmniej w większości pracują tam kompetentni ludzie. I oni z całą świadomością nie dodali do sportowych serwisów informacji o meczu, uznając, że są ważniejsze rzeczy w sporcie (jakie o tym powyżej). I myślę, że właśnie to jest najgorsza informacja dla Franciszka Smudy i reprezentantów, że ze swoim wynikiem nie przebili się do sportowego, radiowego  serwisu informacyjnego.


Odpowiedzialny biznes

Rozwiane zwycięstwo

Bartosz Nowakowski Bartosz Nowakowski
30 maja 2010
Rozwiane zwycięstwo

Wiatr wytworzony przez pędzące bolidy na wyścigowym torze położonym przy Istambule, był dziś z pewnością większy niż słynne powiewy znad Bosforu. Ale dużo chłodniejszy powiew dał się zapewne odczuć na powyścigowym zebraniu drużyny Red Bull Racing.

A wszystko przez incydent, który miał miejsce w końcowej fazie wyścigu. Wszystko wskazywało na to,  że zespół Red Bull kontroluje przebieg wydarzeń. Wnet jadący za prowadzącym Markiem Webberem, Sebastian Vettel podjął próbę wyprzedzania drużynowego kolegi i... Doprowadził do kolizji. I choć Webber na konferencji prasowej nie dał po sobie poznać, że jest zły na Niemca (zachowując kamienną twarz, pokazał swój profesjonalizm), to na wcześniej wspomnianym zebraniu z pewnością powiało grozą.

Sam fakt pokazuje, że w drużynie termin "team orders" (wytyczne nakładane przez dyrektora technicznego ekipy) nie istnieją. Zresztą, już wcześniej mówiło się o konflikcie pomiędzy kierowcami Red Bulla. Zarówno Mark Webber, jak i Sebastian Vettel mają ambicje na tytuł mistrza świata. Ale brak współpracy może te szanse zaprzepaścić. Wiadomo, gdzie dwóch się biję tam trzeci korzysta. Tak było i dziś. Korzyści odniosła drużyna McLarena. Choć i ci kierowcy chcieli przynieść niezapomnianych wrażeń kibicom i przy okazji podnieść ciśnienie dyrektorom technicznym siedzącym w padoku. Po ataku Jansona Buttona ekipa McLarena mogła skończyć podobnie jak Red Bull Racing.

Warto przypomnieć, że wytyczne zwane "team orders" są w Formule 1 zakazane. Sięgając do historii, Michael Schumacher, jeżdżący jeszcze w Ferrari wraz z Rubensem Barrichello, mieli tę kwestię wyćwiczoną do perfekcji. Słynne Grand Prix w 2002 w Austrii, gdzie podobnie, jak Red Bull, zespół Ferrari miał pewną sytuację, zajmując kolejno pierwsze i drugie miejsce. Na ostatnim okrążeniu, tuż przed linią mety Brazylijczyk zwolnił i przepuścił Schumachera.

Brak współpracy może jeszcze bardziej podnieść emocje w następnych Grand Prix. A może na takim niezrozumieniu skorzysta Robert Kubica? Choć w zeszłym sezonie, podczas wyścigu w Australii, Vettel pozbawił Polaka podium...

bn.

Scroll to Top