Przez zimę zdążyłem się stęsknić za krajową piłką nożną bo i przerwa ligowa jak na europejskie standardy była wyjątkowo długa. Choć czuję tęsknotę to jakoś nie czuję jednak specjalnych emocji. Z jednej strony wiem, że o majstra powalczy wielka trójka: Lech, Legia, Wisła. Z drugiej jednak strony przez zimę nie zobaczyłem specjalnych przygotowań/spektakularnych transferów w żadnym z tych klubów. Tak jakby każdy myślał, że te armaty, które ma dotychczas wystarczą na drugiego, albo i tak wszyscy myślą, że tradycyjnie wygra Wisła. Oczywiście tu mogą krzyknąć kibice Lecha, że u nich nową postacią jest Siergiej Kriwiec z BATE Borysów, który zanim choć raz dotknął piłki na krajowych boiskach już przez niektórych został uznany za gwiazdę. Nie mówię, że gwiazdą nie będzie, ale pożyjemy zobaczymy. Ciekawostką będzie natomiast Chińczyk Donga Fangzhuo. 25-letni napastnik, podobnie jak niedawno jeszcze Smolarek, przez kilka miesięcy nie miał klubu, ale u nas jest reklamowany jako członek kadry Manchesteru United. "Kibice zapamiętają go jako jednego z najgorszych piłkarzy w historii klubu" - pisał o jego dokonaniach na Old Trafford dziennik "The Guardian". Ale Legia ma szczęście do egzotycznych napastników, więc może i tym razem poniesie się z Żylety śpiew "Dong dong Dooong".
Choćby jednak chińczyk strzelał w każdym meczu po pięć goli to jednak na ten doping z Żylety musi długo poczekać, bo póki co Żylety na stadionie nie ma. Podobnie jak nie ma wielu trybun w Krakowie, Lubinie, Poznaniu czy Gdyni. A to oznacza, że kontynuujemy sezon rozgrywany pod hasłem "Piłka nożna bez kibiców", albo przy niewielkiej asyście kibiców np. na trzytysięczniku do rugby w Gdyni, pięciotysięczniku w Warszawie czy sześciotysięczniku w Krakowie. I gdy na to patrzę to wiem dlaczego nie było transferów i wiem dlaczego ten sezon po prostu trzeba zaliczyć, odhaczyć i mieć z głowy.
Bez pieniędzy, bez kibiców na stadionie, podobnie jak wielu, myślę już o tym co zacznie się jesienią, o tym, że liga przynajmniej pod kątem stadionów zacznie przypominać to co dzieje się w innych krajach. A póki co spokojnie idą przed telewizorek, sięgam do lodówki, włączam Orange Sport, a na stadion wybieram za pół roku.