Dziś telekomunikacyjny świat dowiedział, czym tak naprawdę jest technologia 4G w Polsce. Do tej pory żyliśmy w błogiej nieświadomości jej prawdziwych możliwości, ale dzięki marketingowcom Playa dokonał się cud i wreszcie ją mamy. Nie trzeba przetargów, urządzeń, pozwoleń, niczego. Wystarczy powiedzieć mamy ją. Cóż, że jest wolna. Że są ograniczenia. Cieszmy się z sieci 4G, tej jedynej, największej, niepowtarzalnej. I jeszcze dołóżmy w reklamach amerykańskie miasta grające za rodzime metropolie, uśmiechniętych ludzi i wypasione telefony. Jest cool. Czekamy na Was klienci! Tylko zanim nabierzecie się na ściemę roku Playa powinniście wiedzieć, że rajska wyspa, na którą proponuje się Wam wyjazd, to w rzeczywistości tropikalny namiot pod Berlinem. Nie chcę się dalej znęcać i rozpisywać, co to jest prawdziwe 4G, bo możecie o tym przeczytać choćby w poczciwej Wikipedii. Dodam, że "4G" Playa jest o połowę wolniejsze niż nasze HSPA+ DC, które uruchomiliśmy w ubiegłym tygodniu. Chociaż na wykresie z materiałów Playa, które widziałem, prawie nie widać różnicy między 21, a 42 mega. Bartkowi i jego zespołowi gratuluję kreatywnego podejścia do rzeczywistości, ale jestem przekonany, że klientów takimi pomysłami nie przekonacie, co widać na forach telko. Ciekawe też co na taki sposób rynkowego konkurowania powie UOKiK.