Zazwyczaj na początku nowego roku wiele osób lubi sporządzać podsumowania. Minionego roku, dekady, itd…, że na przykład w minionym roku słowo „chmura” przestało oznaczać deszcz a zaczęło oznaczać miejsce gdzie Wasza komórka wysyła Wasze dane, maile, dokumenty i zdjęcia. Czasem nawet bez pytania (jak moja po zainstalowaniu jednego z klientów Cloud Storage).
Inne osoby lubią bawić się w prognozy. Ja raczej tego unikam. Jako że kilka razy zdarzyło mi się dość konkretnie pomylić. Ale co do niektórych prognoz pozwalam sobie na przywilej posiadania własnego zdania. Jedną z takich prognoz na 2013 która zwróciła moją uwagę, mówi o nowej przyszłości jaka czeka zegarki. Otóż nadchodzący rok ma się okazać rokiem urządzeń zwanych „Smartwatches” (nie ma chyba dobrego polskiego określenia na tę kategorię, chyba że ktoś z Was ma jakiś pomysł).
Zegarek w świecie technologii to rzecz stara jak węgiel kamienny czy diament. I podobnie może być postrzegana. Zwyczajny zegarek jest jak węgiel kamienny – mało potrzebny i noszenie takiego zegarka ma tyle sensu co posiadanie urządzeń na wspomniany węgiel. Przecież dookoła jest tyle urządzeń pokazujących godzinę – telefony, komputery, tablety, zegarki w autobusach, tramwajach, metrze... Co innego jeśli traktujemy go jak diament – kupuje się go dla podkreślenia stylu, gustu, statusu. Coś jak osobista biżuteria. To rozumiem, choć nie zaliczam się do kategorii posiadaczy drogich czasomierzy. Ale nie zaprzeczam, miałem w przeszłości moje „zegarki marzeń”. Może je pamiętacie? To te inteligentne bestie od Casio – najpierw były te co miały 14 melodyjek, pełna polifonia ;), potem pojawiły się takie z kalkulatorem. No i dalej jakieś coraz bardziej wymyślne z serii G-Shock i tak dalej...
Obecnie takie zegarki wracają na scenę i to w wielkim stylu. Stają się urządzeniami wprost ze Star Treka, ułatwiając dziesiątki czynnności, na jakie pozwalały od niedawna urzadzenia typu smartphone czy tablet. Dzięki połączeniu z telefonem komórkowym za pomocą łącza Bluetooth (większość v2.1 ale niektóre już 4.0) większość z nich oprócz pokazywania godziny wyświetla numer jaki do nas dzwoni, pozwala kontrolować odtwarzanie muzyki z różnych urządzeń oraz potrafi przypominać o róźnych rzeczach. Tak naprawdę to jak na razie pomysły na te urządzenia są bardzo różne i wybranie konkretnego wymaga odpowiedzi na pytanie na czym nam tak naprawdę zależy. Typowym zegarko-smartphonem jest np: Sony SmartWatch i to jednym z najtańszych. Ale oglądałem jego recenzję zrobioną przez dziennikarza gazety.tv z której wynika, że trudno się posługiwać jego małym ekranikiem a bateria wystarcza na niewiele dłużej niż przeciętnemu telefonowi (czyli na około dobę). Nieco bardziej przydatny i przy okazji też ładniejszy zdaje się być włoski I’m Watch. A prawdziwym tytanem podawania liczby informacji jest MetaWatch – na razie dostępny jedynie jako demo kit przygotowany przez Texas Instruments.
W zupełnie inną stronę idą producenci sprzętów bardziej zorientowanych na design i podstawowe funkcje. Taki jest na przykład Cookoo. To po prostu zegarek z dodatkowymi informacjami jak np: monitorowanie czy przypadkiem nie zostawiłeś w domu swojego iPada – jak dla mnie niezbyt to odkrywcze. Moim faworytem jest Pebble. Dzięki zastosowaniu w wyświetlaczu technologii e-ink jest energooszczędny i przy okazji wygląda jak coś naprawdę nowoczesnego – jego design jest może odrobinę zbyt chłodny i hermetyczny. Ale czy nie tak powinny kojarzyć się nam urządzenia przeszłości? A poza tym, jeśli zgadzamy się, że zegarek jest po trochu tym „diamentem” to powinien on być utrzymany w konwencji, dzięki ktorej wszystkie urządzenia Apple robią tak zawrotną karierę. Czyli jak to wyraził sam Steve – powinny powstawać na skrzyżowaniu ulic Techonogii i Designu.
No właśnie – dochodzimy do sedna. Otóż od jakiegoś czasu chodzą pogłoski, ze znana wszystkim firma z Cupertino pracuje nad własnym projektem, ktory świat zdążył już nazwać iWatch. Oczywiście swoje plany opracowania takich urządzeń od ogłosiło też Casio i pewnie jeszcze kilka liczących się w tej branży firm. Ale czy rzeczywiście takie urządzenia czeka wielka przyszłość przewidywana przez niektórych dziennikarzy i marketerów?
Otóż moim zdaniem dość wysokie ceny (nie kosztują one co prawda tyle co Rolex ale nie jest to również pułap cenowy Tesco) oraz wspomniana hermetyczność technologii jak i zastosowań sprawi, że takie urządzenia pozostaną w najbliższej przyszłości raczej niszą. Podobnie jak niszowe przez ładnych kilka lat były tablety. Są zbyt mało funkcjonalne. Ich funkcje są łatwo zastępowalne przez telefon, który i tak musimy mieć w kieszeni sparowany z zegarkiem. Na noszenie, ładowanie co wieczór i konfigurowanie kolejnego urządzenia zdecydują się jednynie prawdziwi „techno freaks”.
Ale jeśli Apple, ze swoim darem zmieniania rzeczywistości (a raczej sposobu w jaki postrzegają rzeczywistość klienci firmy ;) zabierze się poważnie za ten projekt. Tim Cook poświęci mu maksimum uwagi, krytycyzmu i kreatywności. A za design weźmie się Jonathan Ive i raz jeszcze udowodni umiejętność kreowania rzeczy ślicznych i funkcjonalnych za jednym zamachem. I do tego znajdzie się ktoś, kto raz jeszcze przemyśli, udoskonali funkcjonalność aby zaproponować coś naprawdę użytecznego – to może się przydarzyć, że świat ogarnie kolejne szaleństwo. Już teraz niektórzy zagorzali fani produktów Apple trudnią się przerabianiem iPoda nano na zegarki. Więc może coś jest na rzeczy? Ale póki co, ja marzę na razie o Casio z elektronicznym kompasem – przydałby mi się na rowerze...