Oferta

Telefon na wakacje: Motorola Moto G7 Power (2)

Marta Krajewska Marta Krajewska
08 lipca 2019
Telefon na wakacje: Motorola Moto G7 Power (2)

Tak, jak obiecałam tydzień temu, dzisiaj prezentuję Wam mój drugi typ telefonu na wakacje. Pierwszy wpis z serii znajdziecie tutaj: Telefon na wakacje : LG V40 ThinQ

Motorola Moto G7 dość długo czekał na swoją kolej. Od premiery tego modelu minęło parę miesięcy, a ja ciągle odkładałam testy na dogodny moment. I w końcu nadszedł, w czerwcu, kiedy wybrałam się w podróż do Azji. Nauczona doświadczeniem, w dłuższą podróż zawsze zabieram ze sobą rezerwowy telefon – na wypadek zgubienia, kradzieży, czy uszkodzenia mojego podstawowego telefonu. Drugi telefon przydaje się też jako GPS , interaktywny przewodnik, hot spot dla innych urządzeń, dodatkowy ekran do oglądania seriali, czy aparat fotograficzny. Podczas mojego urlopu nie oszczędzałam Moto G7 – na początku nosiłam go ze sobą awaryjnie, jednak szybko okazało się, że prawie cały czas z niego korzystam. Jak sobie poradził?

5000 mAh, czyli ładowanie baterii raz na dwa dni

Kluczowym parametrem dla podróżnego telefonu jest moc baterii. Według specyfikacji dla Moto G7 wynosi ona 5000 mAh, czyli dużo w porównaniu do popularnych smartfonów. I choć znałam specyfikację, to i tak byłam zaskoczona wydajnością baterii. Przy naprawdę intensywnym korzystaniu z internetu, robieniu zdjęć, oglądaniu filmów, używaniu telefonu jako hot spotu oraz GPS, ładowałam telefon raz na dwa dni. To naprawdę świetny wynik, biorąc pod uwagę, że przebywałam w gorącym i wilgotnym klimacie, który skraca żywotność baterii. Na plus zaliczam także funkcję szybkiego ładowania – w ciągu godziny ładowałam baterię do 100%.

Największe zaskoczenie: aparat

Nieodłączną częścią podróży są zdjęcia. Od dawna już nie zabieram ze sobą w podróż aparatu fotograficznego – tę funkcję spełnia smartfon. Podczas urlopu miałam pod ręką swój smartfon i to nim zamierzałam robić większość zdjęć. Postanowiłam jednak sprawdzić, jak radzi sobie aparat w Moto G7. I to było największe zaskoczenie. Nie wiem, jak to możliwe, ale pojedynczy 12 megapikselowy aparat Motoroli poradził sobie tak dobrze (a nawet lepiej), niż podwójny aparat w moim smartfonie. Zdjęcia przyrody? Proszę bardzo. Zabytki? Oczywiście. Jedzenie? Owszem. Zresztą, zobaczcie sami. Zdjęcia nie są poddane obróbce, ani potraktowane żadnym filtrem.

Street food na Khao San Road, Bangkok, Tajlandia

Plaża Cenang na wyspie Langkawi, Malezja

Plaża Tengah na wsypie Langkawi, Malezja

Supertree Grove w ogrodzie Gardens by the Bay, Singapur

Symulacja lasu deszczowego w ogrodzie Gardens by the Bay, Singapur

Plaża Kok Pulau, Langkawi, Malezja

Nie oczekiwałam po średniopółkowym smartfonie TAKICH zdjęć. Są ostre, wyraźne i wiernie oddają kolory. Moto G7 poradził sobie także ze zdjęciami nocnymi, które są bardziej wymagające. Smartfon ma także przedni, 8 megapikselowy aparat.

Pokaz świetlny w Marina Bay Sands, Singapur

Wyświetlacz do filmów

Podczas urlopu lubię nadrobić serialowe zaległości. Wieczorem w hotelu, czy podczas długiego oczekiwania na lotnisku zdarza mi się oglądać seriale na telefonie. Na co dzień wolę oczywiście ekran telewizora, ale nie można mieć wszystkiego na raz :-) Moto G7 dobrze sprawdził się w roli ekranu telewizyjnego. Smartfon ma 6,2-calowy wyświetlacz HD+, o współczynniku proporcji 19:9, na którym całkiem komfortowo można oglądać seriale.

Co ja widzę, czyli Google Lens

Moto G7 jest wyposażone w bardzo przydatną w podróży aplikację Google Lens. Appka zintegrowana z aparatem analizuje zdjęcia, rozpoznaje przedstawione na nim obiekty i wyszukuje powiązane zdjęcia i informacje. W praktyce służy jako interaktywny przewodnik, który podpowie wam, na jaki zabytek właśnie patrzycie i dorzuci garść informacji i opinii z przeglądarki. Wystarczy zrobić zdjęcie i kliknąć w ikonkę na dole, a aplikacja rozpozna obiekt i dopasuje  informacje.

Wiszący most na wyspie Langkawi, Malezja

I tylko szkoda, że nie jest wodoszczelny…

Zabierając ze sobą Moto G7 na plażę trochę obawiałam się, jak zniesie wysokie temperatury. Niepotrzebnie, bo podczas robienia zdjęć, czy filmowania w pełnym słońcu, nie przegrzewał się, nie zawieszał, ani nie wyłączał. Ale już przy zdjęciach w basenie trochę obawiałam się, czy wilgoć mu nie zaszkodzi – niestety Moto G7 nie jest wodoodporny.

Podsumowując: Motorola Moto G7 Power to zaskakująco dobry telefon ze średniej półki, z doskonałym aparatem, bardzo mocną baterią, sporym wyświetlaczem i przydatną funkcją Google Lens. Na plus zaliczam także bardzo płynne działanie – Moto G7 jest wyposażony w procesor Qualcomm Snapdragon 632 z 4GB RAMu.

Jeśli planujecie zakup telefonu, zdecydowanie zachęcam Was do przyjrzenia się temu modelowi. W sklepie Orange jest dostępny już od 37 zł/mc, przy wyborze Planu Mobilnego 45 na 24 miesiące. Sprawdź: Motorola Moto G7 Power

A jeśli przekonaliście się do Motoroli i jesteście ciekawi, co ciekawego oferuje producent jako rozszerzenie do swoich smartfonów, zajrzyjcie do tego wpisu: 3 największe zaskoczenia podczas Innovation Gardens Summit 2019

Komentarze

MAURYCY
MAURYCY 08:24 09-07-2019

Jakbym był w Singapurze to nawet na Androida bym wtedy nie narzekał 😉

Odpowiedz
    Marta Cieślak-Krajewska
    Marta Cieślak-Krajewska 11:01 09-07-2019

    Maurycy, ale tylko tam? 😉

    Odpowiedz
Agnieszka
Agnieszka 09:28 09-07-2019

Dużym plusem jest szybkość ładowania, za co wysoko oceniane są chociażby iphony.
Cena smartfonu w stosunku do jakości super!
#OrangeTeam

Odpowiedz
    Marta Cieślak-Krajewska
    Marta Cieślak-Krajewska 11:03 09-07-2019

    Agnieszka, dobrze powiedziane (Y)

    Odpowiedz
Ryś
Ryś 11:22 09-07-2019

Zdjęcie „Supertree Grove w ogrodzie Gardens by the Bay, Singapur” ma totalnie nienaturalne kolory i brak tła (niebo ? makieta ? – nie wiadomo, co było tłem, bo nie widać). Pytanie, czy to błąd w sztuce fotografującego, czy jednak coś z automatyką aparatu nie tak ?

Odpowiedz
    MAURYCY
    MAURYCY 12:45 09-07-2019

    Prześwietlone. HDR by się przydał.

    Odpowiedz
      pablo_ck
      pablo_ck 14:13 09-07-2019

      Nie ma co narzekać jak na telefon tej klasy 🙂 Szkoda tylko że nie jest wodoodporny. To stara Defy może kąpać się w szklance z wodą i nic się jej nie stanie ;p

      Odpowiedz
    Marta Cieślak-Krajewska
    Marta Cieślak-Krajewska 14:52 09-07-2019

    Tło to niebo, zachmurzone, dlatego tak wygląda. To chyba rzeczywiście moje umiejętności tutaj zawiodły. Aparat ma HDR.

    Odpowiedz
Łukasz
Łukasz 16:35 09-07-2019

Nigdy nie lubiłem Motoroli ale widzę że zdjęcia robi bardzo ładne..

Odpowiedz

Oferta

LG K40 z zestawem akcesoriów w prezencie w sklepie Orange

Marta Krajewska Marta Krajewska
08 lipca 2019
LG K40 z zestawem akcesoriów w prezencie w sklepie Orange

Wakacje trwają w najlepsze, ale my nie odpoczywamy i ciągle uzupełniamy ofertę sklepu orange. Wjechał tam właśnie nowy smartfon LG, czyli K40. W Planie Mobilnym 55 na 24 miesiące, możecie mieć go już za 33 zł/mc i za 0 zł na start. Do tego dorzucamy pakiet akcesoriów: słuchawki douszne, kartę micro SD oraz etui na telefon, o łącznej wartości 150 zł. Sprawdźcie: LG K40 w sklepie Orange

Dlaczego warto mu się przyjrzeć? K40 to model średniopółkowy, z kilkoma bardzo ciekawymi funkcjami,  które prezentowałam przy okazji testu innego modelu tego producenta, LG V40 ThinQ. Model K40 również jest wyposażony w Asystenta Google (wywoływanie bocznym przyciskiem) , z którym porozmawiacie po polsku oraz aplikację Google Lens, która rozpozna obiekty i podrzuci o nich przydatne informacje, czy przetłumaczy tekst w obcym języku.

Mamy tu 16 Mpix aparat z tyłu i 8 Mpix z przodu, z dodatkowym fleszem (w końcu doświetlenie przy selfie to podstawa ;-)). Oba aparaty są wspierane przez sztuczną inteligencję AI CAM, co oznacza, że aparat sam dostosuje parametry do kadru. Producent dorzucił także przestrzenny dźwięk w słuchawkach, wzmocnioną konstrukcję i odporność na gwałtowne zmiany temperatur (szok termiczny) oraz inteligentny czytnik linii papilarnych.

Całość prezentuje się naprawdę dobrze. W sklepie Orange dostaniecie ten model w kolorze niebieskim. Sprawdźcie też mój szybki test modelu LG V40 ThinQ, żeby dowiedzieć się, jak działa Google Lens.

Komentarze


Oferta

Co w gadżetach piszczy (29)

Michał Rosiak Michał Rosiak
06 lipca 2019
Co w gadżetach piszczy (29)

Wracamy z gadżetami, tęskniliście? Dziś coś na sen, na czyste mieszkanie i... w sumie sam nie wiem na co. Fajny laptop po prostu :)

Bose SleepBuds – Najdroższe zatyczki do spania na świecie

Wielokrotnie mówiłem, chyba nawet na blogu przy testach opaski do spania, że gdybym był jednym ze smerfów, byłby to Śpioch. Dobra, ewentualnie Maruda, ale chyba bardziej śpioch. Stąd w moje ręce (czy raczej do moich uszu) musiały prędzej czy później trafić Bose Sleepbuds. Produkt, który w zasadzie... nie powinien powstać.

Wiem, wiem – nieźle się zaczyna :) No ale sami powiedzcie, czy w sytuacji, gdy robi się topowe słuchawki z aktywną redukcją szumów, ma jakiś sens robienie zatyczek... bez tej funkcji? I z możliwości puszczenia w nich jedynie preinstalowanych dźwięków? Co więcej – wycenienie ich na niemal 1200 złotych? Z czysto biznesowo punktu widzenia ciężko mi to objąć rozumem.

W kwestii używania rzecz jasna nie ma się do czego przyczepić. Same zatyczki to mikroskopijne „pchełki”, które możemy umieścić w gumkach o trzech różnych rozmiarach. Są one wyprofilowane tak, by dzięki dodatkowemu zaczepianemu o małżowinę „haczykowi” nie wypaść z uszu nawet jeśli straszliwie się wiercimy (mnie jedna wypadła raz). A co potem? Instalujemy aplikację na smartfonie, uruchamiany jeden z predefiniowanych usypiających dźwięków (ja najbardziej lubię szum wodospadu), ustawiamy godzinę pobudki i dźwięk, który łagodnie wybudzi nas ze snu… i tyle.

To działa. Naprawdę śpię dobrze, mocno, a odczyty z mojego smartwatcha pokazują, że również efektywnie. Na pewno SleepBuds znajdą swoich amatorów, ale ja w tej cenie spodziewałbym się znacznie więcej.

Roomba 696 – Czysto, markowo i dostępnie

Moja babcia – chyba nawet pisałem o tym na blogu – określała kiedyś każdy odkurzacz mianem „elektroluks”. Tak to już jest, że rozwiązania niektórych firm stają się synonimami całej kategorii sprzętów. Zmieniły się czasy, zmieniły odkurzacze, a ja – po babci? :) – na robota sprzątającego mówię po prostu „Roomba”.

W większości przypadków ta marka wywołuje błagalne rozmarzone spojrzenia na okrągły kształt odkurzacza, a następnie smutne zerkanie na widniejącą pod nim cenę. Tak, topowe sprzęty iRobot Roomba to nie są tanie rzeczy, ale kto powiedział, że zawsze trzeba brać to, co najdroższe?

Roomba 696 od trzech miesięcy regularnie sprząta moje 70-metrowe mieszkanie. Dobra, gwoli dokładności to regularnie sprząta salon i kuchnię, bo w pozostałych zaułkach mogłaby się pogubić i nie wrócić do stacji dokującej. Pytanie jednak, czy koniecznie musimy mieć odkurzacz, który narysuje sobie dokładną mapę wszystkich podłóg i optymalizując trasę odkurzy je szybciej niż my? Mnie i tak w trakcie dnia nie ma w domu, raz na tydzień/dwa mogę wyczyścić ręcznie pojemnik na brudy i co 7 dni „ręcznie” przestawiać „Hipacego” (jak ochrzciłem swoją Roombę) do innych pokojów. Bo to, że zapłacimy za niego poniżej 1/3 ceny najbardziej wypasionego modelu, powoduje, że staje się znacznie bardziej dostępny. A uwierzcie mi – to naprawdę ułatwia życie.

Huawei Matebook D14 – Cichy, skromny, niepokonany?

Przyznam się Wam do czegoś. Zapomniałem już czym jest prywatny laptop... Dobra, może nie do końca, bo zdarzało mi się czasami korzystać z Chromebooka, ale żeby taki zwykły, na Windowsie? Po co, skoro do grania mam konsolę, a do internetu smartfona albo tablet?

No ale jak dają do testowania to się nie narzeka, tylko bierze :) A najpopularniejszy laptop w Polsce w ostatnim roku, Matebook D14 od Huaweia, nie jest czymś, czego nie chciałoby się w ręce wziąć. Zgrabna, aluminiowa, przypominająca Macbooka (hihi, tylko z pawiem zamiast jabłka) obudowa, niecałe 1,5 kilograma nie przeszkadzające zbytnio jako dodatkowy ładunek w plecaku.

Jak to działa? Nie byłem chyba nigdy PC hardcore userem (a już na pewno nie w erze post PC), mogę więc powiedzieć, że nie ma się do czego przyczepić. Internet i praca biurowa – błysk. Gry – też bez żadnych uwag, choć faktycznie w produkcje AAA nie grałem (od tego mam konsolę). Procesor Ryzen 5 karta graficzna Radeon Vega dają radę. Ekran? Cóż, filmy czasami oglądałem od razu na ekranie komputera, bo z lenistwa nie chciało mi się podpinać kabla HDMI do monitora. Nawet jeśli przewalczyłem lenia, wolałem, gdy dźwięk odtwarzał komputer. Głośniki stereo z certyfikacją Dolby Atmos niestety przebijają mój całkiem niezły domowy telewizor.

Ciężko mi wyobrazić sobie standardowe zastosowanie, któremu Matebook D14 nie dałby rady. A kupić możecie go w naszym sklepie :)

Komentarze

Scroll to Top