„Multipla świata smartfonów!”; „Co to jest i kto to wymyślił?” – już pierwsze wycieki, dotyczące Xiaomi Mi 11 Ultra pokazały, że będzie to smartfon nieco, hmmm, kontrowersyjny. Przynajmniej z jednego powodu – podczas, gdy inni robią mniej lub bardziej brzydkie „wyspy” na obiektywy, w Xiaomi nie bawili się w półśrodki i zafundowali nam... kontynent.
Ale najpierw słowo o tytule. Nie zawsze mam okazję zrobić długoterminowy test urządzenia. Czasem próbka wpada do mnie chwilę przed premierą, a mnie zależy, żeby podzielić się z Wami wrażeniami w dniu, gdy smartfon wejdzie do sprzedaży, bądź jak najszybciej po. Xiaomi Mi 11 Ultra mam od piątku wieczorem, więc nie byłem w stanie przetestować go tak dokładnie jak bym chciał. Ale rzut okiem i pierwsze wrażenia bardzo chętnie Wam zaoferuję.
Wyspa ogromna, ale... stabilna
A skoro rzut okiem to trzeba zacząć od obiektywów :) Gdy jakiś czas temu zobaczyłem po raz pierwszy Ultrę, wybuchnąłem śmiechem. Kiedy w końcu trafiła do moich rąk, zastanawiałem się jak – i dlaczego tak źle? – będzie mi się z nią pracowało. I zaskoczyło mnie, jak szybko się przyzwyczaiłem.
Przede wszystkim, kiedy smartfon leży na pleckach, nie widać obiektywów. Co więcej – nie ma problemów z urządzeniem bujającym się na lewo i prawo. Dawno nie miałem sprzętu, który tak stabilnie leżał na pleckach!
A co, kiedy go w końcu odwrócimy?
50 MP, f/2.0, 24mm, 1.4µm, Dual Pixel PDAF, Laser AF, OIS48 MP, f/4.1, 120mm (peryskopowy teleobiektyw), 1/2.0", PDAF, OIS, 5x zoom optyczny
48 MP, f/2.2, 12mm, 128˚ (ultraszeroki), 0.8µm, PDAF
podwójny flesz LED
ekran AMOLED 1,1”
Fotograficzny kombajn (z ekranikiem!)
Przed premierą Mi 11 Ultra to właśnie ten ostatni wzbudzał największe zaciekawienie. Stawiam bitcoiny przeciwko orzechom, że znalazł się w tym telefonie właśnie dlatego, by wypełnić lukę, która zostałaby na pleckach po umieszczeniu tam ogromnych obiektywów. I – kurczę – jak dla mnie ten telefon nie musi mieć kamerki do selfie! Tzn. OK, jeśli muszę zrobić zdjęcie sobie-i-jeszcze-komuś szybko, to faktycznie 20-megapikselowe małe oczko w lewym górnym rogu faktycznie się przyda. Ale jeśli mam chwilę, by włączył podgląd na małym ekraniku to nie ma lepszego selfie, niż główną kamerką.
Poza tym oczywiście, jak to w topowych Xiaomi, samym możliwościom foto-wideo Mi 11 Ultra można by poświęcić spory tekst. Oprócz tych, które opisałem jakiś czas temu w teście „zwykłego” Mi 11 pojawiła się opcja wideoblogowania. Nie miałem czasu dokładnie tego rozkminić, generalnie jest to kilkanaście predefiniowanych scen, każda składająca się z kilku ujęć. Oglądając wideo poglądowe widzimy, jakie dokładnie ujęcia wykreuje nasz telefon, by następnie, klikając po prostu nagrywanie, skopiować poglądowy film w swoim otoczeniu.
No i – jak to flagowce – robi bardzo ładne zdjęcia nawet w nocy. Nawet przy długich czasach naświetlania (dobieranych automatycznie) jeśli nie przesadzamy z machaniem telefonem, algorytm skompensuje poruszenia i zrobi naprawdę ładne zdjęcia.
Zoom 120x... Cóż. Zoom 120x jest :) Jednak realny, nadający się do czegoś, to ok. 20-30. Przy 120 faktycznie widać te mniej szczegółowe obrazy, ale jakości się – cóż, nie spodziewajcie.
Zoom 120x w Mi 11 Ultra. Cudów nie ma, 4K to nie jest ? ale faktycznie istnieje i nawet coś widać! pic.twitter.com/xZzo3P529j
— Michał Rosiak ? (@rosiu36) May 2, 2021
Mi 11 Ultra zawstydza telewizory
Rzucając okiem musiałem rzecz jasna trafić w ekran :) 6,81 cala w rozdzielczości 1440x3200, 91,4% przestrzeni zajęte ekranem, wyświetlającym w 120 Hz obłędny 1 miliard (tak, to nie pomyłka) kolorów. Dla mnie nie ma różnicy, czy setki milionów – wiem, że telewizory sprzed jeszcze kilku lat ze wstydem nakrywają się pudełkami, gdy widzą, co potrafi... telefon.
Wstydzą się też zestawy audio i komputery (poza tym absolutnie topowymi).
Zarówno dźwiękowi, firmowanemu przez harman/kardon, jak i wydajności urządzenia, „ciągniętego” przez Snapdragona 888, wspartego 12 GB RAMu, nie można niczego zarzucić.
Tu nic się nie przycina, nie spowalnia, nie rzęzi. Chciałem się czepnąć, ale nie miałem czego :( Nawet 5-amperogodzinowa bateria dała radę moim wymaganiom, choć faktycznie z końcem dnia potrafiła zbliżać się niebezpiecznie do granicy 20%. Niestety nie miałem zestawu sprzedażowego, więc nie mogłem sprawdzić możliwości 67-watowej (!!!) ładowarki, ale pamiętając, co potrafiła ta załączona do Mi 11 – wierzę, że mocniejsza też da radę (ale warto pamiętać, by korzystać z kabla dołączonego do zestawu).
No i – orkiestra, prosimy o werble... – nowe MIUI w końcu pozwala wyłączyć nieużywane aplikacje Google! Zamiast Gmaila używam rozwiązanie alternatywnego i do tej pory w każdym telefonie Xiaomi musiałem sięgać lewą nogą za prawe ucho, żeby nie mieć podwójnych powiadomień.
Z kieszeni nie wypadł
Xiaomi Mi 11 Ultra to nie jest telefon dla każdego. „Nadflagowce”, bo tak należałoby określić ten model, to nigdy nie były tanie rzeczy. Dodatkowo mówimy o urządzeniu mimo wszystko specyficznym w aspekcie wyglądu. Z drugiej jednak strony „kontynent” ma swoje plusy – gdy ganiałem mojego niemal już rocznego berbecia na czworakach po „home office” Mi 11 Ultra nie wypadł mi z kieszeni szortów, mimo, że z niej wystawał. Po prostu aparaty (i ekranik) za każdym razem zaczepiają się w środku o materiał :)
Szorty nie są chyba jednak wymarzony środowiskiem dla tego urządzenia. Choć z drugiej strony... może jednak tak? Widzę Xiaomi Mi 11 Ultra w kieszeni cyfrowego artysty. Może nowoczesnego, nie obciążonego torbą z mnóstwem obiektywów fotografa? A może właśnie vlogera, świadomego możliwości dawanych przez technologie z najwyższej półki, który będzie mógł nakręcić materiał nawet w 8K@24fps (uwielbiam to kinowe klatkowanie!).
Wyjątkowy telefon dla wyjątkowych ludzi? Jeśli Wy też czujecie się tak wyjątkowi – zajrzyjcie do naszego sklepu, Mi 11 Ultra czeka tam na Was!
Komentarze
Fajny sprzęt, ale za te PLN to mam iPhona ?
OdpowiedzSwkciarz 😉 😛
OdpowiedzWrrrr.
OdpowiedzSekciarz być miało. 🙂
No, no ciekawa propozycja. Ten ekranik bardzo przyciąga. Ja jednak wolę mojego flagowca Note 20 5G ultra Samsunga 🙂
OdpowiedzMiałeś okazję się pochwalić 😉
Odpowiedz