Bezpieczeństwo

Zabójcze gratisy

Michał Rosiak Michał Rosiak
31 października 2013
Zabójcze gratisy

Pendrive - to słowo, które w naszym języku pojawiło się bardzo niedawno, a zawojowało go jeszcze szybciej niż się pojawiło. Tłumaczenie nazwy jest bez sensu: "pamięć masowa" - za długie; "gwizdek" - niepoważne; "dysk długopisowy" - no cóż, dosłowność w tej dziedzinie zazwyczaj nie popłaca. Tak więc ów pendrive spowszechniał nie tylko w mowie, ale i w użyciu, stając się chyba jednym z najpopularniejszych gadżetów, wręczanych na oficjalnych imprezach, przydatnych w codziennym życiu i machinalnie wykorzystywanych...

W ostatniej książce nieodżałowanego Toma Clancy'ego, "Threat Vector", źli ludzie włamują się do sieci tych lepszych, rozrzucając na terenie przed ich firmą kilkanaście "używanych" pendrive'ów, wyglądajacych jakby komuś akurat wypadły. Nikt się nie skusi? Nie żartujcie! Różnice będą tylko w motywacji: jedni mają ciśnienie na nowego pendrive'a, inni chcieliby znaleźć właściciela i oddać mu zgubę, a jeszcze inni liczą, że może właściciel/ka przypadkiem zostawił/a na "gwizdku" ;) pikantne zdjęcia. Nie słyszałem o tego typu badaniach, ale stawiam, że na 10 osób 3 albo 4 sie skuszą. Nawet założywszy świadomość bezpieczeństwa w organizacji na poziomie 50 procent (buahahaha), mamy 2 potencjalne punkty wejścia do firmowej sieci (bo oczywiście pendrive jest naładowany exploitami jak sernik rodzynkami). Ile nas to kosztuje (pod warunkiem, że w ogóle mamy takie niecne plany)? Dzisiaj musiałem kupić 4GB "pentka" za 23 złote, czyli dziesięć to niecałe dwie i pół stówy.

Niezależnie od tego, czy ostatnie rewelacje Corriere della Sera i La Stampy o pendrive'ach z "wkładką", rozdawanych uczestnikom szczytu G20 w St. Petersburgu są prawdą, nie można udawać, że problem nie istnieje. Trochę mnie tylko przeraża świadomość, że członek oficjalnej delegacji państwowej/dyplomatycznej, mający dostęp do danych wagi państwowej/wewnętrznych sieci ministerstw/czegoś równie istotnego dla państwa, nie tylko rzuca się na gratisy jak dzik na żołędzie, ale przede wszystkim wkłada do komputera cokolwiek, co dostał od służb specjalnych obcego kraju! Pendrive to już nie luksus, każdego stać, żeby sprawić sobie taki w sklepie, no ale wciąż są rzeczy na niebie i ziemi, o których się filozofom nie śniło, miałeś pan rację, panie Szekspir.


Rozrywka

Wybierz potwora z Orange Film i… konkurs

Kasia Barys Kasia Barys
30 października 2013
Wybierz potwora z Orange Film i… konkurs

Miesiąc temu na facebook'owym koncie Orange Film ogłosiliśmy ciekawy plebiscyt. Halloween się zbliża. Dlatego tym razem możecie głosować na "najlepszego potwora"! Ja mam swój typ, jest duży, zielony i wcale nie taki straszny.  Wejdźcie tutaj na aplikację i wpiszcie imię najstraszniejszego bohatera filmowego. To już III etap tego plebiscytu, wszystkich będzie IX.

3edf4caec36b19281be7f22d807e076b921

Korzystając z okazji, że jest środa zapraszam Was do kina na premierę filmu "Kapitan Philips". Mam dla Was konkurs. Pierwsze 10 osób, które odpowie na pytanie (poniżej) otrzyma podwójny bilet do kina na ww film. Termin i miejsce seansu: 5 listopada 2013, Cinema City Sadyba Warszawa – godz. 20.15 sala 12. Na pytanie konkursowe "Jaką nazwę nosi frachtowiec, którego kapitanem jest bohater grany przez Toma Hanksa"? odpowiedzcie do 4 listopada. Kto pierwszy ten lepszy. Odpowiedź możecie znaleźć w oficjalnym zwiastunie.


Odpowiedzialny biznes

Dynie i czarodziej Gortat

Bartosz Nowakowski Bartosz Nowakowski
30 października 2013
Dynie i czarodziej Gortat

Amerykanie kupują dynie. Pod koniec października to w sumie żadna nowość, przecież zbliża się Halloween. A jeśli nadchodzi święto lamp, wydrążonych z pomarańczowych, dużych warzyw (owoców?) to znaczy, że na parkietach zaczną odbijać się duże, skórzane pomarańczowe piłki. Rusza NBA.

 

Wszystkie gołębie pocztowe ćwierkają, że Marcin Gortat na ten sezon osiedli się w Waszyngtonie. Za pomocą elektronicznego gołębia Twitter, ćwierka, że Białego Domu jeszcze nie zdążył zobaczyć, ale stolica po pierwszych 24 godzinach przypadła mu do gustu. W każdym razie Polak pogra sobie w czarodziejskim klubie Wizard i miejmy nadzieję, że będzie to czarodziejski serial.

Zawsze jestem pełen podziwu dla tej koszykarskiej ligi. Pomijam już całą marketingową pompę, która robiona jest w wybitny sposób. Lubię inne porównanie. Runda zasadnicza to ponad 80 meczów. Później play-off. Częste przeloty na linii NY-LA (przepraszam za skróty, ale musiało być troszkę po amerykańsku) po kilkanaście godzin. Tam-powrót-tam-hotel-jeszcze tam-gra-powrót-hotel. I tak do znudzenia przez najbliższe pół roku. I nikt tam nie mówi o zmęczeniu tylko o profesjonalnym podejściu.

Teraz nasze podwórko. Ekstraklasa kopanej. Za nami jakieś trzy miesiące ligi i tylko czekam, który pierwszy powie, że jest już zmęczony rundą jesienną, grą, przejazdami (najdłuższy w Polsce to jakieś 300-400 kilometrów) i pogodą o zabarwieniu depresyjnym.

Panie Marcinie, jak już na zobaczyć White House to może od razu zahaczyć o Pentagon. Potem w sezonie może być mało czasu. W końcu musi być pełna "profeska".

 

Scroll to Top