Każdego tygodnia, gdy zastanawiam się nad tym, o czym by z Wami tym razem porozmawiać na łamach Bloga, w moich myślach dominuje #koronawirus. Pewnie podobnie jak ja macie dość tego tematu, ale od rzeczywistości nie uciekniemy. To on, niewidoczny gołym okiem, spowodował to, co dzieje się teraz na świecie. I to od niego będzie zależało, kiedy – a może „czy?” – wrócimy do naszej egzystencji sprzed wirusa. Dziś będzie zatem nieco egzystencjalnie, ale niezmiennie choć trochę o bezpieczeństwie.
Covid-19 liderem transformacji cyfrowej
„Nigdzie nie idę. A bo mi tu źle?” – ostatnio oglądałem z dziećmi znakomity Kingsajz Juliusza Machulskiego, a cytowane wyżej słowa wypowiedział Paragraf, jeden z krasnali z Szuflandii. Oczywiście film króla polskiej komedii jest genialną alegorią komunizmu, a jego bohater po prostu nie znał innego świata. Nie zmienia to jednak faktu, że właśnie jego słowa teraz mi się przypomniały.
Po przeszło miesiącu pracy w trybie "zdalny" tak się zastanawiam... Czy chciałbym wrócić do codzienności z czasów, gdy koronawirusa traktowaliśmy jako chiński endemit? Wiem oczywiście, że w wielu branżach nie da się pracować zdalnie. Ale – odsuwając na chwilę na bok kluczowe kwestie zdrowotne – pandemia pokazała nie tylko korporacjom, ale również, a może przede wszystkim, pracownikom, że zasadniczo się da! Jakiś czas temu widziałem żartobliwego mema z pytaniem: „Kto przeprowadził w Twojej firmie cyfrową transformację?” i odpowiedziami: a) CIO; b) CEO; c) COVID-19. A teraz zastanawiam się, czy to jest śmieszne, czy po prostu... prawdziwe?
Miało być jak zawsze, a wyszło... nieźle
Historia świata pokazuje, że wielokrotnie technologie potrzebowały swoistego „kopa”, żeby porządnie i zdecydowanie się rozwinąć. Wysłanie na dwa miesiące kilkunastu tysięcy osób z jednej firmy na zdalny tryb pracy wydawało się czymś na granicy szaleństwa. Bo przecież przede wszystkim musi być bezpiecznie. Bo VPNy i ich przepustowość. Bo tokeny kryptograficzne, niezbędne do logowania. Bo dziesiątki aplikacji biznesowych. Bo przecież są działy, których po prostu nie da się przenieść...
I co? I działa. Zazwyczaj dzięki tytanicznej pracy cichych bohaterów, którzy w wielu firmach na bieżąco monitorowali i dostosowywali infrastrukturę do niespotykanej liczby użytkowników, łączących się z zewnątrz. Dzięki skupieniu się na ruchu na styku sieci firmowych i „świata”. Nawet dzięki pracy niedocenianych ludzi od awarenessu, konsekwentnie marudzących, czego nie powinno się robić i na co uważać, by nie złapać się na phishingi, czy ograniczyć ryzyko infekcji komputera służbowego albo nawet domowego wpuszczonego „wyjątkowo” do firmowej sieci.
Świat, który zwolnił
A może by tak to zostawić jak jest? Tzn. kiedy całe szaleństwo się skończy wszyscy będziemy łaknąć kontaktów z ludźmi. Myślę jednak, że dla tych u sterów firm (głównie dużych, ale może też i nieco mniejszych), ten specyficzny poligon doświadczalny to w sporej części woda na młyn. Przychodząc regularnie do naszego Miasteczka Orange (nie stacjonuję tam na co dzień) z punktu widzenia gościa miałem wrażenie, że gdy ludzie stamtąd przeszli częściowo na zdalny tryb pracy, miasteczko się nieco – hmmm – odhumanizowało. Miesiąc w domu przy własnym biurku znacząco zmienił w moich oczach odbiór sytuacji. Wcześniej odnosiłem wrażenie, że szefowie bali się, czy pracownicy w domach na pewno zajmą się pracą. Co więcej, wielu z pracowników (ja na pewno) nie było pewnych, czy da radę skupić się na pracy w warunkach domowych. Mam wrażenie, że w dużej części okazało się, że daliśmy... co tam, dajemy (!) radę.
Jestem w takiej sytuacji, że czasami muszę jeździć samochodem po mieście, oglądam Warszawę i jej mieszkańców. Skłamałbym, mówiąc, że nie podoba mi się to, że życie znacząco zwolniło. Że w sytuacji pracy w warunkach domowych przestajemy tak bardzo pędzić, jesteśmy spokojniejsi, życzliwsi dla siebie i dla innych. No i na ulicach nie ma korków, a w komunikacji też można jechać, nie czując na plecach ciężaru współpasażera, a pod bokiem łokcia, wciśniętego nam tam przy wsiadaniu.
Kto chce wracać?
Skoro wszystko działa teraz, to może warto to tak, przynajmniej częściowo, zostawić? Skoro okazuje się, że pracując w domach uważamy na cyberzagrożenia jeszcze bardziej? Skoro poziom incydentów bezpieczeństwa okazuje się być funkcją ludzkiej niefrasobliwości, a nie miejsca, w którym świadczymy pracę? W sytuacji, gdy da się pracować zdalnie, efektywnie i relatywnie bezpiecznie, czy Ci z Was, którym charakter wykonywanych zadań na to pozwala, chcieliby wrócić na dobre do „starych czasów”? A może na jeden tydzień w miesiącu, a reszta - zdalny? Ciekaw jestem Waszego zdania...
A póki co – trzymajmy się, bądźmy zdrowi i #zostańmywdomu.
Komentarze
Zdalna praca jest ok., ale tylko wtedy, kiedy jest konieczna np. tak, jak dzisiaj. Na dłuższą metę człowiek może zwariować bez kontaktu z innymi…
OdpowiedzDlatego biegam 3* w tygodniu. Oszalałbym inaczej. I stąd piszę o 1 tyg w pracy / 3 tyg zdalnie. Cały czas zdalnie nie. Człowiek potrzebuje człowieka.
OdpowiedzDobrze że pielęgniarz/ratownik medyczny nie ma możliwości pracować zdolnie 🙂 Chyba bym nie wytrzymał w domu ;p ;p
OdpowiedzMnie w domu dobrze, jestem designated zombie fighter 🙂 jeśli trzeba czasem zrobić zakupy, czy wyjść do pobliskiego paczkomatu. Jeżdżę po/do moich synów, no i biegam. I nie sądzę, by moja wydajność pracy cierpiała.
OdpowiedzA co do Twojej profesji – #heroes i tyle.