Stało się to, co się stać - prędzej, czy później - musiało. Kończy się pewna era nie tylko w skokach narciarskich, ale i w całym polskim sporcie. A ja mimo wszystko się cieszę, bo Adam Małysz wiedział - cytując zespół Perfect - kiedy ze sceny zejść niepokonanym i nie rozmienia się na drobne, jak cudem kwalifikujący się do drugich serii Janne Ahonen.
17 marca 1996, legendarna stara skocznia Holmenkollen. 19-letni wymoczek (wybacz Adam :) ) z Polski daje lekcję wielkim asom, m.in. swojemu idolowi, Jensowi Weissflogowi, odnosząc pierwsze w karierze zwycięstwo w Pucharze Świata. 57. miejsce w PŚ w sezonie 1997/98 i 46. rok później, połączone z lokatami poza "pięćdziesiątką" w igrzyskach w Nagano. Nadzieje polskich kibiców, rozbudzone po znakomitych występach 21-latka do granic możliwości, pękają jak przekłuty balon. Media do spółki z kibicami dają młodemu chłopakowi z Wisły wycisk do tego stopnia, że ten myśli o powrocie do wyuczonego zawodu dekarza. Potem bezkonkurencyjne zwycięstwo w Turnieju Czterech Skoczni 2000/01 i pierwsze od 23 lat medale mistrzostw świata w narciarstwie klasycznym. Miałem ogromną przyjemność i zaszczyt obsługiwać mistrzostwa świata w Lahti dla Wirtualnej Polski i jak dziś pamiętam łzy wzruszenia, które jak grochy ciekły mi po policzkach w ponad 30-stopniowym mrozie na zeskoku skoczni Salpauuselkae. Olimpijskie medale w Salt Lake City, "tylko" srebrny i brązowy, bowiem "nasze" złota zabrał Adamowi ten piekielny szwajcarski Harry Potter. Ryki polskich komentatorów, często aż do przesady przepełnione - nie wątpię, że szczerymi - emocjami, gdy Małysz zdobywał kolejne medale mistrzostw świata, w tym "dublet" w Val di Fiemme. Upadek w Salt Lake City w 2004, gdy serca Polaków stanęły na kilkadziesiąt sekund, gdy "Wąs" leżał nieprzytomny, ale przynajmniej zgubił kolczyk, który wcale nie dodawał mu męskości :) Niesamowita, niepowtarzalna atmosfera podczas konkursów w Zakopanem i cisza pod Wielką Krokwią 20 stycznia 2002. No i oczywiście biało-czerwone flagi, wszechobecne na każdej światowej skoczni...
Takie przebłyski pokazują mi się przed oczami, gdy myślę o 17-letniej karierze Adama Małysza. Człowieka, który stworzył spory kawał historii polskiego sportu, a dzięki niemu endemiczna dyscyplina stała się jednym z naszych sportów narodowych. Jestem zaszczycony, że część tej wspaniałej kariery mogłem opisywać i miałem przyjemność poznać nie tylko wielkiego sportowca, ale też dobrego, skromnego, często wręcz oszołomionego Małyszomanią człowieka. Ogromne dzięki Adam i wszystkiego najlepszego na nowej drodze życia poza skocznią!