Gaming

Gamingowe gadżety z których korzystam najmniej

23 maja 2023

Gamingowe gadżety z których korzystam najmniej

Jak wiele razy już wam wspomniałem na łamach serii „Graczyk o grach”, gaming to niestety bardzo drogie hobby. Z jeden strony pozwala na godziny zabawy oraz nawet inspiracji, natomiast z drugiej może kosztować nas sporo nerwów i wolnego miejsca w portfelu. Niektóre z inwestycji mogą okazać się niezwykle nietrafne. Tak było w moim przypadku wiele razy i zamierzam podzielić się z Wami tymi „wpadkami”. Jak to mawiają: „Mądry uczy się na swoich błędach, a mądrzejszy na czyichś”.

Jakie gadżety gamingowe warto kupować?

Odpowiedź na pytanie, co warto kupować jest złożona. Można powiedzieć, że wszystko co Was interesuje jest odpowiednio „wartościowe”. W końcu rozwijamy wtedy swoje zainteresowania. W praktyce jednak , część produktów może wylądować na półce jako nieużytki, które zabierają sporo miejsca i służą jako zbiorniki na kurz (a, mówię to Wam w trakcie skręcania nowych mebli, bo w końcu zabrakło miejsca).

Mój mały gamingowy bajzel w trakcie rozkładania i składania mebli

Przed zakupem zastanów się, czy gadżet, który wybrałeś będzie użyty więcej niż jeden raz. Sprawdź jaka jest lista wspieranych tytułów pod konkretne narzędzie. Co mam na myśli? Przykładowo: Gitara z przyciskami do Guitar Hero potrafi działać jak zwyczajny kontroler. Niestety jej praktyczne zastosowanie ogranicza się do jednej gry.

Mówiąc już o praktycznym zastosowaniu, sprawdź czy gadżet może również posłużyć w innym celu. Ja na przykład oprócz gamingu zajmuje się również profesjonalnym tworzeniem treści wideo do internetu. Gdy nagrywam swoich klientów, często wyświetlam im tekst na prompterze. Pad od Xboxa, dzięki bluetooth okazuje się być idealnym kontrolerem do sterowania prędkości wyświetlania tekstu. Co ciekawe korzystałem z niego również jako przełącznik slajdów w trakcie prezentacji na moich prelekcjach.

Jako pasjonat i gadżeciarz uwielbiam zbierać „fanty”. Najpopularniejszymi są figurki, kolekcjonerskie pudełka, czy „zabawki” nawiązujące do uwielbianych przeze mnie marek. Niestety oprócz tego, że wyglądają SUPER i są pełne wartości sentymentalnych nie mają nic do zaoferowania. Jeżeli jesteś fanem jakiejś produkcji i zastanawiasz się nad zakupem edycji kolekcjonerskiej, pomyśl co zrobisz ze zdobytą zawartością. Czy będzie dobrze komponować się z Twoim mieszkaniem/pokojem? Gdzie to schowasz, gdy zabraknie miejsca. Z tej pozycji serdecznie pozdrawiam moją mamę, której wywożę do domu rodzinnego stertę pudełek kolekcjonerskich, z którymi nie mam co zrobić. Pozdrawiam również wszystkie moje figurki kolekcjonerskie, które wielokrotnie ucierpiały na studenckich przeprowadzkach, a szczególnie Edwadrda, który stał się rasowym piratem, bo gdzieś utracił dłoń. Edward- obiecuję Ci, że w wolnej chwili zastąpię Ci tę pustą przestrzeń hakiem. Pod koniec tego akapitu – pozdrowienia od mojej dziewczyny do wszystkich partnerek graczy, które muszą z tym „kurzem” żyć.

Po prawej, biedny Edward 🙁

Moje niefortunne inwestycje

Pod koniec tego wpisu podzielę się z Wami moimi najbardziej nietrafionymi inwestycjami, przy których uwzględniałem powyższe kategorie, ale mimo tego faktu nadal „zbierają kurz”.

Na zdjęciu zestaw HTC Vive

Zestaw VR Oculus Quest 2 to był bardzo ciekawy zakup. W tamtym momencie, na początku 2021 roku byłem niezwykle zafascynowany technologią VR. Niestety zabawa ograniczyła się do kilku uruchomień, zakupu niewielu gier, które wydawały się niezwykle ciekawe. W końcu możliwość polatania w stroju Iron Mana, czy zabawy ruchowe mieczem świetlnym to intrygująca koncepcja. Niestety zawroty głowy oraz ucisk na czaszce ograniczyły moje chęci do korzystania z tego gadżetu. Ostatecznie odpalam go raz na jakiś czas w celach służbowych – głównie wtedy, gdy produkuję film 360 i muszę go odtworzyć w czasie rzeczywistym. Dobrze jednak, że inwestycja chociaż w minimalnym stopniu się zwraca.

Kontrolery Ruchowe są fajne, jeżeli się ruszasz….

Ćwiczenia z RingFit Adventure

Ringfit Adventure to wyjątkowa gra na konsolę Nintendo Switch. W pewnym momencie została otoczona kultem fanów gamingu, którzy niekoniecznie takim samym entuzjazmem pałają względem aktywności fizycznych na zewnątrz. To gra, która polega na zdobywaniu co raz to wyższych poziomów przez przygodę zarówno w świecie wirtualnym jak i tym prawdziwym. To my stajemy się kontrolerem w grze. Ćwiczenia fizyczne wpływają na postęp w grze. Do gry potrzebny jest specjalny kontroler. Ten jest inspirowany ringami do pilatesu. Ma również dokładnie takie same zastosowanie. Po podłączeniu joy-cona do ringfita możemy cieszyć się spalonymi kaloriami (oczywiście wpierw trzeba wykonać jakieś ćwiczenia). Na początku myślałem, że dla osoby, która ma mało czasu i mieszka daleko od siłowni to perfekcyjne narzędzie.

To naprawdę dobra produkcja i wielu graczy poprawiło kondycję, czy nawet schudło przy jej pomocy. Niestety ja nadal miałem problem z zorganizowaniem czasu nawet pod wirtualną rozrywkę. Dodatkowo narzędzie nie ma żadnego innego zastosowania poza ćwiczeniami.

Podobna historia spotkała moje kontrolery ruchowe. Mowa tutaj o Playstation Move oraz Microsoft Kinect. Z jednej strony koncepcja kierowania grą za pomocą ciała jest bardzo ciekawa. W praktyce urządzenia te służą jako ozdoba. Głównie dlatego, że tego typu rozrywka nie cieszyła się dużym zainteresowaniem wśród graczy – zarówno casualowych jak i hardcorowych. To spowodowało również brak wsparcia ze strony producentów, co skończyło się małą biblioteką gier…Po co mi te kontrolery jeżeli zagram w kilka produkcji, które szybko się znudzą? Przed zakupem weź pod uwagę również taki scenariusz.

Przed zakupem mocno się zastanów

Mogę być teraz wrogiem kapitalizmu, ale uważam, że przed każdym zakupem trzeba uwzględnić wiele czynników. W przypadku gamingu i gadżetów uważam, że najważniejsze wypisałem powyżej. Czasami jednak warto też dać ponieść się emocjom i np: kupić ubrania specjalne, czyli edycja kolekcjonerska Watch Dogs oraz Infamous: Second Son tak jak to było w moim przypadku. Mówiąc już o zakupach, w sklepie Microsoft możecie kupować gry za pomocą funkcji „Płać z Orange„. Koszt gry możesz wliczyć do swojego rachunku abonamenckiego, a co za tym idzie rozpocząć grę natychmiastowo, a zapłacić później. Wielokrotnie ta funkcja ratowała niejedną imprezę, na której chciałem z przyjaciółmi zagrać w konkretne gry, a niestety budżet na karcie był ograniczony (nie mówię, że nie umiem zarządzać pieniędzmi – częściej mam pieniądze w gotówce niż na karcie :P).

Udostępnij: Gamingowe gadżety z których korzystam najmniej

Urządzenia

Co w gadżetach piszczy (44)

19 listopada 2022

Co w gadżetach piszczy (44)

Tym razem kolejna część gadżetowego nieregularnika nadeszła dość szybko, bowiem faktycznie udało mi się trafić na kilka kolejnych ciekawych gadżetów. A dziś, oprócz kolejnego telefonu – marki, do której zdążyłem Was już przyzwyczaić – gadżety, które do mojego cyklu trafiają dość rzadko (jeśli w ogóle!).

Motorola Edge 30 Neo – Uroczy idealny średniak

Wiem, wiem – trzeci odcinek, trzecia kolejna Motorola. Jakoś tak wyszło, że akurat sample tej marki przyciągam ostatnio wyjątkowo skutecznie 🙂 Ale nie ten fakt zaskoczył mnie najbardziej. Najbardziej zadziwiło mnie, że to Neo, najmniejsza i najtańsza, okazała się najfajniejsza!

Nie przewidywałbym, że przejdą mi przez klawiaturę takie słowa w odniesieniu do urządzenia o przekątnej 6,28″, ale… jaki ten smartfon jest uroczo filigranowy! W ogóle, gdy myślę o Moto Edge 30 Neo, zwrot „uroczy” co chwila się w moich myślach przewija. Jest – hmmm – malutki, lekki (155 g), ma fajny, niespotykany kolor. Dostałem egzemplarz „Veri Peri”, w kolorze, który określiłbym mianem fioletowego, z gustownie wkomponowanym w plecki próbnikiem Pantone (to pantone’owski Kolor Roku 2022).

Motorola Edge 30 Neo to po prostu telefon… zwykły, w najbardziej pozytywnym znaczeniu tego słowa. Smukły, z dwoma aparatami, bez wtykania na siłę kolejnych, po to tylko, by były. Dobrymi na tyle, by pomogły mi zrobić świetne zdjęcia zaćmienia słońca. Fajnym pomysłem jest dioda powiadomień wokół subtelnej, delikatnie wystającej wyspy. Gustowne.

Ekran pOLED 20:9 z coraz częstszym w średniakach odświeżaniem 120 Hz. Ładowarka 68W przy baterii równie filigranowej jak w Pro? Hurrra! Swoją drogą, żeby nominalnie słabszy sprzęt dostał mocniejszą ładowarkę? Snapdragon 695 nie przeszkadza, nawet przy – jakże by inaczej – PUBG.

Do tego mocne głośniki Dolby Atmos, nieinwazyjna nakładka Moto i – nawet w średniopółkowcu! – możliwość korzystania z Ready For. No kurczę, nie ma do czego się przyczepić.

W naszym sklepie znajdziecie oczywiście szeroki wybór telefonów, a wśród marek również Motorolę.

Baseus GaN 3 Pro – Naładuje wszystko

Mój stary jest fanatykiem ładowarek. Całe mieszkanie zawalone kablami (…)

Taaak, moi synowie mają sporo racji, a słynna „pasta” autorstwa Malcolma xD, po drobnej przeróbce, idealnie oddaje moje – hmm – hobby? Choć mieszkanie może nie, ale w jednej z szuflad można znaleźć wielki wybór kabli – z pełnymi możliwościami wyboru końcowek i wytrzymałości na szereg natężeń prądu. No i oczywiście samych ładowarek, nazywanych przez profanów 😉 „wtyczkami”.

Baseus GaN 3 Pro wpadł mi w oko, gdy do mojej komputerowej „stajni” trafił HP ZBook Studio G8. Z jednej strony – laptop jak laptop. Z drugiej jednak – nawet najmocniejsze ładowarki, które bez problemu radziły sobie z komputerami i telefonami, nie były w stanie nakarmić prądem ZBooka, mimo, że jeden z jego portów USB-C ma charakterystyczny symbol piorunka. W sumie nic dziwnego, skoro seryjna ładowarka daje prąd – bagatela – 180 watów!

Baseus GaN 3 Pro, trzecia generacja ładowarek opartych na półprzewodnikach azotku galu, to urządzenie zaskakująco małe. Nawet dwukrotnie mniejsze w porównaniu do najmocniejszych tego typu sprzętów, z których do tej pory korzystałem. Producent przytacza szereg technologii, mając wpływać na bezpieczeństwo korzystania i brak problemów z przegrzewaniem urządzenia. Pomijając marketingową gadkę – przy maksymalnym obciążeniu faktycznie mogę tą ładowarką ogrzać ręce, ale nie określiłbym jej nawet mianem gorącej.

No i – co było pierwszym celem testu! – faktycznie okazała się jedynym urządzeniem firmy trzeciej, które poradziło sobie z ZBookiem. Oczywiście podłączenie pod jedno z pozostałych trzech wyjść jakiegokolwiek sprzętu powodowało, że komputer przestawał się ładować. Ale to nic dziwnego, skoro podłączony pobierał nawet 93W! Baseus GaN 3 Pro to więc od teraz moja nowa domowa i podróżna ładowarka – gdy naładuje się komputer, mogę na spokojnie podłączyć do niej wszystkie inne sprzęty.

Brother ADS-4900W – Bardzo mały, bardzo szybki

Jeszcze kilka dni temu słysząc „skaner” wyobrażałem sobie wielkie, nieforemne, urządzenie. Takie, do którego trzeba podchodzić z każdą kartką, klikać mnóstwo przycisków, ono myśli i myśli, potem mruczy niczym zajadający się miodkiem Kubuś Puchatek, by ostatecznie wygenerować plik, który wygląda zupełnie inaczej, niż byśmy chcieli. Albo zaciąć kartkę. Brother, idźcie w diabły. Wszystko popsuliście 🙂

Brother ADS-4900W to urządzenie, przy którym od wypakowania do podłączenia spędziłem – hmmm – 3 minuty? 30x25x24 centymetry – taki sprzęt da się postawić nawet w małym biurze. Początkowo miałem wręcz wrażenie, że ktoś się pomylił i dostałem drukarkę 🙂 Interfejs dużego, dotykowego wyświetlacza sugerował jednak coś innego, więc włożyłem do pionowego podajnika kilka prac moich synów sprzed lat, wcisnąłem „skanuj”…

…a one po 5 sekundach wysunęły się dołem! Co więcej, zajrzałem do komputera i okazuje się, że zeskanowały się dwustronnie! Przyznam, że opadła mi szczęka. Co więcej, nie miał problemy nawet z wycinanymi dziełami moich synów, tak dalekimi od kształtu kartki A4 jak tylko się da.

No ale jak spojrzałem w oficjalną specyfikację to zrozumiałem, że to nie byle jaki sprzęt. „Model ADS-4900W przeznaczony jest do nieprzerwanego, intensywnego skanowania wsadowego”. Jeśli jeszcze dołożymy do tego cenę, szokującą jak na takie maleństwo, bo bliską 5000 PLN, sporo się wyjaśnia.

Ponieważ testowałem skaner w pracy, ograniczenia sieci korporacyjnej pozwalały mi tylko na podłączenie go kablem do komputera. To jednak tylko drobna część możliwości sprzętu, który można używać w firmowej sieci, a nawet wrzucać skany bezpośrednio na serwer FTP. Gdybym pracował w firmie, która digitalizuje duże ilości dokumentów, poważnie bym się zastanowił nad tym sprzętem.

Udostępnij: Co w gadżetach piszczy (44)

Dodano do koszyka.

zamknij
informacje o cookies - Na naszej stronie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z orange.pl bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza,
że pliki cookies będą zamieszczane w Twoim urządzeniu. dowiedz się więcej