Bezpieczeństwo

Zdalny świat po pandemii?

16 kwietnia 2020

Zdalny świat po pandemii?

Każdego tygodnia, gdy zastanawiam się nad tym, o czym by z Wami tym razem porozmawiać na łamach Bloga, w moich myślach dominuje #koronawirus. Pewnie podobnie jak ja macie dość tego tematu, ale od rzeczywistości nie uciekniemy. To on, niewidoczny gołym okiem, spowodował to, co dzieje się teraz na świecie. I to od niego będzie zależało, kiedy – a może „czy?” – wrócimy do naszej egzystencji sprzed wirusa. Dziś będzie zatem nieco egzystencjalnie, ale niezmiennie choć trochę o bezpieczeństwie.

Covid-19 liderem transformacji cyfrowej

„Nigdzie nie idę. A bo mi tu źle?” – ostatnio oglądałem z dziećmi znakomity Kingsajz Juliusza Machulskiego, a cytowane wyżej słowa wypowiedział Paragraf, jeden z krasnali z Szuflandii. Oczywiście film króla polskiej komedii jest genialną alegorią komunizmu, a jego bohater po prostu nie znał innego świata. Nie zmienia to jednak faktu, że właśnie jego słowa teraz mi się przypomniały.

Po przeszło miesiącu pracy w trybie „zdalny” tak się zastanawiam… Czy chciałbym wrócić do codzienności z czasów, gdy koronawirusa traktowaliśmy jako chiński endemit? Wiem oczywiście, że w wielu branżach nie da się pracować zdalnie. Ale – odsuwając na chwilę na bok kluczowe kwestie zdrowotne – pandemia pokazała nie tylko korporacjom, ale również, a może przede wszystkim, pracownikom, że zasadniczo się da! Jakiś czas temu widziałem żartobliwego mema z pytaniem: „Kto przeprowadził w Twojej firmie cyfrową transformację?” i odpowiedziami: a) CIO; b) CEO; c) COVID-19. A teraz zastanawiam się, czy to jest śmieszne, czy po prostu… prawdziwe?

Miało być jak zawsze, a wyszło… nieźle

Historia świata pokazuje, że wielokrotnie technologie potrzebowały swoistego „kopa”, żeby porządnie i zdecydowanie się rozwinąć. Wysłanie na dwa miesiące kilkunastu tysięcy osób z jednej firmy na zdalny tryb pracy wydawało się czymś na granicy szaleństwa. Bo przecież przede wszystkim musi być bezpiecznie. Bo VPNy i ich przepustowość. Bo tokeny kryptograficzne, niezbędne do logowania. Bo dziesiątki aplikacji biznesowych. Bo przecież są działy, których po prostu nie da się przenieść…

I co? I działa. Zazwyczaj dzięki tytanicznej pracy cichych bohaterów, którzy w wielu firmach na bieżąco monitorowali i dostosowywali infrastrukturę do niespotykanej liczby użytkowników, łączących się z zewnątrz. Dzięki skupieniu się na ruchu na styku sieci firmowych i „świata”. Nawet dzięki pracy niedocenianych ludzi od awarenessu, konsekwentnie marudzących, czego nie powinno się robić i na co uważać, by nie złapać się na phishingi, czy ograniczyć ryzyko infekcji komputera służbowego albo nawet domowego wpuszczonego „wyjątkowo” do firmowej sieci.

Świat, który zwolnił

A może by tak to zostawić jak jest? Tzn. kiedy całe szaleństwo się skończy wszyscy będziemy łaknąć kontaktów z ludźmi. Myślę jednak, że dla tych u sterów firm (głównie dużych, ale może też i nieco mniejszych), ten specyficzny poligon doświadczalny to w sporej części woda na młyn. Przychodząc regularnie do naszego Miasteczka Orange (nie stacjonuję tam na co dzień) z punktu widzenia gościa miałem wrażenie, że gdy ludzie stamtąd przeszli częściowo na zdalny tryb pracy, miasteczko się nieco – hmmm – odhumanizowało. Miesiąc w domu przy własnym biurku znacząco zmienił w moich oczach odbiór sytuacji. Wcześniej odnosiłem wrażenie, że szefowie bali się, czy pracownicy w domach na pewno zajmą się pracą. Co więcej, wielu z pracowników (ja na pewno) nie było pewnych, czy da radę skupić się na pracy w warunkach domowych. Mam wrażenie, że w dużej części okazało się, że daliśmy… co tam, dajemy (!) radę.

Jestem w takiej sytuacji, że czasami muszę jeździć samochodem po mieście, oglądam Warszawę i jej mieszkańców. Skłamałbym, mówiąc, że nie podoba mi się to, że życie znacząco zwolniło. Że w sytuacji pracy w warunkach domowych przestajemy tak bardzo pędzić, jesteśmy spokojniejsi, życzliwsi dla siebie i dla innych. No i na ulicach nie ma korków, a w komunikacji też można jechać, nie czując na plecach ciężaru współpasażera, a pod bokiem łokcia, wciśniętego nam tam przy wsiadaniu.

Kto chce wracać?

Skoro wszystko działa teraz, to może warto to tak, przynajmniej częściowo, zostawić? Skoro okazuje się, że pracując w domach uważamy na cyberzagrożenia jeszcze bardziej? Skoro poziom incydentów bezpieczeństwa okazuje się być funkcją ludzkiej niefrasobliwości, a nie miejsca, w którym świadczymy pracę? W sytuacji, gdy da się pracować zdalnie, efektywnie i relatywnie bezpiecznie, czy Ci z Was, którym charakter wykonywanych zadań na to pozwala, chcieliby wrócić na dobre do „starych czasów”? A może na jeden tydzień w miesiącu, a reszta – zdalny? Ciekaw jestem Waszego zdania…

A póki co – trzymajmy się, bądźmy zdrowi i #zostańmywdomu.

Udostępnij: Zdalny świat po pandemii?

Dodano do koszyka.

zamknij
informacje o cookies - Na naszej stronie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z orange.pl bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza,
że pliki cookies będą zamieszczane w Twoim urządzeniu. dowiedz się więcej