Sukces Justyny Kowalczyk będzie odmieniany przez wszystkie przypadki glorii i chwały! Zgadzam się również z Tomaszem Zimochem, że gdyby żył Leonardo Da Vinci to pokusiłby się o namalowanie obrazu naszej królowej biegów narciarskich.
Z jaką siłą ona wbijała te kijki w śnieg! Z jaką ochotą! Z jaką werwą! Pędziła przed siebie niczym taran i nikt i nic nie było jej w stanie zatrzymać. Jakby to złoto przyciągało ją do siebie i szeptało do ucha „czekam na mecie”. Ostatnim odepchnięciem przed finiszem przyciągnęła złoto, które jest tylko Polki.
To olimpijskie złoto urodziło się w bólu (złamanie), ale także warunków atmosferycznych bardziej przypominających przejście z wiosny na lato (choć jednakowe dla wszystkich zawodniczek). To olimpijskie złoto urodziło się drugi raz w karierze Justyny Kowalczyk.
Kamil wykonał pierwszy skok po złoto, Justyna dobiegła za kolejnym złotym krążkiem. Czekamy na dalszy rozwój wydarzeń…