Urządzenia

Testujemy LG Wing

21 grudnia 2020

Testujemy LG Wing

„Co też oni w tym LG za dziwactwo wymyślili!” – gdy zobaczyłem po raz pierwszy LG Wing, wybuchnąłem śmiechem. Gdy kilka tygodni później trafił w moje ręce, spodobał mi się tak, że przejął rolę mojego pierwszego telefonu i nie zanosi się na to, by szybko ją oddał.

Grubasek 🙂

„Nie no, natury się nie da oszukać!” – mawiał grany przez Jerzego Stuhra Maksymilian Paradys w mojej ukochanej „Seksmisji”. Jeśli ktoś Wam powie, że LG Wing to mały, smukły i zgrabny telefonik, upewnijcie się do jakości jego zmysłów (ewentualnie, czy na pewno myślicie o tym samym telefonie). Wing jest najnormalniej w świecie gruby (może dlatego tak dobrze czujemy się razem? 🙂 ) i ciężki. Prawie 1,1 cm i 260 gramów to wartości niespotykane w dzisiejszych czasach. Ale tak naprawdę widzę tu jeden minus – nie podłączę Winga do pilota od mojego drona. Cała reszta to kwestia przyzwyczajenia. Tym bardziej, że pozostałe rozmiary – 17 cm wysokości, 7,5 szerokości – od standardów już nie odbiegają. Aha, i sorry, że tu akurat zabrakło GIFa z unboxingu – dostałem egzemplarz niesprzedażowy, bez pudełka.

T jak Telefon

Czyli na pierwszy rzut oka telefon jak każdy inny – tylko trochę grubszy. Wszystko się jednak zmienia, gdy jego dolny brzeg przesuniemy zdecydowanie w lewo…

LG Wing w formie rozłożonej przypomina literę T

I Brzydkie Kaczątko stało się łabędziem! Sami przyznacie, że czegoś takiego jeszcze nie było. Obok głównego, 6,8-calowego P-OLEDa, który nagle z pionowego staje się poziomym, pojawia się drugi, kwadratowy G-OLED o przekątnej 3,9”. Komórkowy multitasking w totalnie nowej odsłonie. Wiem, brzmi jak kiepskie hasło marketingowe. Ale po opisanym na wstępie wybuchu śmiechu, gdy później dostałem LG Wing do rąk i spędziłem z nim trochę czasu…

No bo kurczę, sami pomyślcie. Często korzystacie z opcji dzielenia ekranu na dwie aplikacje? Ja na początku próbowałem, gdy taka możliwość się pojawiła, jako ciekawostkę. Dlaczego? Bo nie było to absolutnie intuicyjne. A tutaj jest, bo w zasadzie funkcjonalnie mamy dwa telefony, „przyczepione” do siebie.

Mapy plus jeszcze coś

Ja zacznę niestandardowo, o możliwościach filmowych, na które nacisk kładzie producent, będzie później. Ja „podwójność” LG Wing wykorzystuję przede wszystkim w samochodzie, głównie jako dodatek do nawigacji. Znam moje miasto, wiem, jak dotrzeć w różne miejsca :), jednak Google Maps pomagają mi często uniknąć nieplanowanego wpadnięcia w korek. Zazwyczaj zajmują większy ekran, wtedy na dole mogę np. stojąc na światłach odpowiadać na SMSy/Messengera, czy (trochę się zawstydziłem, ale generalnie jestem z Wami szczery) złapać szybko Pokemona, albo zakręcić pokestopem.

Nawigacja „spada” natomiast na dół, gdy jadąc autem muszę wziąć udział w telekonferencji, bądź po odwiezieniu synów w niedzielny wieczór wracam do domu, rzucając w bezpieczniejszych momentach okiem na trwające mecze NFL. Warto zaznaczyć, że nie każda aplikacja zadziała dobrze w kwadratowym okienku, domyślnie tylko część ma tę możliwość, ale możemy „na złość mamie odmrozić sobie uszy” i odhaczyć dowolną z nich. Mnie jeszcze nie zdarzyło się, by któraś na mniejszym ekranie nie chciała zadziałać.

Więcej możliwości multitaskingu to też np. oglądanie filmu i czatowanie z partnerem, jakie zakupy zrobić po drodze do domu (tak, przed pandemią jeździło się komunikacją miejską, pamiętacie jeszcze?). Albo dużo łatwiejsze oglądanie Youtube’a, gdy na małym ekranie pokazuje się rozbudowany panel obsługi. Wreszcie przeglądanie zdjęć, gdy na jednym ekranie widzimy „karuzelę”, zaś na drugim oglądane aktualnie ujęcie. No i pisanie SMSów, z treścią na małym ekranie, a klawiaturą na wielkim. Dobra, to akurat dla mnie intuicyjne nie było, ale się da 🙂

W ogóle LG Wing to pierwszy testowany przeze mnie telefon, który w formie poziomej można włożyć do… pionowego uchwytu samochodowego. Dolna „baza” bez problemu utrzymuje się w uchwycie, a rozłożona górna część stabilizuje telefon.

Gimbal… bez gimbala

Dobra, przecież i tak wiem, że czekacie na część o kamerach 🙂 Ale na początek pomarudzę, bo w Wing, jak w każdym LG, brakuje mi porządnego zoomu. Choć to właśnie „eldżiki” jako pierwsi wprowadzili do telefonu drugi, szerokokątny obiektyw, wciąż, by zbliżyć widok bardziej, niż dwukrotnie, musimy to robić po pierwsze „szczypiąc” ekran, po drugie zaś – cyfrowo.

LG Wing w trybie gimbala

Ale to tylko takie moje marudzenie, bo naprawdę jest dobrze, szczególnie biorąc pod uwagę „tryb T”. Po rozłożeniu telefonu dostajemy bowiem do dyspozycji urządzenie z… gimbalem. Programowym rzecz jasna, z tylnej części obudowy nie wyłażą patyki, czym pająk z horroru, tym niemniej jakość kręconego w ten sposób materiału jest absolutnie na poziomie średniopółkowych fizycznych gimbali. Minus – oczywisty, gimbal bez „patyka” nie będzie selfie stickiem. Plus – równie oczywisty, który zrozumieją ci, którzy trzymali przez 10 minut ciężki telefon na wysięgniku.

Aparaty LG Wing:

64 MP, f/1.8, 25mm, 1/1.72″, 0.8µm, PDAF, OIS
13 MP, f/1.9, 117˚, 1/3.4″, 1.0µm
12 MP, f/2.2, 120˚, 1/2.55″, 1.4µm

W trybie gimbala mamy możliwości ustawienia opcji: „Pierwszy plan”, „Śledzenie panoramiczne” oraz „Obserwowane” a także blokady na obiekt. I pewność, że nie zrobimy przypadkiem pionowego wideo, którego nie da się oglądać 😉 Warto jednak zapamiętać, że z rozłożonym telefonem uruchomiwszy kamerę nie zrobimy… zdjęcia. Rozłożony telefon + włączona aplikacja aparatu = jedynie możliwość kręcenia filmów.

Możemy za to robić film na dwie kamery naraz, co docenią rodzice małych dzieci (i tu znacząco się uśmiecham 🙂 ). Możliwości są trzy – albo dzielimy ekran na pół, albo obraz z przedniej kamery „wjeżdża” w małym okienku, bądź też kręcimy dwa oddzielne filmy, a montujemy sobie potem. Np. korzystając z LG Creators Kit.

No i wysepka z aparatami wygląda bardzo gustownie, nie sądzicie? Mogę tylko pozdrowić pewną konkurencyjną firmę ;), której – czego nie ukrywałem w moim teście – ten aspekt „nie do końca wyszedł”. Aha, a jeśli nie widzicie na zdjęciach kamerki do selfie, to… dobrze. Jest schowana i jeśli trzeba jej użyć, to szybciutko się wysuwa. Mnie się to podoba. Aha, i ma światło f/1.9, dość rzadko spotykane w selfie-camach.

Wysepka z aparatami w LG Wing wygląda gustownie i nienachalnie

200 tysięcy „T”

A jak to działa na co dzień? Mam wrażenie, że za każdy razem zadaję tu takie pytanie, ale przecież tak naprawdę o to w testowanych smartfonach chodzi. Pierwsze pytanie, które zadawał mi praktycznie każdy, widząc LG Wing, brzmiało… Jak sądzicie? Oczywiście: „A czy te zawiasy się nie wyrobią”. Producenci twierdzą, że testy wykazały, iż 200 tysięcy rozłożeń w żaden sposób nie wpływa na jakość połączenia między elementami telefonu. Aż tyle podczas miesiąca używania go nie rozkładałem, ale jestem w stanie uwierzyć, że to jest nawet mocne niedoszacowanie. Mechanizmy nie jest też zbyt luźny. Przez przeszło miesiąc tylko raz się zdarzyła sytuacja, gdy ruszył się wbrew mojej woli – grałem wtedy w Pokemon Go i chyba zbyt dynamicznie kręciłem Pokeballem 🙂

Nie udało mi się też telefonu zalać (korzystałem na deszczu, na wszelki wypadek nie myłem 🙂 ). Zadrapać dolnego ekranu też nie. Na plażę nie chodziłem ale w domu różne rzeczy mogą się zdarzyć. To zasługa certyfikatu odporności IP54.

Kilka razy nawet mi upadł. Nie rzucałem nim o ziemię tak jak kiedyś V10 (miałem wtedy zgodę 🙂 ), ale z kanapy się zsuwał, mój puls znacząco przyspieszał… do momentu, gdy okazało się, że nie ma żadnej rysy. Odporność zgodna ze standardem MIL-STD-810G pozwalałaby pewnie grać nim w hokeja na korytarzu. Sorry, ale za bardzo mi się podoba, żeby to próbować.

Na pokładzie (prawie) wszystko

Gdybym się chciał czepnąć, to w zasadzie znalazłbym jedno. Dlaczego nie możliwości odblokowania telefonu twarzą? Ja wiem, że to nie jest tak do końca bezpieczne, że kiedyś można było podstawić po prostu zdjęcie (teraz już tak łatwo nie jest), ale… kurczę, uświadomcie mnie o ryzyku i po prostu pozwólcie to zrobić. I tak nie wypuszczam telefonu z ręki/kieszeni, a twarzą odblokowuję go od razu, podczas, gdy czujnik odcisków nie zawsze daje radę za pierwszym razem.

„Pod maską” LG Wing:
Snapdragon 765G (7 nm):
1×2.4 GHz Kryo 475 Prime,
1×2.2 GHz Kryo 475 Gold,
6×1.8 GHz Kryo 475 Silver)
Grafika: Adreno 620
8 GB RAM

Cała reszta, mimo braku topowego procesora, absolutnie daje radę, a zaręczam, że wymagań nie mam niskich. PUBG działało, asystent gier nie pozwalał, by podczas walki ekran zasłaniały powiadomienia z komunikatora. Jeśli się nań przełączałem, to bez problemu wracałem do gry. W ogóle nie spotkałem się z sytuacją, by system zabił bez mojej woli aplikację, do której wcześniej, czy później potrzebowałem wrócić. P-OLED 1080×2460 z zagęszczeniem 395 pikseli na cal robi obłędne wrażenie. WLAN radzi sobie z najnowszymi standardami WiFi, systemy GPS obsługuje 4 (ale to już coraz częściej standard), muzyki przez słuchawki z mini-jackiem nie posłuchamy, za to 4-amperogodzinową baterię, która bez problemów wytrzyma cały dzień, naładujemy zarówno ładowarką w standardzie QC 4.0+, jak też indukcyjną. No i ma 5G, ale do tego przyzwyczaiłem się już na tyle, że jest dla mnie oczywiste.

LG Wing i… nie tylko

Myślę, że na dłuższy czas LG Wing zostanie moim głównym telefonem, a to chyba nie jest zła rekomendacja? Wy na gwiazdkę możecie już nie zdążyć (choć może jeśli się pospieszycie? 🙂 ), ale Mikołaj dał Wam trochę więcej czasu. Do 15.01 kupując LG Wing w naszym salonie albo w e-sklepie dostaniecie nie tylko świetny telefon w fajnej cenie, ale jeszcze dodatkowo trafią do Was słuchawki LG Tone Free FN6, głośnik XBOOM Go PL2 oraz ważny rok voucher na naprawę obu wyświetlaczy.

Brzmi jak niegłupi deal, co? 😉

Udostępnij: Testujemy LG Wing

Dodano do koszyka.

zamknij
informacje o cookies - Na naszej stronie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z orange.pl bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza,
że pliki cookies będą zamieszczane w Twoim urządzeniu. dowiedz się więcej