Sieć

4G LTE nam pączkuje, czyli co można zrobić z siecią 4 generacji?

7 sierpnia 2018

4G LTE nam pączkuje, czyli co można zrobić z siecią 4 generacji?

Dla większości z nas LTE to sieć, która pozwala na korzystanie z internetu w smartfonie. W Polsce pojawiła się ledwie kilka lat temu, jednak teraz owe trzy literki w naszym smartfonie traktujemy trochę jak siłę przyrody, dzięki której możemy oglądać filmy, przesyłać zdjęcia czy wysyłać pliki praktycznie w każdym miejscu w Polsce. Czasem słyszymy o agregacji pasm, która często kryje się pod różnymi ciekawymi hasłami, ale generalnie zapewnia większą przepustowość sieci.

Jednak to tylko jedna strona medalu. Jest także druga – rozwiązania „wyspecjalizowane”, oparte o sieć 4G LTE. Nasze smartfony nigdy z nich nie skorzystają – nie są bowiem do tego przystosowane. Jednak jest cała masa urządzeń, gdzie mogą one znaleźć zastosowanie – czujników, mierników, elementów „inteligentnych” (mniej lub bardziej) systemów, czy tego wszystkiego, co zbiorczo zostało zaklęte pod nazwą „Internetu Rzeczy”.

Czas więc na mały przegląd, zaczynając od tej, o której pisaliśmy w dzisiejszym komunikacie prasowym – LTE na częstotliwości 450 MHz.

LTE 450 MHz

Ta sieć, gdyby powstała prawie nie różniłaby się od zwykłego 4G LTE. Ale jak to było w pewnej reklamie – „prawie” robi wielką różnicę. Z jednej strony podobnie jak w przypadku 4G LTE to sieć służąca do przesyłania danych, przez którą mogą jednak przechodzić (na przykład dzięki VoLTE) także połączenia głosowe. Jest także, podobnie jak zwykłe 4G bardzo bezpieczna.

Teraz czas na „prawie”. Co najważniejsze – to rozwiązanie działające na częstotliwości 450 MHz, a co za tym idzie – ma dużo większy zasięg niż sieć 4G LTE działająca na częstotliwościach 800 MHz i większych. Wystarczy powiedzieć, że w zamierzchłych czasach sieci NMT, która także działała na częstotliwości 450 MHz do pokrycia 80% powierzchni Polski zasięgiem wystarczyło 275 stacji bazowych! Do objęcia całego kraju konieczne byłoby zatem wykorzystanie znacznie mniejszej liczby stacji bazowych, niż w przypadku wykorzystywanej sieci 4G LTE.  Dzięki zastosowaniu częstotliwości 450 MHz zasięg takiej sieci mógłby dotrzeć do miejsc gdzie jest problem z zasięgiem – piwnic czy garaży podziemnych.

Jednak coś za coś – prędkości, które można osiągnąć to jednak nieco ponad 20 Mb/s. Do oglądania filmu w 4K na smartfonie nie wystarczy… tylko, że ona nie do tego służy. Jest to bowiem zupełnie wystarczające do zarządzania czujnikami, siecią przesyłową i komunikacji w razie awarii. Smartfony obsługujące 450 MHz nie są dostępne na rynku masowym, ale istnieją.

LTE-M, zwane także jako CAT M1

O tej technologii pisałem już wcześniej przy okazji testów, które odbywały się w zeszłym roku. Tutaj także mamy do czynienia z technologią, która poświęca szybkość przesyłania danych poświęciła na rzecz lepszego zasięgu i możliwości obsłużenia większej liczby urządzeń w tym samym czasie. To już także technologia bezapelacyjnie służąca do budowy Internetu Rzeczy – zapewnia niskie zużycie energii, a więc dłuższą pracę na jednej baterii, oraz możliwość dotarcia do miejsc, gdzie zasięg jest bardzo słaby. To drugie uzyskuje się poprzez konfigurację sieci, która pozwala na wielokrotne powtórzenie tego samego komunikatu, w nadziei, że choć jeden dotrze do celu. Tu prędkości są niższe niż w przypadku LTE 450 MHz. Sieć wykorzystuje pasmo o szerokości 1,08 MHz, które pozwala na transfer z prędkością około 1 Mb/s. Co ciekawe, w teorii dzięki VoLTE, po sieci LTE-M można przesyłać głos.

Ważne – można z LTE-M, , korzystać na częstotliwości 450 MHz, co tworzy ciekawe „combo”, jak powiedzieliby fani gier.

NB-IoT

To w sumie „siostrzane” rozwiązanie do LTE-M. Różni się kilkoma elementami, między innymi sposobem wykorzystania częstotliwości radiowych, jednak po wszystkie szczegóły odsyłam Was do wspomnianego już wyżej tekstu. Jeżeli chodzi o możliwości, to zapewnia ona niższe prędkości niż LTE-M, ale w teorii nieco większy zasięg. Urządzenia podłączone do tej sieci nie mogą jednak przemieszczać się pomiędzy stacjami bazowymi, co jest sporym ograniczeniem, szczególnie gdy mówimy choćby o pojazdach autonomicznych lub logistyce. W przypadku LTE-M nie ma tego ograniczenia. NB-IoT to także technologia prostsza, a przez to oferująca mniej dodatkowych możliwości.

Oczywiście to nie cala lista „wariacji na temat 4G LTE”. Jak widzicie temat jest dużo bardziej skomplikowany niż jedynie agregacja pasma. Nie sądzę, by Wasze smartfony kiedykolwiek korzystały z tych technologii. To rozwiązania dla biznesu, z których będziecie korzystać, często nawet nie zdają sobie z tego sprawy. Za kilka lat te rozwiązania mogą wejść do logistyki, transportu publicznego czy usług komunalnych, a niektórzy piszą, że nawet rolnictwa.

Udostępnij: 4G LTE nam pączkuje, czyli co można zrobić z siecią 4 generacji?

Sieć

Jak się wykuwa Internet of Things? – część 2

14 sierpnia 2017

Jak się wykuwa Internet of Things? – część 2

Jak już pewnie wiecie z poprzedniego tekstu mamy od pewnego czasu na tapecie temat Internet of Things (IoT). Nie bez powodu – prowadzimy testy dwóch technologii, które mogą posłużyć do budowy właśnie Internetu Rzeczy: NB-IoT i eMTC (zwanego potocznie LTE-M). W drugiej części tekstu będzie o energii, pieniądzach i ruchu – mam nadzieję, że nie zawiodę Was. Planujemy też część trzecią – z wnioskami z testów.

Zaczniemy od punktu, który jest chyba najważniejszy jeżeli chodzi o IoT, czyli…

Praca na baterii

Aby stosowanie Internetu Rzeczy miało sens urządzenia muszą móc pracować bardzo długo na jednej baterii lub też pobierać bardzo niewiele energii z akumulatora. Powód jest prosty – dziesiątki, setki, tysiące czujników mierzących choćby przepływ wody w rurach rozmieszczone są po piwnicach, kanalizacji i innych trudnodostępnych miejscach. A teraz wyobraźcie sobie, że do każdego z tych czujników trzeba by pociągnąć kabelek, przez który będzie biegł prąd. Zadanie powiedziałbym… karkołomne. Po pierwsze znacznie powiększałoby to koszt montażu, po drugie są miejsca, gdzie pociągnięcie prądu jest bardzo trudne. W przypadku samochodów każdy kolejny układ trzeba zasilić, a prąd w samochodzie generowany jest poprzez spalanie paliwa 😉

W przypadku Internet of Things  jako standard wyznaczono 10 lat pracy na jednej baterii. Zarówno NB-IoT jak i LTE-M zostały stworzone z myślą o efektywności energetycznej, jednak wydaje się, że NB-IoT poradzi sobie na tym polu nieco lepiej. Z drugiej strony to „nieco” może być niwelowane przez warunki pracy danego urządzenia – wystarczy konieczność wzmocnienia sygnału i już wszystko bierze w łeb.

Koszt, czyli… kasa, pieniążki, pieniądze, mamona, zielone, bucksy

Każde wyzwanie można pokonać, jeżeli mamy na to wystarczający budżet. Amerykanie wysłali człowieka na Księżyc, a na półwyspie Arabskim zbudowano kryty stok narciarski. Różnica między nimi a nami jest taka, że my nie mamy nieograniczonych zasobów gotówki. Nie mają ich także nasi klienci, którzy w przyszłości będą decydować z jakich urządzeń chcą korzystać.

By spopularyzować technologie oparte o LTE-M i NB-IoT koszt nowych rozwiązań nie może być wyższy, od tych opartych o GSM, czyli 2G. Naszym zdaniem przy pełnym wdrożeniu takich rozwiązań będzie to możliwe. Dostrzegamy również, że prostsza z tych technologii – NB-IoT może zapewnić większe oszczędności. Jednak testy, czas i skala produkcji zapewne to zweryfikują.

Mobilność

To dość ciekawy wątek w kontekście Internet of Things – chodzi tutaj o możliwość przemieszczania się urządzeń pomiędzy stacjami bazowymi w trakcie nadawania sygnału. Z jednej strony wydaje się to czymś oczywistym w przypadku sieci (nomen-omen) mobilnych. Z drugiej strony, w wielu przypadkach mówimy o czujnikach, które większą część „życia” mogą przeleżeć w piwnicy, nie przesuwając się nawet o milimetr. Po za tym jest jeszcze jeden wątek. Przemieszczanie się urządzeń zwiększa zużycie energii, które przekłada się na koszty.

W związku z tym w technologii NB-IoT… zrezygnowano z możliwości przemieszania w trakcie nadawania sygnału (po prostu). Założono,  że urządzenia będą poruszać się bardzo rzadko lub wcale. Dane wysyłają nieco częściej ale szansa, że będą się one jednocześnie poruszać pomiędzy stacjami bazowymi i wysyłać dane jest bliska zeru. W przypadku LTE-M pozostawiono możliwość „handoveru”, czyli transmisji danych przy jednoczesnym poruszaniu się pomiędzy stacjami bazowymi. Co prawda nie działa ona w tzw. trybie rozszerzonego zasięgu. Pewnie o nim nie wspomniałem, ale sądzę, że nazwa mówi wszystko – ma on działać przy bardzo słabym zasięgu – na przykład w piwnicy.

Dalsze ewolucje w 3GPP Rel-14

Teraz czas na mój ulubiony wątek – przez ten cały czas pracowaliśmy nad czymś, co moglibyście uznać za gotowe rozwiązanie.

Błąd!

Jak pewnie pamiętacie z pierwszego tekstu, pracowaliśmy w oparciu o rozwiązania, które zostały opisane w ramach pierwszej wersji (3GPP Release-13). A obecnie zakończono prace nad Rel-14, które dodają zupełnie nowe możliwości. W obu przypadkach dodana została usługa, pozwalająca na lokalizację urządzeń i możliwość transmisji rozsiewczej, zwanej w języku mieszkańców Wysp Brytyjskich „multicast”. Oznacza to, że ze stacji bazowej do każdego z urządzeń przesyłany jest dokładnie ten sam strumień bitów. Można to porównać do transmisji telewizyjnej czy radiowej, w której jest jeden nadawca i dziesiątki, setki, tysiące odbiorców. Oczywiście nie będziemy zajmować się transmisją Orange TV do urządzeń IoT… ale możemy im przesłać chociażby aktualizację oprogramowania, nie marnując przy tym zasobów radiowych.

Żeby było ciekawie, w LTE-M dodano obsługę połączeń głosowych poprzez VoLTE i większe prędkości transmisji, na które pozwala m.in. poszerzenie kanału pracy. Chodzi o wykorzystanie większej ilości PRB niż 6. Jeżeli chcecie wiedzieć więcej, musicie zajrzeć do poprzedniego tekstu.

Na drodze do Internet of Things w 5G

Wątek 5G już poruszałem w pierwszym tekście. Teraz chciałbym go nieco rozwinąć. Jeżeli mocno interesujecie się tematem 5G wiecie zapewne, że docelowy kształt standardu został już właściwie określony, teraz „rzeźbimy”, by osiągnąć cel, który został przed nami postawiony. Z jednej strony pracując nad siecią 5G, z drugiej właśnie poprzez… ewolucję LTE-M i NB-IoT. Powód jest bardzo ważny – w pierwszej fazie standardu 5G nie będzie funkcjonalności związanych z Internet of Things (czyli massive MTC). Dlatego 3GPP dąży, by właśnie poprzez ewolucję i wprowadzanie kolejnych usprawnień do LTE-M i NB-IoT sprawić, by spełniały one minimalne wymagania stojące (przynajmniej na polu IoT) przed siecią 5G. Nastąpi to szybciej niż wdrożenie mMTC w 5G, a na dodatek w oparciu o już sprawdzone rozwiązania.

Jeżeli chcecie wiedzieć więcej o IoT w 5G zapraszam do tekstu: Gospodarka po 5G – 5Gotowi #4

Już wiecie, co bierzemy pod uwagę w trakcie oceny technologii. Jednak to dopiero gdy zakończymy testy będziemy mogli skonfrontować teorię z praktyką. A do tego jeszcze chwila ;-). Dlatego już teraz zapraszam Was na ostatni z tekstów. Lecz dopiero po (moim) urlopie.

P.S zdjęcie ilustracyjne pożyczyłem z tekstu Wojtka o HTC U 11.

 

Udostępnij: Jak się wykuwa Internet of Things? – część 2

Sieć

Jak się wykuwa Internet of Things? – część 1

31 lipca 2017

Jak się wykuwa Internet of Things? – część 1

Telekomunikacja to niesamowicie ciekawy temat. Tworzenie i wdrażanie funkcjonujących globalnie standardów, budowa sieci i odnajdywanie zupełnie nowych zastosowań dla rozwiązań, które daje – to wszystko ta sama działka. Przykładem, który bardzo dobrze to pokazuje jest IoT, czyli „Internet of Things” – system połączonych do światowej sieci urządzeń, komunikujących się między sobą, serwerami i nami. Zapewniając przepływ danych, użyteczność i wysoką automatyzację. Mówiliśmy o nim przy okazji 5G i wielokrotnie wcześniej na blogu, ale to tylko wierzchołek góry lodowej.

Zdecydowaliśmy się zaprosić Was do samego środka procesu testów (takich na serio 😉 ) i pokazać dylematy, przed którymi stoją pracujący nad nimi inżynierowie. W końcu to blog o telekomunikacji, prawda?

Obecnie komunikacja pomiędzy urządzeniami zachodzi głównie poprzez sieć 2G. Powody są banalne – transfer danych w tej sieci nie powala szybkością, ale przynajmniej nie skutkuje wyczerpaniem baterii w ciągu 24 godzin jak wielu współczesnych smartfonów. Zwraca na to uwagę w wielu komentarzach nasz blogowy kolega – Ron. Jednak sieć 2G doskonała nie jest, dlatego wielu z nadzieją patrzy na 5G. Zapominając o niewykorzystanym potencjale 4G na tym polu.

3GPP w służbie IoT (Internet of Things)

Pewnie pamiętacie, czym jest 3GPP – to międzynarodowa organizacja, która zajmuje się tworzeniem standardów telekomunikacyjnych. Dzięki niej mamy 3G, 4G LTE i trwające obecnie prace nad 5G.

Jeżeli spotykacie się z tą nazwą 3GPP raz pierwszy zajrzyjcie do tekstu: 5G – czy będzie rewolucja? 5Gotowi – odcinek 1

Warto tam zajrzeć, bo dzisiaj będzie sporo o standaryzacji i Release’ach (czyli kolejnych „fazach” standardu).

Kiedy 3GPP kończyło w ramach Release-12, czyli… 5 wersji standardu 4G LTE, prace nad Cat-0 kolegom, którzy zajmują się IoT pozostał niedosyt. Wiem, że numeracja jest dziwna, ale nie ja to wymyśliłem, dlatego idźmy dalej 😉 Był rok 2015 – już wtedy wiadomo było, że by ruszyć z IoT konieczna jest pewna rewolucja w myśleniu o sieci. Tutaj niezbędna jest mała dygresja – informacja o tym, czym jest wspomniane Cat-0. Jak się może domyślacie kategoria urządzeń w ramach sieci 4G LTE, oznaczająca między innymi szybkość transferu danych i obsługiwane funkcjonalności, np. agregację pasm. Większość z nas jest zadowolona, gdy posiadamy urządzenia z wyższą Cat (na przykład Cat 6 czy Cat 9) bo pozwala osiągnąć wyższą prędkość transferu w sieci mobilnej.

O agregacji pasma pisałem w dwóch tekstach, do których linki znajdziecie poniżej. Pamiętajcie jednak, że niektóre szczegóły – na przykład lista telefonów mogła ulec zmianie.

Więcej o kategoriach urządzeń znajdziecie w tekście: Telefony z agregacją pasma w Orange

Więcej o agregacji pasma znajdziecie w tekście: 40 MHz transferu, czyli o agregacji pasma 4G LTE

Jednak zajmującym się Internet of Things wcale nie zależy na wyciąganiu maksymalnych prędkości transferu. Dlatego stworzono Cat–0, czyli jak można się domyśleć kategorie urządzeń, charakteryzującą się bardzo niskim transferem i prostą konstrukcją.

Koniec tej dygresji, czas przejść do wspomnianej już rewolucji w myśleniu o sieci, która zaowocowała trzema rozwiązaniami:

Pierwsze: zróbmy coś nowego, odrębnego od dotychczasowych technologii

Drugie: zbudujmy coś wewnątrz obecnie najbardziej zaawansowanego systemu – LTE.

Trzecie: udoskonalmy system obecnie najszerzej wykorzystywany do IoT – GSM

Jak się później okazało wszystkie te systemy były standaryzowane równolegle i znalazły się w opublikowanym w połowie 2016 roku 3GPP Rel-13. Czyli kolejnej „fazie” telekomunikacyjnych standardów. Pierwsze rozwiązanie dało początek standardowi NB-IoT (NarrowBand IoT), drugie – eMTC (zwany potocznie LTE-M), a trzecie EC-GSM-IoT. Tę ostatnią zostawmy i zajmijmy się 4G LTE. Bo w końcu o tym miał być artykuł.

Ta sama organizacja standaryzacyjna (3GPP) i kilka technologii do tego samego celu, może to się wydawać dziwne. Ale nie jest tak, jeżeli dokładnie przyjrzymy się, co znalazło się w tych systemach w ramach Rel-13, jak również ewolucjach z Rel-14.

Mamy pierwsze składniki – potrzebę rynku (budowę Internet of Things maksymalnie szybko), posiadane możliwości (sieć 4G LTE) i dwa pomysły na zarządzenie przy jej pomocy komunikacją między urządzeniami.

Powiecie, że wszystko gotowe? Nic bardziej mylnego!

Teraz zaczyna się najlepsza zabawa – trzeba sprawdzić czy można te rozwiązania wdrożyć w realnie istniejącej sieci (a nie na papierze, czy w formie testu w laboratorium), ile to będzie kosztować i czy ktokolwiek będzie chciał za to zapłacić. Bo nawet najbardziej genialne rozwiązanie, jeżeli nie będzie opłacalne nie przebije się.

Co zatem jest brane pod uwagę, gdy zabieramy się za testy?

Pasmo i ulokowanie względem 4G LTE

Zacznijmy od częstotliwości. Zarówno NB-IoT jak i eMTC działa tutaj na innych zasadach. Nie obędzie się jednak bez garści wiedzy „branżowej”. Jeżeli mówimy o szerokości kanału 4G LTE to podstawowym pojęciem jest tzw. blok zasobów (ang. Physical Resource Block – PRB), który ma 180 kHz szerokości w dziedzinie częstotliwości. Oznacza to, że komunikacja pomiędzy stacją bazową (w sumie to w 4G LTE – eNodeB), a urządzeniem odbywa się co najmniej w takim zakresie większego wycinka pasma dostępnego dla operatora. Ta jednostka jest podstawą dla obu systemów.

NB-IoT pracuje w dokładnie takim paśmie – 180 kHz szerokości – co czyni go dość elastycznym. Od początku miał być zupełnie nowym rozwiązaniem, umożliwiając trzy tryby pracy – samodzielnie (we własnym paśmie), wewnątrz pasma 4G LTE (wycinając z niego jeden PRB potrzebny do obsłużenia urządzeń NB-IoT) bądź w paśmie ochronnym 4G LTE (pomiędzy dwoma różnymi nośnymi LTE).

Testy Internet of Things - NB-IoT (NarrowBand IoT) i eMTC (zwany potocznie LTE-M) w Orange Polska

Alternatywne rozwiązanie, czyli LTE-M pracuje zawsze wewnątrz pasma 4G LTE, korzystając z sześciu PRB, czyli z teoretyczną szerokością pasma 1,08 MHz. W tym przypadku nie ma jednak konieczności „wycinania” tego bloku z całego pasma dostępnego dla operatora. Stacja bazowa sama decyduje (mówiąc bardziej technicznie: dynamicznie przydziela zasoby) czy w danym momencie będzie obsługiwać nasze telefony i tablety (w ramach 4G LTE), czy też urządzenia IoT (dzięki LTE-M). By pokazać, jak niewielką część pasma zajmować może LTE-M dodam tylko, że klasyczne 4G LTE – to, z którego korzystamy, na co dzień na częstotliwości 800 MHz w kanale 10 MHz operuje na aż 50 PRB.

Czytaj także: Sieć szkieletowa cz. 1,5, czyli dlaczego poprzednio nie było nic o 4G LTE?

Podsumowując – albo węższe pasmo, ale kilka trybów działania, albo też pasmo szersze, lecz w nieco większym stopniu obciążające istniejącą sieć. Za obydwoma rozwiązaniami idą dalsze konsekwencje. Na przykład…

Przepływności – ile danych można przesłać

Możliwości transmisyjne wynikają bezpośrednio z pasma pracy. LTE-M jest systemem o maksymalnej przepływności 1 Mb/s, a realnie możemy mówić o transferach rzędu kilkuset kb/s. NB-IoT dla odmiany ma bardzo wąski kanał, który poza danymi z urządzeń musi przenosić informacje kontrolne samego systemu, dlatego też możemy w nim osiągnąć jedynie przepływności rzędu dziesiątek kb/s. Oczywiście są sytuacje, w których owe dziesiątki kb/s będą w zupełności wystarczać – przykładem są choćby czujniki zużycia wody czy prądu, które przesyłają niewielką paczkę danych raz na miesiąc. Na drugim końcu skali mogą być czujniki medyczne przesyłające na bieżąco dane organizmu, czy też czujniki pogody, możliwe do zastosowania chociażby w ramach naszego środowiska dla Smart City. Mnogość zastosowań w ramach IoT jest niezwykle duża, a co za tym idzie, wymagania transferu są różne. Znaczenie ma jednak także…

Zasięg – by czujnik w piwnicy złapał sieć

To olbrzymie wyzwanie. Czujniki IoT bardzo często funkcjonują w miejscach, gdzie zasięg jest bardzo ograniczony – na przykład w piwnicach. Wyzwaniem są także czujniki, które muszą być cały czas w zasięgu, na przykład wspomniane czujniki medyczne. Co by się stało, gdyby kontrolowany w taki sposób pacjent dostał na przykład zawału serca poza zasięgiem? Cały czas mocno inwestujemy w sieć, ale nie da się tego wykluczyć.

Czytaj więcej: Sieć #1 po pierwszym półroczu

Dlatego od początku postawiono przed nowymi systemami cel osiągnięcia zasięgu lepszego, niż stosowany w sieci 4G LTE, z której korzystamy obecnie. Rozwiązanie, które zastosowano jest proste, lecz uprzedzając wszystkich – trudne do zastosowania w obecnie funkcjonującej sieci. Zakłada ono, bowiem… wielokrotne powtórzenie tego samego sygnału. Czyli strategię karabinu maszynowego. Gdy wystrzelisz 100 pocisków któryś zapewne trafi w cel, nawet, jeżeli jest daleko i dobrze schowany. A co gdy, pocisków jest 2000? Właśnie tyle raz może być powtórzony sygnał w LTE-M. Oczywiście nie ma nic za darmo – odbija się do na opóźnieniach i pojemności systemu, bo wiele sił marnowanych jest na wielokrotne powtórzenia, ale w tym przypadku cel uświęca środku.

System NB-IoT (ten z węższym pasmem i trzema trybami pracy) przynajmniej na papierze osiąga nieco lepszy zasięg niż LTE-M. Jednak jak wiemy papier dużo przyjmie, a wszystko i tak wychodzi w praniu.

No właśnie… praniu.

Dlaczego zabieramy się na blogu za Internet of Things właśnie teraz?

W ostatnich dniach w polskim Orange Labs zostało wykonane pierwsze połączenie w technologii NB-IoT. Jest to ważny krok w kierunku zbadania tej technologii w celu późniejszego określenia czy i na ile spełni nasze oczekiwania dotyczące nowych wdrożeń IoT. Nie zamykamy się jednak na tą technologię i dlatego porównujemy do niej inne rozwiązania. Jak widzicie naszymi przemyśleniami dzielimy się z Wami na bieżąco i w gruncie rzeczy jesteście naocznymi świadkami testów. Nie jest to, jak się może wydawać eksperyment w laboratorium, lecz także pracochłonne ślęczenie nad danymi i rozważanie możliwych kierunków działania. Orange aktywnie uczestniczy w standaryzacji, aby być gotowym na rozwiązania, które dopiero nadejdą. Od ustanowienia standardu do jego wdrożenia mijają miesiące, a nawet lata, a obecnie znajdujemy się w okresie gdy technologie pod IoT są na tyle rozwinięte, że można je próbować przekuwać w realne usługi.

Urządzenie IoT, testowanie w Orange

(nie pytajcie mnie o to do czego to służy ;-))

Ciąg dalszy nastąpi… a w nim o kasie, ostrej jeździe i prądzie. Czyli It’s Electric jak śpiewała Metallica.

P.S. nie myślcie sobie, że jestem taki mądry. Ten tekst to w całości wiedza kolegów, którzy na co dzień zajmują się rozwojem naszej sieci mobilnej. Niektórzy z Was – Ci, którzy byli u nas na tegorocznym zlocie blogowym mieli okazję się z nimi spotkać i przyjrzeć się ich pracy 😉

Na blogu znajdziecie już drugą część tekstu pod tytułem, którego zapewne się nie spodziewacie: Jak się wykuwa Internet of Things – część 2

Udostępnij: Jak się wykuwa Internet of Things? – część 1

Dodano do koszyka.

zamknij
informacje o cookies - Na naszej stronie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z orange.pl bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza,
że pliki cookies będą zamieszczane w Twoim urządzeniu. dowiedz się więcej