Bezpieczeństwo

Jeszcze słowo o wielkim bracie

15 lutego 2013

Jeszcze słowo o wielkim bracie

Badanie przeprowadzone na 11 tyś internautów z 11 krajów w ramach tzw. Consumer Insights Survey przyniosło ciekawą, choć nie zaskakującą, informację na temat preferencji ochrony prywatności. Zapytano ankietowanych, czy gdyby na witrynach internetowych istniał przycisk „Nie” zabraniający gromadzić dostawcy strony dane na temat odwiedzającego to czy by z niego korzystali. 68% zapytanych odpowiedziało, że tak – skorzystałoby z tego przycisku. Co ciekawe 86% z zapytanych nie wierzy firmom zbierającym dane, że dane te są wykorzystywane jednynie w uczciwy sposób.

To dla mnie dosyć zaskakujące, bo ja chyba jestem zbyt łatwowierny. Gdybym wziął udział w takiej ankiecie prawdopodobnie byłbym w tej mniejszej grupie pozwalających na zbieranie danych. Ale może dlatego, że pracuję po tej drugiej stronie monitora i wiem trochę co się dzieje po drugiej stronie kabelka sieciowego. Nie mam co prawda pojęcia, co z moimi danymi robią różne „Tweetbooki” czy „Googmaile” i ciągle zdumiewa mnie kiedy na komputerze w pracy widzę reklamy powiązane z rzeczami, które na naszym domowym komputerze przeglądała moja żona. Ale na podstawie moich doświadczeń z pracy (chociaż nie zajmuję się danymi na codzień) wiem, że tych danych jest taka ilość, że nie jest możliwe jakiekolwiek skupienie się na kimkolwiek choćby przez chwilę.

A jeszcze dochodzi kwestia powodów, czyli intencji. W Orange prowadzone jest kilka ciekawych inicjatyw mających na celu uczynienie naszych usług możliwe najlepszymi. Jedną z nich, którą jakiś czas temu opisywałem jest Customer Experience Management (CEM). Brzmi poważnie ale chodzi o nic więcej jak o maksymalizację zadowolenia z korzystania z internetu Orange. Pewnie powiecie, że wobec tego powinniśmy dać 20 kresek zasięgu w każdym lesie i do tego jeszcze wszystkie możliwe technologie i wystarczy. Otóż nie. W sieciach radiowych jest naprawdę wiele czynników mogących popsuć ogólne wrażenie. Na jakość może wpłynąć pogoda, liczba osób korzystających jednocześnie z tej samej stacji, ukształtowanie terenu a nawet to, że właśnie weszliście do budynku o bardzo grubych ścianach (tak wiem – SMS promocyjne jakoś dochodzą 😉 I dotyczy to każdej możliwej technologii radiowej. W ramach CEM próbujemy się dowiedzieć ilu klientów może być niezadowolonych, dlaczego i jak możemy im pomóc. W różnych punktach naszej sieci (nie tylko w sieci radiowej RAN ale również w sieci szkieletowej czy w naszych urządzeniach sieciowych) instalowane są sondy, zbierające informacje na temat jakości połączenia do internetu. Chodzi o możliwość analizy jak wygląda zadowolenie klientów z korzystania sieci. I to nie tylko globalnie czy na poziomie województw ale również o możliwość wskazania przypadków, że gdzieś tam siedzi jakiś klient i właśnie jego uśmiech zmienia się w grymas ponieważ ma problem z netem. I czy wynika on z tego, że połączył się do jakiegoś wolnego albo przeciążonego serwera, ma jakiegoś wirusa wysyłającego właśnie tysiące maili z jego skrzynki czy też coś się stało z jakością sygnału. I w sumie tylko tyle – a tymczasem liczba informacji jest ogromna. Do tego jeszcze potrzebny jest jakiś system pozwalający na przeglądanie wyników, powiadamianie kolegów z sieci czy też z Obsługi Klienta Orange, że gdzieś coś może być nie tak. Inicjatywa cały czas się toczy, spawdzane są różne rozwiązania od różnych dostawców, odbywają się spotkania, warsztaty a wszystko po to aby poprawić jakość. Bo na przekór niektórym niezadowolonym wiem, że w wielu miejscach naszej sieci idzie nam na tyle dobrze, że spokojnie można na przykład oglądać on-line filmy w wysokiej jakości. I oczywiście chcielibyśmy aby tak można było prawie wszędzie.

Wiedząc o takich inicjatywach nieco łaskawszym okiem patrzę na problem zbierania danych. Bo wiem, ze od strony większości firm intencje chyba są w porządku. Natomiast zgadzam się z niektórymi głosami, że duża liczba miejsc, w których różne dane są zbierane może ułatwić działania różnej maści przestępców. Istnieje przecież grupa różnej maści komputerowych przestępców, dla których takie dane mogłyby się stać cennym łupem. I w tym przypadku uważam, ze odpowiednie organy ścigania powinny być wspierane, finansowane i szkolone aby możliwie najskuteczniej eliminować przypadki wykradania i nieuczciwego używania danych. Bo tak na koniec tego przydługiego wpisu nie mam nic przeciwko, że przeglądając wiadomości zobaczę dopasowaną do mojego profilu reklamę sprzętu snowboardowego – tym bardziej, że na ostatnim wyjeździe trochę poszalałem poza trasą i właśnie poszukuję nowych wiązań jako, że stare nie wytrzymały niektórych moich pomysłów.

Udostępnij: Jeszcze słowo o wielkim bracie

Bezpieczeństwo

Kilka sekund dla bezpieczeństwa

24 stycznia 2011

Kilka sekund dla bezpieczeństwa

Ze zdziwieniem zauważyłem, że od września na Blogu Technologicznym nie pisałem o Facebooku. Pora jednak wrócić do tematu najpopularniejszej witryny społecznościowej na świecie – zmiany wprowadzone przez jej twórców mogą bowiem źle wpłynąć na bezpieczeństwo użytkowników.

Kwestie bezpieczeństwa na Facebooku to dość popularny temat, co nie dziwi, biorąc pod uwagę, że liczba jego użytkowników, przekroczywszy już pół miliarda, zbliża się do… 8 procent mieszkańców Ziemi. Od ostatniej soboty aplikacje, przygotowywane dla FB, mogą  odczytywać z naszego profilu adres domowy i numer telefonu komórkowego. Myślę, że potencjalnych zagrożeń nie tylko wnikliwym Czytelnikom Bloga Technologicznego tłumaczyć nie trzeba…
Oczywiście ciężko mieć pretensje do Marka Zuckerberga i jego ludzi, bo oni chcą ułatwiać życie użytkownikom  i twórcom oprogramowania. Gorzej jednak, że my też w zalewie informacji podświadomie szukamy wszelkich ułatwień, żeby choć trochę odciążyć mózg. Kto nigdy nie kliknął czegoś w internecie bez zastanowienia, niech rzuci kamieniem – kilka zapewne będzie, ale kopca Kościuszki z tego nie usypiemy…
Do tej pory odruchowe kliknięcie w coś, co „lubi” nasz znajomy mogło się skończyć  w najgorszym przypadku utratą sieciowej tożsamości. Teraz straty mogą być jak najbardziej rzeczywiste! Bez problemu mogę sobie wyobrazić złodzieja, który najpierw za pomocą spreparowanej aplikacji kradnie adres i nr telefonu, potem szuka w internecie dokładniejszych informacji o ofierze, by na koniec stanąć z odpowiednimi narzędziami pod naszym mieszkaniem, zadzwonić na komórkę i sprawdzić, czy słychać ją za drzwiami? Albo choćby cyber-złodzieja, wysyłającego na nasz telefon odpowiednio opisany link, po kliknięciu którego bez naszej wiedzy wzbogacimy swój telefon o mobilną wersję trojana Zeus. Trojana, który przechwytuje bankowe kody sms potwierdzające przelew, w efekcie czego przestępcy bez naszej wiedzy w ciągu kilku chwil mogą wyczyścić nam konto. Wszystko przez jedną, potencjalnie małą wirtualna niefrasobliwość, bo przecież „tylko zainstalowaliśmy aplikację na Facebooku”.
Dobrze przynajmniej, że Facebook zawsze informuje nas o tym, co może robić instalowana przez nas aplikacja, co widać na obrazku. Wystarczy więc przed wydaniem zgody na instalację przeczytać, na co się zgadzamy. W świetle powyższego, chyba warto poświęcić na tylko kilka sekund? Warto też pomyśleć, czy sieć społecznościowa to na pewno dobre miejsce na publikację naszego numeru telefonu, a przede wszystkim prywatnego adresu?

Źródła: Sophos, Facebook
Screenshot: developers.facebook.com

Udostępnij: Kilka sekund dla bezpieczeństwa

Bezpieczeństwo

Google Street… Spy?

8 września 2010

Google Street… Spy?

„Myślę, że społeczeństwo nie zdaje sobie sprawy z tego, co dzieje się, gdy wszystko o każdym jest bez przerwy zapisywane i dostępne. Uważam, że powinniśmy przemyśleć to jako społeczeństwo.” Czy ktoś z Was uważa inaczej? Taki objaw troski byłbym gotów nawet wziąć za dobrą monetę, gdyby nie fakt, że słowa te wypowiedział Eric Schmidt, szef Google’a, czyli firmy nieustannie oskarżanej o nadmierne gromadzenie danych. Pamiętacie kontrowersje wokół GoogleBuzz, które zupełnie nieproszone zasysało informacje o użytkownikach? Wydaje się jednak, że nie była to ostatnia burza wokół działań technologicznego potentata. Tym razem ciemne chmury zbierają się nad Google Street View.

Szczególnie drażliwi w tym zakresie okazali się Niemcy, ale głosy oburzenia dobiegają praktycznie z całego świata – od Korei Południowej po USA. Amerykański koncern oskarżany jest o naruszanie prawa internautów do prywatności: nieuprawnione zbieranie i przechowywanie danych, szczególnie tych pozyskiwanych z sieci Wi-Fi oraz o publikowanie danych wrażliwych (zdjęcia twarzy, numerów rejestracyjnych, itp.) bez zezwolenia. Protesty u naszych zachodnich sąsiadów były tak gwałtowne, że Google wręcz wstrzymał realizację projektu na terenie Niemiec.

Widok na Central Park West w Nowym Jorku

Google tłumaczy, że stosuje rozwiązania gwarantujące zachowanie anonimowości: automatyczne zamazywanie twarzy czy rejestracji. Jeśli to dla kogoś zbyt mało, może zgłosić zdjęcie, które mu się nie podoba. Wystarczy kliknąć na odpowiedni link. Pytanie jednak, czy to wystarczy? Szczerze mówiąc, mam poważne wątpliwości – blankowanie twarzy to zabieg skuteczny, ale wcale nie działa tak doskonale, jak by tego chcieli autorzy. Do tego wiele z uwiecznionych na zdjęciach osób może nie zdawać sobie zupełnie sprawy z tego, że na nich jest – jak więc ma to zgłosić?

A może, z drugiej strony, cała ta burza jest jednak burzą w szklance wody? Bo przecież GSW to narzędzie niezwykle przydatne – pozwalające obejrzeć lepiej miejsca, do których się wybieramy, zaplanować naszą drogę w najdrobniejszych szczegółach (np. wybierając sklepy, do których będziemy chcieli zajść), a ludzie, którzy nie chcą być widywani w jakichś miejscach, po prostu nie powinni tam chodzić? Ostatecznie przecież do „namierzenia” osoby wychodzącej z sexshopu nie potrzeba wielkich technologii, wystarczy takiego kogoś spotkać na ulicy. A jak Wy na to – nomen omen – patrzycie?

Udostępnij: Google Street… Spy?

Dodano do koszyka.

zamknij
informacje o cookies - Na naszej stronie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z orange.pl bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza,
że pliki cookies będą zamieszczane w Twoim urządzeniu. dowiedz się więcej