Odpowiedzialny biznes

Kolarski festiwal nieopodal Cannes

6 marca 2011

Kolarski festiwal nieopodal Cannes

Walka na ulicach miasta Orleanu. Dwu wielkich kolarzy: Ryszard Szurkowski – najlepszy kolarz na świecie wśród amatorów naciska na pedały ile tylko sił w nogach. Ramię w ramię ściga się z utytułowanym Eddym Merckxem, który wyróżnia się w grupie sprinterskiej drużynową koszulką ekipy „Molteni”. Tego dnia to wielokrotny zwycięzca Tour de France był lepszy.

Ta wyżej przedstawiona rywalizacja to walka o etapowe zwycięstwo w wyścigu Paryż – Nicea. To również starcie dwu kolarskich światów. Kolarstwa amatorskiego, szeroko rozpowszechnionego wtedy w Polsce, i kolarstwa profesjonalnego, które rządziło się zupełnie innymi prawami.

W 1974 roku, Jean Leulliot przyjechał do Polski, aby omówić szczegóły udziału polskiej reprezentacji w wyścigu „ku słońcu”. Wystartowali w składzie: Jan Brzeźny, Józef Kaczmarek, Janusz Kowalski, Bernard Kręczyński, Zbigniew Krzeszowiec, Wojciech Matusiak, Tadeusz Mytnik, Mieczysław Nowicki, Stanisław Szozda. A Ryszard Szurkowski na linii startu ustawił się w tęczowej koszulce mistrza świata – amatora. Mistrzem świata profejonalistów był Felice Gimondi. To była również niebywała sytuacja, ponieważ w kolumnie peletonu można było dojrzeć dwie mistrzowskie koszulki. Na każdym z etapów Polacy patrzyli z niedowierzaniem na otaczający ich peleton. W ogóle inne podejście do ścigania. Po ostrym starcie zamiast kreowania ucieczek, jakichś ataków kolarze gaworzą sobie w najlepsze, skorzy do żartów i rozdawania uśmiechów. Tempo wolniejsze od spacerowego. „Czy to wyścig kolarski?” – zachodzili w głowę polscy zawodnicy. Poważne ściganie rozpoczynało się po przejechaniu z grubsza połowy etapu. Wtedy tempo zostawało podkręcane do granic możliwości. Mimo różnego podejścia do wyścigu, Polacy potrafili się odnaleźć i na ostatnich metrach każdego z etapów starali się być aktywni. Ba, walczyli o etapowe zwycięstwa!

Dziś impreza w swojej formie niewiele się zmieniła. Tyle samo dni wyścigowych, które z podparyskich miejscowości wiodą na Lazurowe Wybrzeże – do słonecznej Nicei. Choć dla urozmaicenia, w tym roku organizatorzy postanowili zrezygnować z prologu, na rzecz dłuższej jazdy indywidualnej w środku wyścigu. Na starcie w niedziele pojawi się światowa czołówka. Może z tą różnicą, że wśród starujących brak amatorów. Polacy? Debiut Macieja Paterskiego.

Warto napomnieć jeszcze o pewnej niepisanej zasadzie. W Europie Paryż – Nicea rozpoczyna szosowy sezon. Jaki będzie? Mocno dopinguję, aby był bez chemicznego dopingu.

_______________________________________________________________________

Przytoczona historia z 1974 roku odbywała się w czasie, kiedy nie było mnie jeszcze na świecie. Dlatego w tym miejscu dziękuję Panu Krzysztofowi Wyrzykowskiemu, wieloletniemu dziennikarzowi gazety L’Equipe, który w książce pt. „Tytani Szos” przybliżył mi te wydarzenia.

Udostępnij: Kolarski festiwal nieopodal Cannes

Odpowiedzialny biznes

Jazda po bruku

8 kwietnia 2010

Jazda po bruku

Chciałbym zaprosić na pewną przejażdżkę rowerem. Na przejażdżkę dość długą, bo liczącą ponad 200 kilometrów. Dla wyobrażenia dodam, że to dystans mniej więcej jak z Warszawy do Cieszyna. Zapomniałem jeszcze o jednej sprawie. Jakieś 60 kilometrów tej trasy będzie prowadzić po brukowanych odcinkach… Nie wiem ile w tym prawdy, ale jestem w stanie uwierzyć na słowo, że po tylu kilometrach jazdy po „kocich łbach”, ciężko jest wziąć cokolwiek w tak mocno trzęsące się ręce. Nie wspominając już o bólu tylnej części ciała, na której siedzimy. Można rzec, że to istne piekło i niewiele w tym pomyłki. Francuzi od dawna wołają na ten wyścig „Piekło Północy”. Mowa oczywiście o jednym z najstarszych kolarskich klasyków na świecie – Paryż-Roubaix.

Zwycięzca w geście triumfu podniesie do góry nagrodę w kształcie słynnej brukowanej kostki, o ile oczywiście będzie miał na to jeszcze siły. Samo zwycięstwo w tym wyścigu to wielki prestiż, wprowadzający między szeregi wielkich sław. A klasyk w przeszłości wygrywali wybitni kolarze, niestety wśród nich nie ma do tej pory Polaka…

I zapewne jeszcze długo nie będzie. Ponieważ po licznych aferach i skandalicznych decyzjach PZKol-u, polskie kolarstwo sięga dna. Narodowe szkolenie nie przynosi nam nowych perełek w peletonie. Niebiosom można dziękować za Sylwestra Szmyda, który godnie reprezentuję Polskę w światowym peletonie. Czasem odnoszę wrażenie, jakby to polskie kolarstwo jechało z trudem po podobnym bruku, po którym kolarze będą ścigać się w niedzielę. I tak ten polski peleton pod egidą związku pełznie, bo nawet nie można powiedzieć, że jadą słabym czy żółwim tempem. Problem w tym, że brukowane odcinki dla polskiego kolarstwa nie mają końca, a ból organizmu z każdym kolejnym kilometrem niesamowicie się nasila.

Tymczasem zostaje podziwianie zagranicznych kolarzy. Na trzecie zwycięstwo pod rząd, wielkie aspiracje przejawia Tom Boonen. W całej historii tego wyścigu udało się to tylko Francuzowi Octavowi Lapize (wygrał w latach 1909-11) i Francesco Moserowi (1978-1980). Wszystko okaże się w niedzielne popołudnie na starym welodromie w Roubaix.

bn.

Udostępnij: Jazda po bruku

Dodano do koszyka.

zamknij
informacje o cookies - Na naszej stronie stosujemy pliki cookies. Korzystanie z orange.pl bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza,
że pliki cookies będą zamieszczane w Twoim urządzeniu. dowiedz się więcej