Wczoraj jak słusznie Bartosz zauważył obserwowaliśmy kolejny piłkarski zgrzyt na meczu w wykonaniu Arjena Robbena i jego trenera Louisa Van Gaala. A od przedwczoraj Italia żyje nie tylko wygraną Interu, ale też aferą z napastnikiem Mediolańczyków Mario Balotellim. Wygwizdany czarnoskóry piłkarz wkurzył się na cały świat i rzucił koszulką o ziemię. Tego już tifosi mu nie wybaczą i przyszłość Mario w barwach "Nerazzurri" będzie raczej krótka. Ale przedwczorajsze wydarzenia to tylko czubek góry lodowej w konflikcie Balotelli kontra reszta Włoch, w którym wina nie leży jednak tylko po jednej stronie.
Mario Barwuah jest synem emigrantów z Ghany, którzy porzucili go w wieku dwóch lat (biologiczni rodzice przyznali się do niego dopiero kiedy był sławny - przypadek znany u nas z rodzinnej traumy Edyty Górniak) i dopiero po adopcji przez włoską rodzinę został Balotellim. Szybko okazało się, że młody emigrant może stać się jednym z najlepszych piłkarzy świata. I gdy zgłosiła się po niego reprezentacja Ghany, Mario wybrał jednak młodzieżówkę Włoch. A jaka spotkała go nagroda?
"Czarni Włosi nie istnieją" to na meczach w słonecznej Italii stał się równie popularny przebój jak u nas "J..... PZPN". Do tego doszła równie skoczna pioseneczka fanów Juventusu "Jeśli podskoczysz, Balotelli umrze", śpiewana i skakana, tak jak u nasz rodzimy skoczny przebój "Kto nie skacze ten z policji".
I być może młodziutki czarnoskóry zawodnik stałby się ulubieńcem wszystkich organizacji antyrasistowskich i generalnie wszystkich, którym nie w smak jest stadionowa ksenofobia, gdyby nie jego mroczny charakter. Na boiskach Balotelli znany jest z niewybrednego obrażania rywali, kibiców, trenerów i generalnie wszystkich dookoła. Mógłby napisać podręcznik "jak zrazić do siebie każdego w minutę" i byłby to na pewno bestseller.
Z jednej strony obiekt nienawiści i pokrzywdzone dziecko (bo dorosłym trudno go nazwać), z drugiej niemal bandzior i człowiek z upodobaniem krzywdzący wszystkich. A do tego genialny piłkarz. To oznacza, że jeśli ktoś nie uleczy mu szybko duszy, nie wyprostuje charakteru jego przyszłość można odczytywać w czarnych barwach. I nawet nikt go nie zapamięta jako "Buntownika bez powodu", jako Jamesa Deana footballu. Bo to ani te czasy, ani też ta charyzma.