Przystojni, bogaci, elokwentni, mają dryg do interesów, a adrenalina to ich drugie imię. Dajcie się im porwać, a w zamian zapewnią Wam świetną rozrywkę. Jeśli rozglądacie się za filmami na weekend – lekkimi, zabawnymi, barwnymi i zaskakującymi to „Dżentelmeni” idealnie wpasują się w taką konwencję.
Prawdziwych Cyganów już nie ma
Oglądałam kiedyś „Przekręt” Guy’a Ritchiego, owiany sławą filmu kultowego. Dla mnie był on dobry. Naprawdę dobry, ale nie więcej (zdaję sobie sprawę, że tym zdaniem mogę narazić się wielu kinomanom). Nie wiem czy to kwestia tego, że Brad Pitt nie pasował mi do roli Cygana. Odegrał ją świetnie, ale ja widziałam tam bardziej Benicia del Toro (mam świadomość, że chodziło o koczowników-Nomadów, a nie o Romów, jednak i tak nie zgrywało mi się). Nie widziałam też tam kinowego powiewu świeżości, za to powtarzalność - inspirację gangsterskim duetem Johna Travolty i Samuela L. Jacksona z „Pulp Fiction”. Oni byli jednak lepsi. Od brytyjskiego humoru wolałam wersję i żarty Quentina Tarantino.
Ale gdy nie tak dawno zadebiutowali w kinach „Dżentelmeni” – ostatni film Ritchiego – z każdej strony dochodziły mnie zachwyty. Zaczęłam zastanawiać się, czy nie są one na wyrost, czy nie bazują po prostu na dobrej opinii słynnego reżysera, byłego męża Madonny. Byłam ciekawa, choć i trochę sceptycznie nastawiona. Wyczekiwałam więc aż film pojawi się w telewizji, by móc to sprawdzić. Kilka dni temu miał on premierę na Canal+ i powiem, Wam tylko tyle: pe-tar-da! Nie spodziewałam się czegoś tak dobrego.
Czapki z głów, bo wchodzą oni – prawdziwi angielscy dżentelmeni. Będzie wystrzałowo.
Garnitur, giwera i trawka
Od początku zostajemy zbombardowani – ogromem informacji, no i szybko rozbryzguje się krew na szklance piwa. Tylko czyj to kufel, kto jest trupem i czemu spotkał go taki los? Jak pociski z karabinu maszynowego padają kolejne fakty. Trzeba być bardzo czujnym. Zapomnijcie o nudzie. Najpierw nie wiemy o co chodzi, a wraz z Hugh Grantem i jego opowieściami powoli składamy sobie całą historię. Żeby nie mówić Wam za wiele i nie psuć przedniej zabawy, bo sama przyjemność z rozszyfrowywania, zdradzę tylko zalążek fabuły.
Mickey Pearson (Matthew McConaughey) to mafiozo-dżentelmen, gangster z klasą. Ubiera się stylowo, kulturalnie się wypowiada, ma ukochaną żonę (nie w wieku córki, ani nie otacza się wianuszkiem kobiet, jak to zwykle bywa przy takich postaciach w filmach). Od razu go polubiłam. No i ma on jeszcze – jako pracę i hobby – swoje plantacje. Dla zasady nie handluje twardymi narkotykami, tylko marihuaną, którą hoduje pomiędzy eleganckimi, angielskimi rezydencjami dawnych lordów. Jednak trzeba wiedzieć, kiedy ze sceny zejść, niepokonanym (w przypadku gangsterów to określenie nabiera drugiego dna). Dlatego Pearson chce sprzedać swój dyskretny, ale dochodowy biznes i mając już miliony, jak nie miliardy, udać się na zasłużoną emeryturę. Warto tylko znaleźć odpowiedniego kandydata na zastępstwo, tak by interes trafił w dobre ręce. Chętnych jest wielu i tu zaczyna się nieczysta oraz nieoczywista rozgrywka. Na śmierć i życie i blanty.
Niezły przekręt
Inteligentna gra z widzem, wartka akcja (bez nadmiernych pościgów i strzelanin, a z zaskakującą i imponującą tempem narracją), cudowny czarny humor, dobrze rozpisane oraz zagrane postaci – tak w skrócie można opisać „Dżentelmenów”. W rzeczywistości nie ma tu dużo o narkotykach, ani nie będzie za wiele przemocy. Jest wielowątkowa fabuła, intryga, zagadka. Reżyser bawi się z widzami – czasem ich zwodzi, puszcza oczko i mylne tropy, zaskakuje. Po prostu taki kinowy przekręt.
Film bazuje na świetnych dialogach, na mniejszych i większych rolach, gdzie każda jest prawdziwą perełką. No i jest komedią gangsterską, która naprawdę bawi. Do tego ma smaczki – kto by pomyślał, że znajdą się tam nawiązania do… „Opowieści z Narnii” czy „Kupca weneckiego” oraz różne kulturalne aluzje czy gry słowne, które czynią ten kąsek jeszcze lepszym. Polecam, jeśli macie możliwość, oglądania w oryginale z napisami. W wersji z lektorem umykają nieraz językowe zabawy, które dostarczają humoru i pikanterii. Czysta oraz jakże przyjemna rozrywka.
Zagrajcie to jeszcze raz panowie
Choć główną rolę gra tu Matthew McConaughey i całkiem niezłe mu to wychodzi, to show kradną inni dżentelmeni. Nie tylko ci z błękitną krwią w żyłach, ale i ci w dresach i z kebabem w dłoni. Colin Farrell („Ondine”, „Intermission”) jest tutaj najlepszy! Wnosi najwięcej kolorytu i humoru.
Ciekawie jest też w przypadku Hugh Granta („Dziennik Bridget Jones”, „Był sobie chłopiec”), który dotychczas grywał słodkich i nieporadnych kobieciarzy, a tutaj ma nietypową, jak na niego i jego warunki, rolę. Jednak postawa amanta (ta sama mimika, gesty) chyba na zawsze zapisała się w jego osobie.
Uśmiech na mojej twarzy zagościł, gdy na ekranie pojawił się też Jeremy Strong – aktor może i mniej popularny, ale za to znany z roli w serialu HBO – „Sukcesja”, gdzie był niesamowity. Pozytywnym zaskoczeniem jest też Charlie Hunnan („Król Artur”) – klasa w tym filmie i klasa sama w sobie. I choć kobiece role pojawiają się, to trzeba przyznać, że to panowie tu rządzą. A Guy Ritchie pokazuje, że nawet w półświatku można być dżentelmenem, a smoking idzie w parze z rewolwerem. Jest to miła odmiana dla typowego kina akcji, gangsterskiego, nakreślonego w ciemnych barwach. Tutaj nie brakuje szaleństwa. To także dość oryginalny portret bossa narkotykowego, którego dziś kino przedstawia często jako typ pokroju Pabla Escobara. Mickey Pearson to barwna postać, a jego świty mogłaby pozazdrościć sama Królowa Elżbieta. A na koniec powiem już tylko jedno - panowie, dżentelmeni – ależ to było dobre!
Film można oglądać na kanale Canal+, czyli w wybranych pakietach Orange Love z telewizją i internetem. Natomiast na HBO znajdziecie seriale nominowane do tegorocznych nagród - Złotych Globów – m. in. „Mały Topór” czy „Od nowa”. W tym ostatnim tytule nasz bohater - Hugh Grant pokaże swoje kolejne, mroczniejsze oblicze. Towarzyszyć mu będzie Nicole Kidman. Warto obejrzeć. A jeśli chcecie przeczytać o innych dżentelmenach, np. włamywaczach – polecam moją wcześniejszą recenzję serialu „Lupin”. A Wy jakie filmy na weekend polecacie?
Komentarze
The product you have launched is an impressive innovation. It not only meets a market need but also shows the creativity and original thinking that your team brings. I am glad to see such dedication and passion reflected in your work.
Odpowiedz